Inaczej też go stracisz
Clive wyszedł z łazienki, wycierając wciąż mokre włosy ręcznikiem. Szybkim krokiem udał się do pokoju Willa i uśmiechnął się, widząc, jak Leo siedzi na dywanie i z pasją próbuje wyjaśnić ich gospodarzowi, co tak właściwie miało miejsce i dlaczego wylądowali u niego w pokoju. Na całe szczęście rodzice Willa pojechali na zakupy, a Wanda spotykała się z koleżankami na mieście, więc cały dom pozostawał do ich własnego użytku.
Początkowo, gdy Will usłyszał, że Sheela wróciła, był w szoku. Z jakiegoś powodu nie chciał w to uwierzyć, ale ostatecznie dotarło do niego, że wszyscy będą mieli przez to problemy. Chwilę później jego nastawienie całkowicie się zmieniło i zaczął narzekać, że nie chcieli mu nic o tym powiedzieć, tylko postanowili działać na własną rękę, bezmyślnie narażając swoje życie, ale teraz już tylko słuchał. Widocznie w czasie, w którym Clive brał kąpiel, żeby pozbyć się resztek czarnej mazi, z jakiej zbudowane są stworzenia Sheeli, Will zdążył ochłonąć.
— I wtedy cisnęła tym wężem co najmniej tak, jak gdyby rzucała jakimś oszczepem. A on się wydłużył! — mówił Leo, żwawo gestykulując i niemalże wstając, by dokładnie pokazać, jak wyglądała cała sytuacja. — To było niesamowite! A przynajmniej teraz tak myślę, bo wtedy to było straszne. No i ten ptak się przestraszył tego węża, prawie przywalił w kartony, ale i tak ominął tę chmurę czegoś tam. I ledwo uszliśmy z życiem.
Will siedział na swoim łóżku, trzymając się za głowę i milcząc. Westchnął ciężko, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. Z jednej strony wciąż chciał zgrywać zdenerwowanego, by zbyt łatwo nie odpuścić im tej bezmyślności, z drugiej natomiast na jego usta powoli wkradał się uśmiech spowodowany opowieścią Leo, który z trudem powstrzymywał.
Clive w tym czasie zsunął z głowy ręcznik i przewiesił go przez kark. Schylił się, sięgając po swoje rzeczy, ale jego ręka zatrzymała się w powietrzu. Na chwilę zapomniał, że plecak pozostał w zaułku i teraz ma go tamta dziewczyna, więc plan wyleczenia swoich ran przed powrotem do domu legł w gruzach. Usiadł zrezygnowany przy biurku i oparł czoło o blat.
— Dzięki za ubrania, Will — powiedział.
— Jak cię nie było, to Leo dogłębnie mi wyjaśnił, jak bardzo byłoby z tobą źle, gdyby twoja matka zobaczyła cię w takim stanie. Ubrania to jedno, ale co z tymi zadrapaniami? Dasz radę wejść do domu niepostrzeżenie?
— Wystarczy, że dotrę do szklarni i jakoś sobie z tym poradzę — mruknął, wciąż nie zamierzając podnosić głowy. — Ale jeśli spotkam ją po drodze, to powiem, że jestem taki poharatany, bo wpadłem w berberysy.
— W co wpadłeś?
— To takie krzewy cierniste. Dobre na wątrobę i przeziębienie, czasem na stres.
— Czyli leżałeś w berberysach, żeby złagodzić stres. Myślę, że ona to kupi — powiedział Leo, nie ukrywając ironii w głosie i splatając dłonie za głową, jednak gdy zobaczył zmartwiony wyraz twarzy Clive'a, westchnął z uśmiechem. W ten sposób chciał dać mu do zrozumienia, że jeszcze wszystko się ułoży. — Berberysy muszą być super. To dobry plan.
— To beznadziejny plan i dobrze o tym wiesz, ale nie mam teraz lepszego. Ponieważ berberys rośnie u ciebie za domem, to ta historia jest choć trochę wiarygodna.
— Clive... twoja matka i tak już za mną nie przepada, więc jeśli powiesz jej, że zrobiłeś to sobie u mnie, mogę sobie wyobrazić, co będzie później... Wparuje mi do domu z siekierą w ręku, chcąc wyciąć wszystkie berbecosie do gołej ziemi, a potem dostaniesz szlaban na wychodzenie z domu, póki twój ojciec nie przekona jej, że znów za bardzo panikuje. Oboje na tym stracimy.
![](https://img.wattpad.com/cover/162196474-288-k697184.jpg)
CZYTASZ
Pozszywane Węże
FantasyWystarczył jeden impuls, by pozbyć się wiecznego smutku, tworząc wieczne piękno... Nie wystarczyła za to cała wieczność, by pozbyć się poczucia winy. Tak oto, chcąc zabić jednego, powołano piętnastu. I każdy z nich był wężem, który odrzucił zniszcz...