Po pokonaniu dosyć pokaźnej drogi znaleźliśmy się w środku lasu, na jednej z cudowniejszych polan. Usadowiliśmy się razem na mięciutkiej, zielonkawej trawce, obok której znajdowała się jabłoń. Chłopak wstał i zerwał dwa czerwone jabłka, po czym jedno z nich podarował mi.- Dziękuję. - Posłałam łagodny uśmiech Lipskiemu, co Bartek odwzajemnił. - Lubię to miejsce. Jest takie uspokajające. - Dodałam rozglądając się.
Niedługo będziesz je nienawidzić...
- Mi również się podoba, kojarzy mi się z tobą.
- Naprawdę? - Podniosłam jedną brew do góry okazując zdziwienie.
- Tak, tak. - Zaśmiał się.
- Swoją drogą, skąd ty znasz takie cudowne kryjówki? Całą Warszawę od A do Z zwiedziłeś?
- Po prostu często tu się bawiłem, biegałem między tymi drzewami. Widzisz tamto? - Wskazał na potężnego Buka. - Na nie zawsze się wspinałem, wchodziłem na kilka metrów wzwyż. - Wypiął się dumnie.
- Ciekawie. - Zachichotałam. - Nie wiem jak ty, ale ostatnio zauważyłam, że mamy dosyć mało akcji, wiesz jaki jest tego powód? - Zapytałam.
- Ojjj nie mam pojęcia, choć też przykuło to moją uwagę. - Odparł.
- Ale nie jest tak źle, z tego co wiem pojutrze odbędzie się jedna z ważniejszych dla nas ,,misji", można by nawet rzec, że do tej pory będzie ona najważniejsza. Mianowicie zlikwidowanie jednego Niemca, niejakiego Obbersturmbannführer Hans Miller.
- Oho, będzie ostro. A ja biorę w niej udział?
- Tak, masz szczęście. - Zachichotałam.
- Ono zawsze mi dopisuje. - Stwierdził z pewnością.
Czy aby napewno?
Ponownie na mej twarzy wykwitł ,,bananowy" uśmiech. Poczułam jak burczy mi w brzuchu więc chwyciłam jabłko, które jeszcze kilka minut temu podał mi mój Luby. Ugryzłam soczysty owoc i poczęłam go przeżuwać, był naprawdę przepyszny! Palce lizać!
- Widzę, że ci smakuje! - Powiedział ochoczo Bartek.
- No prawda.
- Wiesz, twoja lewa dłoń...
- Co z nią? - Spytałam przerażona i spojrzałam na moją rękę, lecz nie widziałam aby coś złego się z nią stało, w dodatku nic nawet nie czułam.
- Wydaje się zimna...
- Co? Przecież jest gorąco, lato trwa.
- Nie wydaje mi się, mogę ją ogrzać? - Puścił mi oczko.
- Pewnie. - Zrozumiałam o co chodzi chłopakowi i ułatwiłam mu ,,zadanie" podając moją lewą kończynę górną.
- Mam prezent dla ciebie.
- Co? Jaki? Przecież nawet nie ma okazji...
- Chciałem wynagrodzić Ci moją długą nieobecność, więc przyniosłem własne stare, ale fantastyczne farby akwarelowe, jeszcze mam przy sobie dwa płótna, abyśmy mieli na czym malować. I oczywiście nie zabrakło pędzli.
- Chłopie... ale wiesz, że nie musiałeś tego przynosić? Bardzo doceniam twój gest i jestem pod wrażeniem tego ile dla mnie robisz, ale pomimo tego najważniejsza dla mnie jest twoja obecność, nic mnie bardziej nie cieszy niż ona.
- Dla mnie twa obecność również się najbardziej liczy, choć chciałem co nieco urozmaicić nasz dzień. - Oznajmił podawając mi potrzebne do mej ulubionej czynności rzeczy.
CZYTASZ
PamiÄtaj o mnie | Kamienie na szaniec
Historical FictionðŠÌðð¶ð®ð ðŒð± ðð®ðððð² ð»ð¶ð² ð¯ðð¹ ððœð¿ð®ðð¶ð²ð±ð¹ð¶ðð. ðð²ð±ð»ð¶ ðºð®ð·ð®Ìš ð¹ð²ðœð¶ð²ð·, ð® ð±ð¿ðð±ðð ðŽðŒð¿ðð²ð·. ð¡ð¶ð²ððð²ðð ðŽð¹ðŒÌðð»ð¶ ð¯ðŒðµð®ðð²ð¿ðð ðð²ð· ðžðð¶ð®ÌšðÌðžð¶ ðð®ð¹ð¶ð°ðð®ð·ð®Ìš ðð¶ð²Ìš ð±ðŒ ðð²ð·...