𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟽 𝚂𝚣𝚌𝚣𝚎̨𝚜́𝚌𝚒𝚎 𝚜𝚙𝚛𝚣𝚢𝚓𝚊 𝚘𝚍𝚠𝚊𝚣̇𝚗𝚢𝚖

391 10 4
                                    

𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟸𝟶.𝟶𝟺
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟸.𝟶𝟶

Staliśmy bezczynnie na środku ulicy z Tadeuszem, co mieliśmy zrobić?
Rodzice wyjechali, a my nie mamy żadnego mieszkania, gdyż nasze jest ,,spalone".

- Słuchaj, może pójdziemy do Alka albo Irki lub Rudego? - Przerwałam ciszę
- No nie ma innego wyjścia. - Westchnął.
- To chodźmy do Maćka. - Zaproponowałam i udaliśmy się w stronę lokum chłopaka.

Po dotarciu do celu zapukałam, lecz odpowiedziała mi tylko cisza. Ponowiłam próbę, ale nic się nie stało, więc byliśmy zmuszeni ruszyć w kolejną ,,drogę".

- Myślisz, że ktoś nas wsypał?
- Nie wiem... Ostatnio zabrali Adama.
- Co?! Dlaczego mi nic nie powiedzieliście! - Wkurzyłam się ewidentnie.
- Nie chcieliśmy cię martwić.
- Mhm.
- Nie gniewaj się.
- A Nowaka wiadomo czemu zabrali? Ktoś wydał czy może jakiś pech.
- Zapewne nieszczęście po prostu, nikogo innego nie zabrano.

(𝘼𝙙𝙖𝙢 𝙉𝙤𝙬𝙖𝙠 𝙩𝙤 𝙬𝙮𝙢𝙮𝙨́𝙡𝙤𝙣𝙖 𝙥𝙧𝙯𝙚𝙯𝙚 𝙢𝙣𝙞𝙚 𝙥𝙤𝙨𝙩𝙖ć)

Zanim się obejrzeliśmy staliśmy przed wejściem do mieszkania Bytnara. Byłam tak zniecierpliwiona i zirytowana, że nawet nie zapukałam tylko odrazu wparowałam do środka.

- Kto przyszedł? - Usłyszeliśmy głos Dusi.
- My!
- To znaczy kto?
- Po głosie nie poznajesz? Tocha i Tadeusz.
- Aaa to wyyy! - Zaśmiała się. - Co was tu sprowadza w nasze skromne progi.
- Jest Janek? - Pominęliśmy jej pytanie.
- Tak, u siebie w pokoju. - Odparła i poszliśmy w stronę wyznaczonego miejsca.
- Serwus! - Wrzasnęliśmy, a Rudy podskoczył.
- O boże! Serwus, ale nie straszcie mnie tak.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam.
- Tak, tak, siadajcie. - Wskazał na łóżko, a my posłusznie wykonaliśmy polecenie.
- Ktoś nas najprawdopodobniej wsypał, nasze mieszkanie jest ,,spalone".
- Cholera, musimy iść do Orszy.
- Niestety. - Westchnęłam.
- To chodźmy. - Uśmiechnął się lekko. - A! Macie gdzie mieszkać?
- Nie bardzo, ale jakoś sobie poradzimy.
- Zamieszkajcie u nas.
- Co? Nie możemy. - Odezwał się Tadeusz.
- Z jakiej racji? Oczywiście, że możecie.
- Naprawdę?
- Tak. - Zaśmiał się z naszych min. - Tosia gdzie chcesz spać?
- Ja? Nie wiem.
- To u Dusi może, a Tadek wolisz na sofie czy u mnie?
- U ciebie, ale naprawdę wielkie dzięki.
- Przyjaciołom się pomaga.

Skierowałam się do pokoju Bytnarównej i oznajmiłam jej o zdarzeniu, dziewczyna się bardzo ucieszyła.

- Co?! Serio?! To fantastycznie! - Krzyknęła uradowana.

𝙏𝙧𝙯𝙮 𝙜𝙤𝙙𝙯𝙞𝙣𝙮 𝙥𝙤́𝙯́𝙣𝙞𝙚𝙟 𝙥𝙤 𝙥𝙤𝙞𝙣𝙛𝙤𝙧𝙢𝙤𝙬𝙖𝙣𝙞𝙪 𝙎𝙩𝙖𝙣𝙞𝙨ł𝙖𝙬𝙖 𝘽𝙧𝙤𝙣𝙞𝙚𝙬𝙨𝙠𝙞𝙚𝙜𝙤 (𝙊𝙧𝙨𝙯𝙮)...

- Pójdziemy na spacer? - Zapytałam przyjaciółkę.
- Tak, jasne. - Odparła, a my się udałyśmy w stronę drzwi wyjściowych.

Po drodze sięgnęłam po torebkę z dokumentami.

Jako odzież wierzchnią założyłam leciutki płaszczyk w odcieniu czerni, a na stopy ubrałam delikatne w tym samym kolorze balerinki.

Opuściłyśmy mieszkanie i udałyśmy się w stronę Wedla. Idąc wesoło gawędziłyśmy o wszystkim i o niczym.

Gdy dotarłyśmy do celu, usiadłyśmy przy dwuosobowym stoliku znajdującym się tuż obok okna. Ponownie zaczęłyśmy naszą jakże ciekawą rozmowę, którą przerwała kelnerka.

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecWo Geschichten leben. Entdecke jetzt