𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟹 𝙹𝚊𝚗𝚎𝚔 𝚓𝚊𝚔 𝚋𝚘𝚕𝚒...

806 12 6
                                    

𝟷𝟿𝟹𝟿, 𝟶𝟷.𝟷𝟸
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟶.𝟶𝟶

Dzisiaj miała się odbyć moja pierwsza akcja. Za zadanie mieliśmy zerwać flagi nazistowskie i w ich miejsce zawiesić nasze Polskie.

Byłam już po śniadaniu, i szykowałam się na akcję. Ubrałam się w zielone spodnie i białą bluzkę. Wzięłam również małą torbę na ramię do, której spakowałam bandaże oraz mały pistolet, który dostałam kiedyś od Dziadka.

W końcu przezorny zawsze ubezpieczony.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do „siedziby" Tadka.
Lekko zapukałam.
- Proszę. - Odezwał się.
- Serwus, kiedy idziemy?
- Już możemy, tylko wezmę torbę. - Powiedział po czym chwycił ciemną plecak.

Kiedy wyszliśmy z mieszkania, a następnie z kamienicy skierowaliśmy się w stronę lasu, w którym miała odbyć się
zbiórka przed akcją.

Gdy znaleźliśmy się w lesie przywitaliśmy się z Alkiem, Rudym, Irką oraz pozostałymi Harcerzami.

Niedługo później usłyszeliśmy komunikat od Orszy.

Zebraliśmy się w szeregu przed nim, po czym zaczął nam przydzielać grupy do wykonania zadania.

Do grupy Rudego, która zrywała flagi należeli : Ja, Alek i Paweł.

Natomiast do grupy malującej znaki Polski Walczącej należał Zośka, Irka i Anoda.

***

Byliśmy już pod budynkiem, ja stałam na czatach, Paweł zrywał flagi, Rudy je łapał i chował, a Alek zawieszał nowe Polskie.

Gdy ostatnia flaga została zawieszona, zauważyłam 3 Szkopów zbliżających się w naszą stronę.

-Halt! (Stać) - Wrzasnął jeden z nich.

Szybko powiadomiłam chłopaków o nadchodzącym patrolu.

Chwilę poźniej zerwaliśmy się się do biegu.

Lecz było już za późno...

Niemiec zaczął swoją ręką szperać w okolicy pasa. Wziął pistolet. Przeładował go.

Strzał.

Po chwili poczułam przeszywający ból w łydce... Upadłam na biały puch, był taki puszysty. Nie miałam ochoty nawet wstawać, bo poczułabym jeszcze większy ból, a i tak by mnie złapali.

- TOSIA! - usłyszałam czyiś krzyk, lecz byłam tak zszokowana, że nie rozpoznałam czyj on był.
- Jezu Tosia. - Już wiedziałam, kto to powiedział. To był Rudzielec... Wziął mnie na ręce i zaczął biec.
- Janek, jak boli... - Jęknęłam
- Zaraz będziemy w domu Alka, wytrzymaj jeszcze trochę. - Powiedział łamiącym się głosem.
Po jego policzkach powoli zaczęły spływać łzy.
- Janek, czemu płaczesz? - Zapytałam.
- J-ja nie płaczę.
- Ehh, jak zawsze. - Postarałam się lekko uśmiechnąć.

W tyle słyszałam krzyki wkurzonych Szkopów. Oraz kolejny strzał... Na szczęście był on nie celny.

Biegł ze mną na rękach przez jakieś następne 10 minut, dopóki nie dotarliśmy do mieszkania Alka.

Było one najbliżej więc tam mieliśmy się wszyscy spotkać.

W mieszkaniu Maćka zastaliśmy już Zośkę i Irkę.
- O przyszliście, wszystko się uda- - Nie zdążył dokończyć, gdyż zauważył mnie oraz szkarłatną ciecz, która sączyła się z mojej nogi.
- Boże Tocha! Co się stało? - Zapytała wystraszona.
- Postrzelili ją. - Odpowiedział Janek kładąc mnie na sofę.
- Trzeba wezwać Lekarza! - Krzyknął Paweł.
- Już dzwonię!

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now