4

169 26 0
                                    

Ranboo i Tubbo w tym czasie zostali pozostawieni sami sobie.
Gdy Technoblade jak burza wparował do kościoła, a potem zniknął wraz z Tommim Tubbo kolejny raz tego dnia wpędzony został w stan głębokiego szoku.
- Więc... - zaczął - Co to-? - niepewny nie dokończył nawet pytania.
- Oni tak zawsze. - odparł Ranboo ze wzruszeniem ramion. - Nie zwracaj uwagi.
- Jesteś pewny? - Tubbo zmarszczył brwi. - To nie wyglądało bezpiecznie. Czy Tommy w ogóle jeszcze żyje?
- Jest nieśmiertelny. Zazwyczaj jak się kłócą jest gorzej. Dobrze, że Tobie się nic nie stało.
Po tych słowach zapanowała chwilą niezręcznej ciszy.
- Więc... - zagadnął w końcu Tubbo - Powiedz mi właściwie co cię z nimi łączy. Bo wnioskuję, że to nasi bogowie, tak? Philza Minecraft, Technoblade, Wilbur Soot, Tommyinnit? A kim ty właściwie jesteś? Bo nie słyszałem o takim bogu jak Ranboo.
Ranboo w odpowiedzi niepewnie pokręcił głową.
- Nie, nie jestem bogiem. - stwierdził.
- Na człowieka na pewno nie wyglądasz. - prychnął Tubbo, gdy zorientował się, że Ranboo nie zdradzi nic więcej.
- Człowiekiem też nie jestem. - mruknął Ranboo niechętnie. Nie lubił poruszać kwestii swojego pochodzenia, szczególnie przy dopiero poznanej osobie. To nie był temat przyjemny, a mimo to nie chciał zrazić rozmówcy brakiem odpowiedzi.
- To kim tak właściwie? - Tubbo zmarszczył brwi.
Więź, która zdawała się nawiązać między nim, a Ranboo przy pierwszym uścisku dłoni, blakła i teraz zniknęła niemal zupełnie. Nie pojmował zwyczajnie jego nastawienia.
- Wybrykiem natury. - odpowiedź nadeszła dopiero po chwili. - Tak lubi mnie nazywać Wilbur. Tommy też w sumie. - jego ton był chłodny, pozbawiony niemal emocji. Z każdą chwilą czuł się coraz mniej komfortowo w tej sytuacji.
- Brzmi prawie jak mój ojciec.  - prychnął Tubbo.
- Co? - Ranboo nagle jakby się przebudził. - Czemu twój ojciec miałby tak mówić? - możliwość, że człowiek nazywać może drugiego człowieka w podobny sposób, wykraczała poza granice jego pojmowania.
Tubbo wzruszył ramionami.
- Nienawidzi mnie. - odparł oschle. - To wszystko.
- Ale... Ty mu nic nie zrobiłeś? I nie ma cię o co obwiniać? Jesteście tego samego gatunku... Czemu miałby cię więc wykluczać? - Ranboo próbował objąć umysłem sytuację tak odmienną od wszelkich mu znanych. Dochodził powoli do wniosku, że jego wiedza na temat ludzkich relacji i emocji jest wyjątkowo ograniczona.
Na te słowa Tubbo wykrzywił się.
- Oczywiście, że nic mu nie zrobiłem! Nie wiem dlaczego mnie nie cierpi! - krzyknął, sprawiąjąc, że Ranboo cofnął się nieco spłoszony. - Po prostu mnie nienawidzi! Wyżywa się na mnie! Taki jest!
Ranboo popatrzył na niego niepewnie.
- Przepraszam - zająknął się. - Nie powinienem poruszać tego tematu. Mogę jakoś pomóc?
- Pomóc? - Tubbo prychnął, nieoczekiwanie rozbawiony. - Mojej relacji z ojcem? Obawiam się, że to niemożliwe. No chyba, że umiesz czynić cuda, co?
- To co ludzie mają w zwyczaju nazywać cudami? Tak. W większości sytuacji nie stanowi to problemu. - odpowiedział Ranboo poważnie.
Tubbo popatrzył na niego zaskoczony, strofując się przy tym w myślach za to, że nie przewidział podobnej odpowiedzi.
Co, w końcu, tego dnia nie mogło się zdarzyć? Spotkał przecież dwójkę z bogów których wyznawał od lat. Czemu wciąż coś mogło go zaskoczyć?
___________________________
Więcej postaci będących mocno out of character, bo mi się nie chce, ale nie chcę tej książki porzucać? Dokładnie.
Chyba jednak to już koniec codziennych rozdziałów, bo dość mocno psuję tym jakość książki jak piszę na szybko i ledwo się wyrabiam. Ale jest tak jak jest. Zobaczymy.
Ogólnie mam nadzieję, że się podobało, ja uciekam i życzę miłego dnia, nocy czy czegokolwiek.

DSMP - Gods AUWhere stories live. Discover now