Rozdział 29

90 10 39
                                    


Bolesne pragnienie


Zimny wiatr sprawił, że po całym ciele Willa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zasunął kurtkę pod samą szyję i schował ręce do kieszeni, kierując się w stronę domu. Nie chciał używać pieczęci Ardala, żeby nie marnować energii, dlatego postanowił wrócić pieszo. Dodatkowo uważał, że taki spacer na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi. Wciąż musiał poukładać sobie wszystko w głowie. Plan Clive'a miał szanse się powieść, ale trzeba było się do niego przygotować. Will zastanawiał się, co powinien zabrać ze sobą na dzisiejszy nocny wypad i co powiedzieć rodzicom. Zaczął się też martwić o zakrwawione bandaże, które zostawił w koszu w łazience. Jeżeli ktoś je znajdzie, będzie musiał wymyślić jakąś dobrą wymówkę, chociaż nie miał pojęcia, co byłoby na tyle wiarygodne, żeby wyjaśnić obecność krwi, a brak rany.

Gdy tak o tym rozmyślał, obok niego przejechała karetka. Najpierw jedna, potem druga, trzecia... i czwarta. Wszystkie w tym samym kierunku. Coś takiego zdecydowanie nie było tutaj na porządku dziennym. Gdzieś w pobliżu musiało stać się coś poważnego. Kiedy pojazdy skręciły w stronę jego szkoły, Will zatrzymał się na chwilę, jakby wciąż nie dowierzając, ale zaraz czym prędzej rzucił się do biegu w tamtym kierunku, jednocześnie wyjmując z kieszeni telefon komórkowy i przeglądając ostatnie wiadomości.

— Nie ma nic — powiedział do siebie, odczuwając coraz większy niepokój.

Nie dostał od Leo ani jednej wiadomości. Nawet takiej, która mówiłaby, że dotarł do domu. Szybko wybrał jego numer telefonu i spróbował się do niego dodzwonić, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie komunikat, że telefon znajduje się poza zasięgiem lub jest wyłączony. Zacisnął dłonie w pięści i przebiegł przez ulicę, niemal dając się potrącić przez samochód. Gdy znalazł się na placu przed szkołą, omal nie upuścił na ziemię plecaka.

— Co tu się stało? — wyszeptał z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

Wszędzie byli ratownicy medyczni, którzy pomagali ludziom i opatrywali pomniejsze rany. Niektórzy wciąż byli nieprzytomni, leżeli na ziemi i wyglądali tak, jakby zemdleli w trakcie zwykłego spaceru. Will, nie widząc wśród ofiar Leo, odetchnął z ulgą. Postanowił sprawdzić budynek szkoły, ale gdy tylko zbliżył się do bramy, zatrzymał go policjant.

— Nie możesz tu wejść — powiedział stanowczo, zagradzając mu drogę.

— W środku może być mój kolega — odparł Will, próbując się jakoś przedrzeć, jednak mężczyzna złapał go za ramiona i zawrócił.

— Nie ma tam nikogo. Przez pobliski wyciek gazu wszyscy zostali ewakuowani. Okolica została całkiem zamknięta. Nie możesz pójść dalej. Jeżeli twój kolega faktycznie się tam znajdował, prawdopodobnie jest już bezpieczny w domu.

— Rozumiem... — mówił, odchodząc.

Bojąc się stracić jeszcze więcej czasu, Will zniknął szybko za rogiem i, upewniając się, że nikt go nie widzi, otworzył szybko przejście do wnętrza budynku. Pobiegł szybko do sali klubu artystycznego, wołając imię Leo, ale nikt nie odpowiadał. W środku faktycznie nie było żywej duszy. Zniknęły także rzeczy Leo, więc musiał opuścić salę jeszcze przed ewakuacją. Will dotknął ściany i przeniósł się ponownie, tym razem do pokoju w domu Leo. Szybko rozglądnął się po pomieszczeniu, ale tutaj też go nie było. W pośpiechu strącił z biurka kubek z pędzlami, który upadł na ziemię, robiąc tym samym trochę hałasu.

— Leo, to ty? — zza drzwi usłyszał głos Deana, młodszego brata Leo. — Kiedy wróciłeś? Nie widziałem, jak wchodzisz.

Nim chłopiec zdążył położyć dłoń na klamce, Willa już nie było w pokoju. Znów znalazł się w szklarni Clive'a.

Pozszywane WężeOnde histórias criam vida. Descubra agora