𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟼 𝙱𝚢𝚕𝚊𝚜́ 𝚝𝚢𝚕𝚔𝚘 𝚝𝚢...

613 15 2
                                    

𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟷𝟽.𝟶𝟺
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟷.𝟶𝟶

Minęło już kilka miesięcy od wydarzeń związanych ze schwytaniem Irki przez Gestapo, od tego czasu staramy się bardziej uważać.

W dzisiejszym dniu ma się odbyć znane wam zrywanie flag, to właśnie na tego typu akcji zostałam postrzelona... Ale teraz już nie dam się tak łatwo.

Mamy się wstawić na zbiórce o jedenastej trzydzieści, a nasze zadanie ma się rozpocząć o dwunastej. Znajdowałam się już na połowie drogi do lasu, szłam szybkim krokiem aby się nie spóźnić bo mój ukochany braciszek dowódca się wkurzy.

Gdy dotarłam do celu, przywitałam się z pozostałymi harcerzami i podeszłam do Alka.
- Hejka Glizdo przebydła.
- Serwus karle.
- Co tam głupi jak Rudy królewiczu
- Ktoś powiedział, że jestem głupi? - Zapytał Janek wyłaniając się za krzaków.
- Owszem, toż to ja tak stwierdziłam. - Odparłam z teatralnym głosem hrabiny.
- O ty mała! - Rzucił się na mnie powalając mnie na ziemie.
- Jak śmiesz! Alek! Pomóż mi z nim!
- Niestety, ale nie. - Uśmiechnął się chytrze.- to za to, że nazwałaś mnie przebydłą glizdą. - Złożył ręce na kartce piersiowej.
- O nie! Chłopakiii! Pomóżcie!
- Już lecę królowo!- Odparł Anoda i zaczął okładać szyszkami Janka.
- Słoń! Chwyć Rudego grzyba!
- Robi się! - Odparł i podszedł do piegusa.
- Osz ty! - Wrzasnął Bytnar.
- Dobra to teraz Rodowicz pomóż Jerzemu, i obydwoje macie przyprzeć go do ziemi.
- Jasne królowo! - Odparli.
- Aleeek! Pomóż!
- Nie pomagaj mu! - Krzyknęłam. - Paweł powstrzymaj go!
- Juuuż!
- Dobra widzę, że Janek jest już w dobrej pozycji, a więc mogę zacząć zadanie specjalne. - Na mej twarzy wykwitł zawiadacki uśmiech. - ŁASKOTKI! - Zachichotałam i zaczęłam łaskotać Rudego.
- NIEEE! PRZESTAŃ!
- A co będę miała w zamian?
- Eee, buziaka w policzek!
- Fuuu, coś innego.
- Gorącą Czekoladę w Wedlu!
- Tak! - Przestałam łaskotać Bytnara. - Możecie puścić chłopaczynę.
- Dzieci... - Westchnął Tadeusz z boku.

Nagle zjawił się Orsza i rozpoczęto zbiórkę. Zaczął podawać nam gdzie, jak i z kim będziemy zrywać flagi. Ja byłam z Dryblasem, Zośką i Słoniem.

Gdy zakończyło się spotkanie w lesie udaliśmy się w stronę wyznaczonego nam budynku.
Ja szłam z Maćkiem z przodu, natomiast Zośka z tyłu z Jerzym.

Po dotarciu na docelowe miejsce zaczęliśmy wykonywać powierzone nam zadanie, ja stałam na czatach, Glizda zrzucał flagi, Tadek je łapał, a Gawin chował.

Cały czas rozglądałam się na boki, obserwując czy nie idzie jakiś nieszczęsny patrol.

Chłopacy w miarę szybko uwinęli się z robotą, a więc mogliśmy wracać do naszego domu, w którym mieliśmy się spotkać. Po drodze zatrzymał mnie i Alka jakiś Szkop, podaliśmy mu posłusznie dokumenty, po czym je oddał.

Kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu zaczęliśmy czekać na pozostałych, gdyż byliśmy pierwsi. Nie zajęło nam to długo, ponieważ niebawem zjawili się Rudy, Irka, Paweł i Anoda.

Przywitaliśmy się z nimi i zaczęliśmy gawędzić na różne tematy. Poczęło się od naszych planów a skończyło na harcerstwie.
- Ejjj! - Wrzasnęłam.
- Boże, o co Ci chodzi? - Zapytała Kowalska.
- Jedźmy na kemping.
- Tak, tak i jeszcze raz tak. - Poparł mnie Rodowicz.
- Oj było by fajnie, w sumie będzie, bo musimy jechać! - Odezwał się Janek.
- Dokładnie, a ty Tadeusz co ty na to? - Zapytał najwyższy z towarzystwa.
- Nie możemy.
- Możemy! - Krzyknęłam.
- Tosiu, to jest ryzykowne.
- Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. - Odparłam dumna.
- No dobra, zastanowię się...
- Ha! Widzicie? Przekonałam Słodzinkę Zosieńkę. - Zaśmiałam się, a reszta zawtórowała to.
- Żałosne. - Westchnął.
- A wracając do kempingu to kiedy by się odbył?
- Jeśli byśmy uzyskali wszyscy zgodę to może jutro? - Odparł Anoda.
- Nie trochę za wcześnie? - Zapytała Irka.
- Jest wojna, nie wiadomo czy dożyjemy jutra, a tym bardziej do końca miesiąca, więc proponuję w dniu następnym.
- Postanowione. - Podsumowałam. - Jutro kemping w naszym ulubionym lesie, spotykamy się o dwunastej przed wejściem do lasu. Bierzemy namioty, koce i inne potrzebne rzeczy. Spędzimy tam dwie noce, zgoda?
- Zgoda! - Krzyknęli chórem prócz Tadeuszka.
- Zosieńka maleńka się obraziła. - Mruknęłam.
- Coś ty powiedziała?
- Nic a nic.
- Mniejsza, a więc jeszcze jedno, niech ktoś zadzwoni do Buzdygana, Heńka, Katody, Jeremiego i Basii.
- Ja to zrobię. - Odezwał się Alek.
- Jasne, to wszystko już wyjaśnione w takim razie. - Powiedziałam. - Ja idę do mego pokoju.
- Dobrze, idź, idź. - Odparł mój brat, a ja pognałam do sypialni.

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now