𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟸𝟷 𝙼𝚘́𝚓 𝚕𝚞𝚋𝚢

221 10 1
                                    

Maraton 3/3

𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟻.𝟶𝟶

Od ostatnich wydarzeń minęło trochę, mianowicie dwa tygodnie. W tym czasie Bartek wrócił do nas cały i zdrowy. Tak się składa, że na dzisiaj jestem z nim umówiona o 17:00 na spacer po Warszawskich ulicach.

Aktualnie przerabiam temat z Niemieckiego, który zadał mi Janek, bo niedawno znowu znalazłam się u niego na korepetycjach. Kolejne mają się odbyć jutro, co w sumie mnie cieszy, choć za nauką niezbyt przepadam.

Dobra, coś tam umiem. ~Pomyślałam.

Odłożyłam beżowy zeszyt na bok i rozciągnęłam się ziewając. Zobaczyłam, że na podłodze leży mały skrawek kartki, więc czym prędzej go podniosłam.

Spojrzałam też na napis, który widniał na papierze.

Dla mojej Kruszynki.

To musi być od Janka. Tylko on nazywa mnie Kruszynką. Swoją drogą lubię to ,,przezwisko", jest takie delikatne i czułe.

- Serwus! - Powiedział Tadeusz wchodząc do mojej sypialni, zrobił to tak nagle i głośno, że karteczka sama zsunęła się z mojej dłoni.

- Hej, trochę spokojniej byś mógł wchodzić. - Zaśmiałam się. - A coś się stało? - Spytałam, zważając na jego szeroko uśmiechniętą twarz.

- Tak się składa, iż wychodzę dziś z Irką.

- To wspaniale!

- Wiem, wiem.

- Oby twoje dzieci też były takie wspaniałe. - Dodałam cicho.

- Tocha! - Trzepnął mnie w głowę na co jęknęłam chwytając się za obolałą część ciała.

- Nie żałuję. - Posłałam mu chytry uśmieszek.

- Jesteście jak dwie krople wody z Rudym! Tacy sami! - Stwierdził radośnie.

- To chyba dobrze, nie?

- Zaraz wychodzę, nie będzie mnie tu długo. - Zmienił temat.

- Spoko, ja też.

- Gdzie?

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

- No weź. - Mruknął poirytowany.

- Co mam wziąć? Twoje przyszłe wspaniałe dziecko? Z chęcią, ale musicie się pospieszyć, bo nie chce mi się czekać.

- No nie wytrzymam.

- Dać ci trochę herbatki na uspokojenie? Pomoże, zapewniam.

- Na tą chwilę podziękuję.

- Dobra, idę z Bartkiem na miasto.

- To miłej zabawy, czy coś w tym stylu. - Opuścił mój azyl.

- Ciekawie. - Prychnęłam cicho i wzięłam się za uszykowanie stroju na wyjście.

Stałam przez piętnaście minut przed szafą i nie mając żadnej nadziei na wybranie odpowiednich ciuchów, jednak cud nastąpił i znalazłam dobre ubrania.

Była to żółtawa spódniczka przed kolana, do tego granatowa koszula z dekoltem w serek i czerwone, dosyć niskie szpilki.

Gotowa jeśli chodzi o ubiór usiadłam przed lusterkiem i sięgnęłam po czerwono krwistą szminkę, którą pomalowałam swoje usta. Na rzęsy nałożyłam trochę maskary, po czym wypsikałam się perfumami o zapachu ogrodu wypełnionego kwiatami.

Przygotowana, pomimo tego, że do wyjścia została mi jeszcze z półtorej godziny poszłam do moich Rodziców siedzących w pokoju dziennym.

- Cześć, co u was?

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα