Rozdział 21

116 27 27
                                    


Inaczej też go stracisz


Clive wyszedł z łazienki, wycierając wciąż mokre włosy ręcznikiem. Szybkim krokiem udał się do pokoju Willa i uśmiechnął się, widząc, jak Leo siedzi na dywanie i z pasją próbuje wyjaśnić ich gospodarzowi, co tak właściwie miało miejsce i dlaczego wylądowali u niego w pokoju. Na całe szczęście rodzice Willa pojechali na zakupy, a Wanda spotykała się z koleżankami na mieście, więc cały dom pozostawał do ich własnego użytku.

Początkowo, gdy Will usłyszał, że Sheela wróciła, był w szoku. Z jakiegoś powodu nie chciał w to uwierzyć, ale ostatecznie dotarło do niego, że wszyscy będą mieli przez to problemy. Chwilę później jego nastawienie całkowicie się zmieniło i zaczął narzekać, że nie chcieli mu nic o tym powiedzieć, tylko postanowili działać na własną rękę, bezmyślnie narażając swoje życie, ale teraz już tylko słuchał. Widocznie w czasie, w którym Clive brał kąpiel, żeby pozbyć się resztek czarnej mazi, z jakiej zbudowane są stworzenia Sheeli, Will zdążył ochłonąć.

— I wtedy cisnęła tym wężem co najmniej tak, jak gdyby rzucała jakimś oszczepem. A on się wydłużył! — mówił Leo, żwawo gestykulując i niemalże wstając, by dokładnie pokazać, jak wyglądała cała sytuacja. — To było niesamowite! A przynajmniej teraz tak myślę, bo wtedy to było straszne. No i ten ptak się przestraszył tego węża, prawie przywalił w kartony, ale i tak ominął tę chmurę czegoś tam. I ledwo uszliśmy z życiem.

Will siedział na swoim łóżku, trzymając się za głowę i milcząc. Westchnął ciężko, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. Z jednej strony wciąż chciał zgrywać zdenerwowanego, by zbyt łatwo nie odpuścić im tej bezmyślności, z drugiej natomiast na jego usta powoli wkradał się uśmiech spowodowany opowieścią Leo, który z trudem powstrzymywał.

Clive w tym czasie zsunął z głowy ręcznik i przewiesił go przez kark. Schylił się, sięgając po swoje rzeczy, ale jego ręka zatrzymała się w powietrzu. Na chwilę zapomniał, że plecak pozostał w zaułku i teraz ma go tamta dziewczyna, więc plan wyleczenia swoich ran przed powrotem do domu legł w gruzach. Usiadł zrezygnowany przy biurku i oparł czoło o blat.

— Dzięki za ubrania, Will — powiedział.

— Jak cię nie było, to Leo dogłębnie mi wyjaśnił, jak bardzo byłoby z tobą źle, gdyby twoja matka zobaczyła cię w takim stanie. Ubrania to jedno, ale co z tymi zadrapaniami? Dasz radę wejść do domu niepostrzeżenie?

— Wystarczy, że dotrę do szklarni i jakoś sobie z tym poradzę — mruknął, wciąż nie zamierzając podnosić głowy. — Ale jeśli spotkam ją po drodze, to powiem, że jestem taki poharatany, bo wpadłem w berberysy.

— W co wpadłeś?

— To takie krzewy cierniste. Dobre na wątrobę i przeziębienie, czasem na stres.

— Czyli leżałeś w berberysach, żeby złagodzić stres. Myślę, że ona to kupi — powiedział Leo, nie ukrywając ironii w głosie i splatając dłonie za głową, jednak gdy zobaczył zmartwiony wyraz twarzy Clive'a, westchnął z uśmiechem. W ten sposób chciał dać mu do zrozumienia, że jeszcze wszystko się ułoży. — Berberysy muszą być super. To dobry plan.

— To beznadziejny plan i dobrze o tym wiesz, ale nie mam teraz lepszego. Ponieważ berberys rośnie u ciebie za domem, to ta historia jest choć trochę wiarygodna.

— Clive... twoja matka i tak już za mną nie przepada, więc jeśli powiesz jej, że zrobiłeś to sobie u mnie, mogę sobie wyobrazić, co będzie później... Wparuje mi do domu z siekierą w ręku, chcąc wyciąć wszystkie berbecosie do gołej ziemi, a potem dostaniesz szlaban na wychodzenie z domu, póki twój ojciec nie przekona jej, że znów za bardzo panikuje. Oboje na tym stracimy.

Pozszywane WężeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz