𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 24 𝙲𝚑𝚎̨𝚌́ 𝚠𝚊𝚕𝚔𝚒

187 7 0
                                    

- Droga Antosiu
Piszę to do ciebie jeszcze przed akcją, na którą wszyscy czekamy. Mam do niej złe przeczucia i obawy, ale bądźmy zdania, że nic niemiłego nas tam nie spotka. Ów list jest pożegnalnym, jeśli przeżyję tą akcję to przyjdę do ciebie i sam go wezmę, ale jeśli nie to zostanie tam gdzie go włożyłem.
Ale do rzeczy. Jesteś dla mnie wszystkim, kocham cie nad życie i nie wyobrażam sobie ciebie stracić. Także mam nadzieję, że czytając to wszystko u ciebie gra, a na twojej twarzyczce gości szeroki uśmiech. Proszę nie płacz po mej śmieci, masz iść dalej I się nie martwić tym co się stało. Życzę Ci abyś znalazła kogoś kto się tobą zaopiekuje, gdy mnie już nie będzie.
Jeszcze pragnę ci podziękować za wszystkie wspólnie spędzone chwile,  za wszystkie pocałunki, za moje uśmiechy wywołane twą osobą, po prostu za to co dla mnie zrobiłaś. Nawet nie wiesz jak bardzo radowałem się gdy ciebie widziałem szczęśliwą i pogodną. Po prostu dziękuję.
Twój na zawsze
Bartek - Skończyłam czytać. - Ja na niego nie zasługiwałam. - Powiedziałam ze łzami w oczach. - W dodatku odpłaciłam mu tym, że przeze mnie umarł, mogłam go uratować...

- Tosia... To nie twoja wina. - Przytuliłem ją. - Wojna zbiera swoje żniwa, tym razem niestety padło na niego. Ale z ludźmi jest jak z sukienką- Kupujesz nową, Daje ci ona wiele radości i szczęścia, z czasem niestety to uczucie słabnie, aż się niszczy, wtedy ją tracisz, ale zyskujesz też nową. - Oznajmiłem uśmiechając się do dziewczyny.

- Ale czemu go nie uratowałam...

- Nie miałaś jak, pistolet się zaciął, nikt by go nie uratował jeśli byłby na twoim miejscu wtedy. Zaciętą bronią nic nie zdołasz.

- Napewno?

- Ależ na sto procent!

- Dziękuję. - Rzekła.

- Wracamy do reszty? - Zaproponowałem.

- Dobrze. - Na jej twarzy wykwitł lekki uśmiech.

Pov. Antonina

- Wróciliśmy. - Powiedział Karol, gdy znaleźliśmy się w pomieszczeniu, w którym przebywała reszta.

- Jak ty to zrobiłeś? - Zaśmiał się Alek.

- Magia.

- On to wiedźma, więc uważajcie. - Zaśmiałam się.

Czułam się już znacznie lepiej, mój przyjaciel uświadomił mi, iż to może faktycznie nie była moja wina... Może tak musiało się stać, może nikt nie mógł już nic zrobić by on przeżył, po prostu taki był mu przypisany los... Ale czymże on na to zasłużył? To był anioł, nie człowiek. Wyrządził więcej dobra niż zła na tym świecie.

- Ja już muszę się zbierać. - Stwierdziła Basia.

- Dobrze, to do zobaczenia! - Pożegnałam się z nią, a dziewczyna wyszła z lokum, odprowadzona do drzwi przez jej Lubego.

- To co Tocha, idziemy do mnie? - Zadała pytanie.

- No a jak! Tylko muszę się spakować, pójdziesz ze mną do mego pokoju?

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecOn viuen les histories. Descobreix ara