13

3K 269 8
                                    

Wchodzę do pokoju z wielkim uśmiechem, nie zwracam uwagi na to, że nie mam na sobie spodni. Harry mnie nie widzi, a ja nie muszę się wstydzić. Później pójdę do Gemmy. Podchodzę do łóżka chłopaka i odstawiam miskę na szafkę nocną.
- Czas na zupkę - mówię, co powoduje u niego głośny jęk.
- Muszę? - chowa głowę pod pościel i wzdycha. Śmieje się i odkrywam go.
- Musisz.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nakarmisz mnie. - Na jego twarz wpływa wielki uśmiech, a ja kręcę głową ze śmiechu. - Nie chce mi się podnieść nawet palca. Wiesz jaki to jest wysiłek?
- Ale z ciebie leń. Podnieś się.
- O matko.  - Jęczy i siada. Poprawiam poduszkę za jego plecami i nakazuję, żeby oparł się o ściąnę. Siadam mu na udach, powodując cichy śmiech i biorę miskę z zupą.
- Otwórz buźkę - posłusznie wykonuje czynność, wkładam łyżkę do jego buzi i obserwuję jego reakcję. Krzywi się lekko, ale połyka i ponownie otwiera buzię.
- Ohyda - mruczy, kiedy kolejna porcja ładuje w jego ustach. Jednak uśmiecha się i oblizuje wargi. Unoszę brew rozbawiona. Nie wydaje mi się, żeby mu nie smakowało.
- W takim razie, chyba już wystarczy. - Nie, nie. - Mówi pospiesznie, mój śmiech roznosi się po pokoju. Co za wariat.
- Przecież ci nie smakuje - udaję oburzenie i łyżka dotykam jego nosa.
- Mężczyzna zmiennym jest - wzrusza ramionami i pociera mokry nos.
- Poważnie? Myślałem, że to rola kobiety.
- Rola kobiety to gotowanie obiadków zmęczonym mężczyznom.
- Słucham? - pytam z uśmiechem i patrzę na obrażoną minę Harry'ego. Zadziwiające jak szybko zmienia mu się humor, gdy jest chory.
- No, bo przecież facet jest od tego, żeby pracować, a kobieta, żeby gotować obiad i pilnować dzieci nie? Ale ktoś wcześniej musi je zrobić i gdyby nie my, was by pewnie nie było. - Z trudem opanowuję śmiech. Odkładam miskę na półkę, żeby nie wylać zupy i dłonie kładę na udach chłopaka i opieram się na nich tak, że niemal stykamy się nosami.
- Ah tak? - pytam i przyglądam się jego oczom.
- Tak - odpowiada pewnie i marszczy nos. Spoglądam na jego pełne wargi.
- Podasz mi.. - Nie kończy i psika prosto w moją twarz. Zamykam oczy i przykładam rękaw bluzki do niej i wycieram ślinę Harry'ego z policzków.
- O fuu - jęczę. Chłopak nie może powstrzymać śmiechu.
- Boże przepraszam - mówi wciąż ze śmiechem, pięścią uderzam go w klatkę.
- Za co to? - Wzruszam ramionami.
- Mogłeś mnie uprzedzić - udaję obrażoną i chcę zejść z jego nóg, ale on kładzie dłonie na mojej tali i przytrzymuje mnie.
- Chciałem, ale nie zdążyłem - śmieje się. Ponownie moja pięść styka się z jego klatką.
- A to za co? - marszczy brwi.
- Za nic. Po prostu lubię Cię bić.
- To podchodzi pod znęcanie, a to z kolei jest karalne.
- Nikt ci nie uwierzy. Mój urok wszystko załatwi.
- Jak zwykle skromna. - Mruczy z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
- Zapomniałeś dodać, że urocza. - Z jego płuc wydobywa się lekki kaszel. Przykłada pięść do ust, by po chwili przez przypadek dotknąć mojej nagiej skóry. Zupełnie zapomniałam, że nie mam spodni. Odsuwa pospiesznie rękę, a jego czerwona twarz ukazuje zmieszanie.
- Przepraszam - mówi cicho.
- Nie szkodzi - uśmiecham się i chwytam jego dłoń, ponownie kładąc na udzie. Przypatruję mu się i przybliżam swoją twarz do jego. Muskam wargami jego usta, chłopak wbija się w nie delikatnie. Przymykam oczy i oddaje się chwili. Dłonie umieszczam w jego lokach, nawijając sobie jego kosmyki na palce i czasami za nie ciągnąc. Jego ręce znajdują się na oby dwóch moich udach, jego kciuki kreślą kółka po ich wewnętrznych stronach. Nawet się nie orientuję kiedy znajduję się pod chłopakiem, a on przyciska mnie swoim ciałem do materaca. Odrywa się od moich ust i zaczyna całować moją szczękę powoli schodząc w dół. Ssie moją skórę i zatapia w niej zęby, by zostawić czerwony ślad. Powraca do moich ust i uśmiecha się przez pocałunek. Rękoma blądzę po jego ramionach. Podwijam jego koszulkę, odrywa się ode mnie, ściągając ją i ukazując swoje ciało. Przygryzam wargę i palcem wskazującym kreślę drogę od samej szyi po linie wystających bokserkek zza szarych dresów.
- Zdradzisz mi, dlaczego nie masz na sobie spodni? - pyta tuż przy moich ustach, czuję jego oddech, jak i to, że jutro będę leżeć w łóżku z gorączka.
- Wylałam na siebie zupę - odpowiadam, a on śmieje się cicho.
- Ale z ciebie niezdara - przykłada swoje usta do moich, ale po chwili odrywa się, gdy drzwi do pokoju się otwierają. Odskakuje ode mnie, a na łóżku pojawia się wielki jasny pies.
- Cassie - mruczy - kto cię tu wpuścił?
- Chyba ja. - Cała czerwona spoglądam na siostrę Harry'ego stojąca w progu. Nie potrafi powstrzymać śmiechu i zgina się wpół. - Następnym razem zamknijcie drzwi, albo róbcie to w nocy. Chodź Cassie - pies rusza za dziewczyna, która ze śmiechem znika za drzwiami, a ja zakrywam się poduszką.
- Ale wstyd - mruczę i spoglądam na leżącego obok Harry'ego. Uśmiecha się szeroko i odwraca twarz w moją stronę.
- Naprawdę? Ona do końca życia nie da mi spokoju. A jak dobrze pójdzie to może przestanie się nabijać, gdy będzie miała już wnuki.
Śmieje się, a ja palcem wskazującym dotykam jego dziurki w policzku. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy bardziej się przybliża. Kreślę wzroki na jego skórze i myślę o tym, co by się zdarzyło, gdyby Gemma nam nie przerwała. Ale naszą cudowną chwilę przerywa dźwięk mojego telefonu. Nie chętnie przerywam swoją czynność i szukam torby, która musiała spać na ziemię. Wyciągam komórkę i zdziwiona patrzę na wyświetlacz. Odbieram połączenie.
- Luke? - pytam zaskoczona, a po drugiej stronie panuje szmer.
- Valerie? Przyjedź proszę. - Jęczy do telefonu. - Miałem wypadek.
- Co? - Otwieram szeroko oczy i wpatruje się w zdezorientowanego Harry'ego. - Gdzie jesteś?
- Co pan robi? - donośny głos dobiega ze słuchawki -  Nie wolno Panu dzwonić.
Nagle zapada cisza, a ja słyszę tylko dźwięk zakończonego połączenia. Jestem w szoku i jednocześnie nie mam pojęcia co robić.
- Coś się stało? - Pyta przejęty Harry. Spoglądam na niego smutno.
- Luke miał wypadek.

__________________________________

   Wesołego jajka kochani

Dotyk || h.s.Where stories live. Discover now