Rozdział 29.5

60 5 95
                                    


W poprzednich odcinkach...


Promienie słoneczne z trudem przedostawały się przez ciemne chmury, malując na ich tle majestatyczne pasma, które splatały ze sobą niebo i ziemię. W korzeniach wielkiego, suchego drzewa, siedział wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach, opierając się plecami o kolosalny pień. Z tęsknotą patrzył w dal, szukając jakichkolwiek oznak życia, ale w promieniu wielu kilometrów nie było nic poza skalistym terenem. Podobno drzewo, przy którym się znajdował, niegdyś swoimi konarami podtrzymywało cały firmament. Podobno kiedyś, setki, a może nawet tysiące lat temu, na jego gałęziach kwitły gwiazdy. Podobno w cieniu tego drzewa skryć się mogły wszystkie żywe istoty. Ostatecznie, również podobno, korzenie tego drzewa sięgały najdalszych zakamarków ziemi, mając dostęp do każdego miejsca na tym świecie, dzięki czemu każdy, kto tylko chciał, mógł podążyć ich śladem i trafić do tego miejsca. Drzewo to uznawane było za centrum świata, fundament istnienia i Początek Spirali... Ale to tylko podobno, bo są to historie, na które nie ma dowodów. Za to wszystko, na co chłopak patrzył swoimi wnikliwymi, złotymi oczami, świadczyło o tym, że ten świat umierał. Tak jak to drzewo było martwe, suche i zwęglone, tak też ten świat dążył do tego, by się do niego upodobnić.

Chłopak westchnął, wypuszczając przy tym kłęby srebrnego dymu, który mienił się drobinkami magii. Odłożył złotą, grawerowaną fajkę i spojrzał na swojego towarzysza, który siedział u jego boku i z niezręcznym uśmiechem na ustach, w ciszy wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt w oddali, jaki obrał sobie za cel.

- A więc chcesz powiedzieć... - zaczął czarnowłosy, zwracając na siebie uwagę szatyna. - Chcesz powiedzieć, że mam poprowadzić za ciebie rozdział bonusowy, bo zniknąłeś na kilka lat i teraz nie masz odwagi stanąć przed swoimi czytelnikami?

- Może...? - odpowiedział mu Ytty, przy czym jego uśmiech zrobił się jeszcze bardziej niezręczny. - Jeżeli ktoś ma to zrobić, to tylko ty, Cass!

- Wydaje mi się, że jest całe mnóstwo ludzi, którzy mogliby to zrobić za mnie i bardziej by się do tego nadawali. Ja nawet nie jestem z tej opowieści - powiedział, obracając zręcznie fajkę w palcach. - Na pewno będzie ktoś bardziej odpowiedni.

- Nie. Nie ma szans. To musisz być ty, ponieważ nie masz żadnych powiązań z tą historią. Mnie rozszarpią na strzępy jak mnie zobaczą. Ciebie nie znają, to tobie nic nie zrobią! - zawołał Ytty, wstając i pokazując palcem na Cassa. Po chwili zbliżył się i ten sam palec przyłożył do jego czoła. - Jesteś moim pierworodnym dzieckiem, tobie się na pewno uda ich udobruchać. Weź na siebie ciężar moich przewinień i ponieśmy je razem!

- To chyba nie tak powinno działać... - Cass zaśmiał się niemrawo, kręcąc przy tym głową. - No... ale co zrobić. Pomogę ci. W końcu zadałeś sobie tyle trudu, żeby wyrwać mnie z mojej opowieści i pokazać mi kolejny świat... gdziekolwiek to jest.

- To, mój drogi, jest Początek Spirali. Miejsce, w którym zaczyna się Świat. Ale to też jest część innej historii. Uznałem, że jeśli mam zachować wszelkie środki bezpieczeństwa, to nie mogę ani wykorzystać postaci, którą znają, ani tym bardziej miejsca, które znają, bo te okrutne bestie wykorzystają je na swoją korzyść. Tak więc postanowiłem użyć ciebie jako coś starego i tego miejsca, jako coś nowego.

- Gdybym tylko mógł, to bym się na ciebie obraził za to, że nazywasz mnie starociem, ale wiesz, że nie potrafię - odparł Cass, zdejmując z siebie palec Yttiego. - No dobra, to idź już, bo mam wrażenie, że ten twój rozdział zaczął się chwilę temu i już pierwsi czytelnicy cię wyczytali.

Pozszywane WężeWhere stories live. Discover now