𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟿 𝙲𝚣𝚢 𝚒𝚜𝚝𝚗𝚒𝚎𝚓𝚎 𝚖𝚘𝚣̇𝚕𝚒𝚠𝚘𝚜́𝚌

371 10 2
                                    


𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟶𝟽.𝟶𝟻
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟹.𝟹𝟶

Dotarliśmy przed kamienicę, była stosunkowo ładna, napewno lepsza od naszej starej. Weszliśmy na pierwsze piętro, na którym znajdowało się nasze nowe mieszkanie. Mama zaczęła szperać w torebce i już po chwili wyciągnęła klucze. Otworzyła drzwi.

Wparowałam do lokum z szybkością światła, odrazu rozejrzałam się po nim, lecz Tadeusz chwycił mnie za nadgarstek.

- Poczekaj, razem zwiedzimy.
- No dobrze. - Mruknęłam.

Udaliśmy się do kuchni, wyglądała normalnie, podobna do tej za ,,starych" czasów. Będąc w tym pomieszczeniu zauważyłam oprócz drzwi prowadzących do niego jeszcze jedne. Podeszłam do nich, chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Była to mianowicie spiżarnia, ucieszyłam się, gdyż nigdy takiej nie miałam.

Teraz przyszedł czas na salon, ruszyliśmy tam i zastaliśmy sporych rozmiarów pomieszczenie, znajdował się w nim fortepian, co mnie zdziwiło, bo skąd mieliśmy posiadać dwa takie drogie instrumenty? Jeden znajduje się tam gdzie kiedyś zamieszkiwałam a drugi tutaj.

Kolejno była kanapa i fotel stojący obok niej, a przed nim stolik kawowy. W prawej stronie pokoju stała drewniana komoda, a nad nią wisiały półki. Szczerze mówiąc to nieźle wystroili.

Poszliśmy do pierwszej sypialni, która należała do rodziców. Nie powalała swym wyglądem, ale mogło być gorzej.

Następne było pomieszczenie przeznaczone dla gości. Wparowałam tam z impetem i się trochę zawiodłam, bo niczym się nie wyróżniało.

I w końcu nadeszła wyczekiwana chwila na ,,gniazdko" Tadeusza. Weszliśmy tam razem i było naprawdę ładnie. Pod oknem stało duże biurko (Idealne do pisania strategi ofc), natomiast po lewej stronie znajdowało się jednoosobowe łoże. Na prawo mieściła się niewielka szafa, a obok niej fotel.

Chłopak zobaczywszy swoją nową ,,jaskinię" oczywiście się ucieszył, odrazu usiadł na krześle przy blacie, co w sumie mnie nie dziwiło.

- Lepszy niż stary! - Stwierdził.
- No, no. - Zaśmiałam się. - Chodźmy w końcu do mojego, bo nie wytrzymam!
- Spokojnie dziecko. - Zachichotała Rodzicielka, a ja już pognałam do kolejnego pomieszczenia, które okazało się moją sypialnią.

- Oho, ciekawie. - Mruknęłam pod nosem rozglądając się po mym nowym azylu.

W całej sypialni mieściły się dwa spore okna, jedno było tuż nad łóżkiem, natomiast drugie koło biurka, gdzie znajdował się duży parapet (Wiedziałam już w jakim miejscu będę przesiadywać nocami). Spojrzałam na prawo i moim oczom ukazał się obraz garderoby, a więc podeszłam do owej szafy i z zamachem ją otworzyłam. Była ogrooomna.

Zachwycając się nowym pokojem, nawet nie usłyszałam jak do środka wszedł Tadeusz, któremu również spodobało się moje nowe przytulne ,,gniazdko".

- Ładne Ci powiem.
- Nooo i to jak.
- A co z naszymi rzeczami, które zostały u Rudego? - Spytał.
- O kurcze, musimy tam iść.
- Teraz?
- Niestety. - Westchnęłam i udałam się do drzwi wyjściowych.
- Zaczekaj!
- Szybciej! - Burknęłam.
- Co Ci się tak śpieszy?
- Po prostu. - Wzruszyłam ramionami.

Opuściliśmy mieszkanie, przechadzaliśmy się Warszawskimi ulicami, śmiejąc się w niebogłosy, gdyż Tadeusz non stop opowiadał jakieś żarty (Nie wiem co mu się stało, ale najwidoczniej naszedł go jakiś świetny humor).

Dotarliśmy pod kamienicę Bytnara, weszliśmy do środka, wspięliśmy się po schodach i zapukaliśmy dosyć mocno do ,,jaskini" przyjaciela.

- Serwus! - Wrzasnęliśmy chórem.
- O serwus! - Odparł Rudzielec.
- Możemy zabrać nasze rzeczy? Okazało się, iż się przeprowadzamy.
- Jasne, wchodźcie. A poza tym może zostaniecie chwilę na herbatę pogadać?
- Nie ma problemu. - Uśmiechnęłam się patrząc na Tadeusza wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony.
- Dobrze. - Odezwał się mój brat i podreptaliśmy do pokoju dziennego, gdzie się usadowiliśmy na kanapie.
- No to mówcie co tam u was? - Zaczął Piegowaty.
- Janek, ale my się tylko kilka godzin nie widzieliśmy. - Zaśmiałam się. - Ale u nas ogółem git, fajne jest to nasze nowe mieszkanie. - Oznajmiłam.
- Lepsze od starego?
- O wiele. - Mruknął Kotwicki.
- Boli was głowa po wczorajszym przyjęciu? - Wtrąciłam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Burknął Prymus.
- Mnie trochę.
- Trochę? Przecież jeszcze dzisiaj mocno narzekałeś.
- No trochę bardzo. - Przyznał mi rację Tadek.
- Rudy, gdybyś ty wiedział co robiłeś na tej imprezie pod wpływem alkoholu...
- Co takiego?
- Nie pamiętasz? Wypiłeś tyle trunku, że położyłeś się na ziemi i zacząłeś się czołgać. W dodatku na plecy włożyłeś jakieś pudełko. I jak przechodziłam obok ciebie to na mnie krzyknąłeś, powiem nawet co dokładnie. Wrzasnąłeś ,,Tocha nie nadepnij na mnie! Proszę cię, ja chce żyć! Tosia! Uważaj! Ratunku, za dużo tu ludzi!". W dodatku spytałam się o co ci chodzi, a ty odparłeś, że jesteś ślimakiem. - Parsknęłam śmiechem razem z Zawadzkim, a Rudzielec zrobił się czerwony ze wstydu.
- Cicho siedź.
- Spokojnie.
- Jak na wojnie!
- A co sądzicie o naszej ostatniej akcji? - Zadał pytanie najstarszy ze zgromadzonych.

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ