𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟺 𝙼𝚊𝚛𝚣𝚎𝚗𝚒𝚊

625 13 1
                                    

𝟷𝟿𝟹𝟿, 𝟹𝟷.𝟷𝟸
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟶.𝟶𝟶

Szmery. Huk. Dźwięk stłuczonego szkła.

To mnie właśnie obudziło...

Czy naprawdę nie mogę się wyspać?  - Pomyślałam.

Podniosłam się z łóżka, przetarłam twarz dłońmi i wyjrzałam przez okno. Na ulicach były pustki. Ani jednej żywej duszy, co było dziwne. Dzisiaj w końcu sylwester. A no tak sylwester!

Odrazu zerwałam się z łóżka i w podskokach poszłam do łazienki się ogarnąć.

Następnie udałam się do kuchni, ponieważ mój brzuch najwidoczniej domagał się jedzenia. Zastałam w niej Tadka zbierającego ostatnie kawałki rozbitego szkła.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry siostrzyczko.
- Wiesz czemu na ulicy są takie pustki?
- Zapewne ludzie się boją, Że będą masowe łapanki.
- Słabo. - Westchnęłam.
- Masz tu jajecznicę. - Podsunął mi talerz.
- Dzięki, a w ogóle to co dzisiaj robimy? Oprócz tego przyjęcia u Janka.
- Ja idę załatwić z Maćkiem jakiś alkohol, ty możesz pomóc im w dekorowaniu mieszkania, albo pieczeniu. A co do reszty to już nie wiem.
- To kiedy mam do nich pójść?
- Możesz po śniadaniu, jak chcesz.
- To postanowione. - Uśmiechnęłam się.

Po zdjedzonym posiłku miałam już w planach pomaszerować w stronę mego pokoju, lecz coś mi najwidoczniej nie wyszło.
- Czekaj!
- Jezu no o co ci chodzi? - Westchnęłam.
- Idziemy razem na te przyjęcie, no nie?
- A co myślałeś? - Odparłam po czym udałam się ponownie do mojej sypialni.

Założyłam na siebie białe spodnie, musztardową koszulę oraz takiego samego koloru opaskę na głowę. Gotowa udałam się do przedpokoju i przy okazji zabrałam ze stołu moją torebkę. Na stopy włożyłam czarne kozaki na niskich obcasach, natomiast jako odzież wierzchnią ubrałam beżowy płaszcz. Skończywszy się szykować wyruszyłam w ,,podróż" do domu Bytnarów.

Na ulicach ludzie zaczęli się powoli pojawić, mijałam nich patrząc z zaciekawieniem na ich wyraz twarzy, byłam ciekawa czy w dniu dzisiejszym też są smutni i zdołowani.
Obok mnie przechodziło wiele różnorodnych osób. Począwszy od uśmiechniętych dzieci do ponurych z obojętnym wyrazem twarzy starców.

Cała ludność Warszawy dzieliła się na pare typów ludzi pod względem zachowania i poniekąd wyglądu.

Typ 1

Były to głównie dzieci, ale nie zawsze. Osoby te były większość czasu uśmiechnięte, nie zdawały sobie do końca sprawy z terroru jaki jest na ulicach.

Typ 2

Są to osoby, które straciły kogoś ważnego... Ich wyraz twarzy jest ponury, serce rozbite na tysiące małych kawałeczków, natomiast chęć do życia znikoma.

Typ 3

Do tej grupy należą ludzie próbujący walczyć o Wolną Polskę. Często jest to młodzież, lecz nie zawsze. Ich głowę rozpiera nadzieja, cały czas wierzą, że uda im się dojść do ustalonego celu.

Typ 4

Jest to garstka ludzi, sądzących, iż Polska nie ma szans na wygraną. Puszczają własne dzieci do Germanizowanych szkół, nastawiają się, że Niemcy zabiorą Niepodległość naszego kraju. Twierdzą, iż walka nie ma sensu, najlepiej się po prostu poddać.

Typ 5

Do nich zaliczają się zwykłe osoby. Szczerze mówiąc mają wywalone w wojnę. Co się stanie to się stanie. Starają się żyć jakby nie było wojny, tak jak kiedyś...

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now