01

6.8K 470 32
                                    

Moje życie było jedną wielka pomyłką. Od początku byłem skazany na porażkę. Moi „kochający" rodzice zostawili mnie na progu pieprzonego domu dziecka. Spędziłem w nim praktycznie większą część mojego życia. Zawsze bity i wyzywany.

Nie godziłem się na to, dlatego w wieku szesnastu lat uciekłem. Tłukłem się po ulicach przez kilka dni - bez jedzenia, wody i czystych ubrań. Marzłem i głodowałem, ale żadnego z przechodniów nie obchodziło to. Bezdomny nastolatek na ulicach Nowego Jorku był tylko kolejną zakałą ludzkości.

Jednak w chwili zwątpienia odnalazł mnie człowiek o imieniu Joe. Joe przygarnął mnie do siebie, nakarmił i ubrał, pomimo, że jemu samemu nie wiodło się zbyt najlepiej. Stary, poczciwy Joseph był emerytowanym bokserem i to on nauczył mnie wszystkiego czego potrafił. Pokazał mi każdą technikę, każdy unik i każdy cios. Widział we mnie potencjał i wierzył, że kiedyś mogę osiągnąć coś wielkiego.

To on zgłosił mnie do miejskich zawodów amatorskiego boksu. Dzięki temu znalazłem się na samym szczycie. Stałem się jednym z najlepszych bokserów na świecie.

Stawałem na ringu z wieloma sławami. Zdarzały się porażki, ale to jedynie dawało mi większą motywacje do cięższych treningów i do dalszej walki.

Byłem u szczytu mojej kariery. Pieniędzy miałem jak lodu. Odwdzięczyłem się Joe za jego pomoc. Był moim osobistym trenerem.

Jednak coś poszło nie tak. Z biegiem czasu coraz częściej wdawałem się w bójki poza zawodami i turniejami. Zacząłem pić dużo alkoholu i wpędziłem się w nałóg -stałem się palaczem i okazjonalnie lubiłem pociągnąć sobie kreskę.

Każdej nocy chodziłem do baru, gdzie piłem, a później zabierałem jedną z kobiet do domu, żeby następnego ranka zostawić ją bez pożegnania i chociażby bez podziękowania.

Za co miałem im dziękować? Pieprzyliśmy się tylko i nic więcej. Każda z nich znaczyła dla mnie tyle co nic.

Kiedyś przytrafił się taki felerny dzień, który był przełomem w moim życiu i wszystko zaczęło się sypać.

Jak zawsze byłem wtedy w barze i popijałem kolejny łyk najdroższej whiskey jaką tylko mieli na stanie, kiedy to dostałem telefon ze szpitala. 11 listopada 2011 roku zmarł mój trener i jedyny prawdziwy przyjaciel Joe. Dostał ataku serca, gdy usłyszał, że ktoś włamuje się do jego domu. Tego też dnia złodzieje wykradli połowę rzeczy z mojego domu, a żeby było tego mało to dodam, że zdyskwalifikowali mnie z prestiżowego Grand Prix za rzekome stosowanie dopalaczy.

Zabawne, prawda? Wszystko wydarzyło się 11.11.11r. i od tamtej pory nienawidzę listopada i jesieni. Nienawidzę w zasadzie wszystkiego. Stałem się zgorzkniały i kompletnie pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Ograniczyłem alkohol i inne używki, by wziąć się za treningi.

Boks był jedyną rzeczą, która mi w życiu pozostała. Przez trzy następne lata walczyłem na ringu nie okazując ani krzty litości.

A co teraz? Teraz po tym pieprzonym napadzie zostałem inwalidą. Dwójka zamaskowanych sukinsynów załatwiła mnie po całości. Dzięki nim mam cholerny niedowład nóg, właściwie to od pasa w dół jestem sparaliżowany i zostałem do końca mojego życia skazany na kurewski wózek inwalidzki oraz na litość innych. Do pieprzonego kompletu wykryto u mnie cholernego raka o wysokim stadium zaawansowania.

Miałem zaledwie dwadzieścia trzy lata, a już nie potrafiłem zrobić niczego bez czyjejś pomocy.

Dodatkowo wszyscy moi opiekunowie i pielęgniarze bali się mnie. Przychodząc do mojego domu obawiali się nawet spojrzeć mi w oczy co wzbudzało we mnie jeszcze większą nienawiść.

Chciałem zniknąć. Nie miałem już nic do stracenia. Wszystko i tak zmierzało ku końcowi, a ja i tak zostałem kompletnie sam. Życie ssie, a ja nie miałem ani ochoty ani siły żeby z nim walczyć. Nadszedł czas by opuścić ten ring.

**

Pierwszy rozdział! wohoo!

Mam nadzieję, że wam się spodobał i wyrazicie swoją opinię na jeo temat :)

beautifully imperfect // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz