14

68 8 4
                                    

Gdy Tubbo wzdrygnął się potrącił wieżę butelek, które znów rozsypały się dookoła. Dźwięk szkła uderzającego o podłogę zestresował go jeszcze bardziej.
- Ojcze, ja- - zaczął, próbując się tłumaczyć, ale nie umiał znaleźć słów, utknęły mu one w gardle.
Mężczyzna stojący w drzwiach miał na skroniach baranie rogi rzucające na posadzkę niepokojący cień i mierzył ich wzrokiem, niezdrowo żółtych, oczu. To syna to Ranboo, który nie podniósł się nawet z fotela, odpowiadając mu niechętnym spojrzeniem.
Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę nim Ranboo podniósł się ostatecznie i otrzepał garnitur z wyimaginowanego kurzu.
- Ranboo Beloved. - stwierdził, podchodząc kilka kroków bliżej i wyciągając dłoń. - Miło mi.
Ojciec Tubbo cofnął się o krok. Ręka, którą Ranboo wyciągnął była pokryta czarną, lśniącą skórą do złudzenia przypominającą obsydian. Jeśli nawet wcześniej nie zdał sobie z tego sprawy, teraz był pewny, że nie był on człowiekiem. Wcale nie miał zamiaru go dotykać. Skrzywił się tylko.
- Co robisz w moim domu? - zapytał, z irytacją wyraźnie słyszalną w głosie na co Ranboo cofnął rękę.
- Czekam na ciebie. - odpowiedział. - Planuję być mediatorem między tobą a twoim synem.
- Planuj sobie co chcesz. Ale wypierdalaj z mojego domu. - mówiąc to mężczyzna obrócił się w kierunku swojego syna. - Tubbo, co ja ci mówiłem o spotykaniu się z dziwakami? - syknął, a Ranboo mógł przysiąc, że jego oczy zaświeciły się gdy to mówił.
Tubbo, który, skulony, wyglądał jakby próbował wtopić się w ścianę, nie odpowiedział. Wyłącznie pięści zacisnęły się przy jego bokach.
___________________________
Wiem, że długo mnie nie było i bardzo krótki rozdział, ale szkoła mnie męczy.
W każdym razie mam nadzieję, że się podobało, ja uciekam i życzę miłego dnia, nocy czy czegokolwiek.

DSMP - Gods AUحيث تعيش القصص. اكتشف الآن