20

11 2 1
                                    

Tego dnia Philza, po raz pierwszy w całym swoim istnieniu, skończył pracę wcześniej. Uznał, że żadnej dyszy nie zaszkodzi jeśli pozostanie przywiązana do martwego ciała przez kilka dodatkowych godzin, a Tommy, pozostawiony samemu sobie i działający pod wpływem emocji, może okazać się znacznym problemem.
Porzucił więc świat fizyczny przedwcześnie, wycofując się do swojego pałacu.
Nie odzywał się do swoich synów. Wiedział, że Wilbur powiedział mu wszystko co mógł, a Technoblade, nie witając go, wyraźnie dawał znać, że nie ma zamiaru rozmawiać. Prawdopodobnie on też nie wiedział nic więcej.
Zamknął się więc w swojej komnacie, pustym pomieszczeniu wykreowanym z materii nicości, usiadł na ledwo materialnej podłodze, skrzyżował nogi i złożył dłonie na kolanach, rozpoczął medytację.
Sięgnął ku Tommiemu, próbując odnaleźć go wśród chaosu i wśród porządku wszechświata, jak igłę w stogu siana. Zazwyczaj znalezienie kogoś, pojawienie się koło niego, zajmowało mniej niż ułamek sekundy, ale tym razem Philza nie natrafił na nic, nie po minucie, nie po pięciu ani dwudziestu. Oczywiście w pustce w której przebywał czas nie istniał i nie mijały minuty, ale on spędzał na ziemi tyle czasu, że wyrobił wewnętrzny zegar. Wiedział więc, że minęła niemal godzina zanim natrafił na jakikolwiek ślad, niejasne wspomnienie zaryte w przestrzeni, wspomnienie, niewyraźny obraz, w którym usta Tommiego otwierały się, jakby krzyczał na kogoś. Philza obserwował jak, we wspomnieniu, jego syn zamarł ze zmarszczonymi brwiami, najpierw w irytacji a później fascynacji, i jak potem czyjaś blada dłoń sięgnęła ku niemu i szarpnęła go, a on zniknął.
Próbując podążyć za nim myślami Philza natrafił na ścianę, ścianę, która nie ustępowała niezależnie jak mocno by naciskał, a zdawała się tylko odpychać go bardziej. Skrzywił się, był Philzą Minecraft, posłańcem śmierci, jednym z najpotężniejszych bogów, nikt nie powinien być w stanie tak łatwo powstrzymywać go przed osiągnięciem czegokolwiek. Zacisnął dłonie, gotów przebić się siłą, jaskrawe, zielone płomienie otoczyły jego pięści. Był Philzą Minecraft i, choć nie budował on poczucia własnej wartości na tym jak był silny, wciąż nie mógł pozwolić nikomu go tak poniżać.
Uderzył. Gwałtownie i brutalnie. Choć fizycznie wciąż siedział spokojnie, ze skrzyżowanymi nogami, jego istota była gdzie indziej, potężną siłą uderzyła w niewidzialną ścianę.
Jego oczy otworzyły się nagle, gdy jego byt z impetem wpadł z powrotem do jego ciała, odepchnięta potężną siłą. Oddychał ciężko.
- Ja pierdolę, co to było? - mruknął sam do siebie, gdy udało mu się w końcu złapać oddech. - W co ty się do jasnej cholery wpakowałeś, TommyInnit?

DSMP - Gods AUWhere stories live. Discover now