Wchodzę do pokoju z wielkim uśmiechem, nie zwracam uwagi na to, że nie mam na sobie spodni. Harry mnie nie widzi, a ja nie muszę się wstydzić. Później pójdę do Gemmy. Podchodzę do łóżka chłopaka i odstawiam miskę na szafkę nocną.
- Czas na zupkę - mówię, co powoduje u niego głośny jęk.
- Muszę? - chowa głowę pod pościel i wzdycha. Śmieje się i odkrywam go.
- Musisz.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nakarmisz mnie. - Na jego twarz wpływa wielki uśmiech, a ja kręcę głową ze śmiechu. - Nie chce mi się podnieść nawet palca. Wiesz jaki to jest wysiłek?
- Ale z ciebie leń. Podnieś się.
- O matko. - Jęczy i siada. Poprawiam poduszkę za jego plecami i nakazuję, żeby oparł się o ściąnę. Siadam mu na udach, powodując cichy śmiech i biorę miskę z zupą.
- Otwórz buźkę - posłusznie wykonuje czynność, wkładam łyżkę do jego buzi i obserwuję jego reakcję. Krzywi się lekko, ale połyka i ponownie otwiera buzię.
- Ohyda - mruczy, kiedy kolejna porcja ładuje w jego ustach. Jednak uśmiecha się i oblizuje wargi. Unoszę brew rozbawiona. Nie wydaje mi się, żeby mu nie smakowało.
- W takim razie, chyba już wystarczy. - Nie, nie. - Mówi pospiesznie, mój śmiech roznosi się po pokoju. Co za wariat.
- Przecież ci nie smakuje - udaję oburzenie i łyżka dotykam jego nosa.
- Mężczyzna zmiennym jest - wzrusza ramionami i pociera mokry nos.
- Poważnie? Myślałem, że to rola kobiety.
- Rola kobiety to gotowanie obiadków zmęczonym mężczyznom.
- Słucham? - pytam z uśmiechem i patrzę na obrażoną minę Harry'ego. Zadziwiające jak szybko zmienia mu się humor, gdy jest chory.
- No, bo przecież facet jest od tego, żeby pracować, a kobieta, żeby gotować obiad i pilnować dzieci nie? Ale ktoś wcześniej musi je zrobić i gdyby nie my, was by pewnie nie było. - Z trudem opanowuję śmiech. Odkładam miskę na półkę, żeby nie wylać zupy i dłonie kładę na udach chłopaka i opieram się na nich tak, że niemal stykamy się nosami.
- Ah tak? - pytam i przyglądam się jego oczom.
- Tak - odpowiada pewnie i marszczy nos. Spoglądam na jego pełne wargi.
- Podasz mi.. - Nie kończy i psika prosto w moją twarz. Zamykam oczy i przykładam rękaw bluzki do niej i wycieram ślinę Harry'ego z policzków.
- O fuu - jęczę. Chłopak nie może powstrzymać śmiechu.
- Boże przepraszam - mówi wciąż ze śmiechem, pięścią uderzam go w klatkę.
- Za co to? - Wzruszam ramionami.
- Mogłeś mnie uprzedzić - udaję obrażoną i chcę zejść z jego nóg, ale on kładzie dłonie na mojej tali i przytrzymuje mnie.
- Chciałem, ale nie zdążyłem - śmieje się. Ponownie moja pięść styka się z jego klatką.
- A to za co? - marszczy brwi.
- Za nic. Po prostu lubię Cię bić.
- To podchodzi pod znęcanie, a to z kolei jest karalne.
- Nikt ci nie uwierzy. Mój urok wszystko załatwi.
- Jak zwykle skromna. - Mruczy z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
- Zapomniałeś dodać, że urocza. - Z jego płuc wydobywa się lekki kaszel. Przykłada pięść do ust, by po chwili przez przypadek dotknąć mojej nagiej skóry. Zupełnie zapomniałam, że nie mam spodni. Odsuwa pospiesznie rękę, a jego czerwona twarz ukazuje zmieszanie.
- Przepraszam - mówi cicho.
- Nie szkodzi - uśmiecham się i chwytam jego dłoń, ponownie kładąc na udzie. Przypatruję mu się i przybliżam swoją twarz do jego. Muskam wargami jego usta, chłopak wbija się w nie delikatnie. Przymykam oczy i oddaje się chwili. Dłonie umieszczam w jego lokach, nawijając sobie jego kosmyki na palce i czasami za nie ciągnąc. Jego ręce znajdują się na oby dwóch moich udach, jego kciuki kreślą kółka po ich wewnętrznych stronach. Nawet się nie orientuję kiedy znajduję się pod chłopakiem, a on przyciska mnie swoim ciałem do materaca. Odrywa się od moich ust i zaczyna całować moją szczękę powoli schodząc w dół. Ssie moją skórę i zatapia w niej zęby, by zostawić czerwony ślad. Powraca do moich ust i uśmiecha się przez pocałunek. Rękoma blądzę po jego ramionach. Podwijam jego koszulkę, odrywa się ode mnie, ściągając ją i ukazując swoje ciało. Przygryzam wargę i palcem wskazującym kreślę drogę od samej szyi po linie wystających bokserkek zza szarych dresów.
- Zdradzisz mi, dlaczego nie masz na sobie spodni? - pyta tuż przy moich ustach, czuję jego oddech, jak i to, że jutro będę leżeć w łóżku z gorączka.
- Wylałam na siebie zupę - odpowiadam, a on śmieje się cicho.
- Ale z ciebie niezdara - przykłada swoje usta do moich, ale po chwili odrywa się, gdy drzwi do pokoju się otwierają. Odskakuje ode mnie, a na łóżku pojawia się wielki jasny pies.
- Cassie - mruczy - kto cię tu wpuścił?
- Chyba ja. - Cała czerwona spoglądam na siostrę Harry'ego stojąca w progu. Nie potrafi powstrzymać śmiechu i zgina się wpół. - Następnym razem zamknijcie drzwi, albo róbcie to w nocy. Chodź Cassie - pies rusza za dziewczyna, która ze śmiechem znika za drzwiami, a ja zakrywam się poduszką.
- Ale wstyd - mruczę i spoglądam na leżącego obok Harry'ego. Uśmiecha się szeroko i odwraca twarz w moją stronę.
- Naprawdę? Ona do końca życia nie da mi spokoju. A jak dobrze pójdzie to może przestanie się nabijać, gdy będzie miała już wnuki.
Śmieje się, a ja palcem wskazującym dotykam jego dziurki w policzku. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy bardziej się przybliża. Kreślę wzroki na jego skórze i myślę o tym, co by się zdarzyło, gdyby Gemma nam nie przerwała. Ale naszą cudowną chwilę przerywa dźwięk mojego telefonu. Nie chętnie przerywam swoją czynność i szukam torby, która musiała spać na ziemię. Wyciągam komórkę i zdziwiona patrzę na wyświetlacz. Odbieram połączenie.
- Luke? - pytam zaskoczona, a po drugiej stronie panuje szmer.
- Valerie? Przyjedź proszę. - Jęczy do telefonu. - Miałem wypadek.
- Co? - Otwieram szeroko oczy i wpatruje się w zdezorientowanego Harry'ego. - Gdzie jesteś?
- Co pan robi? - donośny głos dobiega ze słuchawki - Nie wolno Panu dzwonić.
Nagle zapada cisza, a ja słyszę tylko dźwięk zakończonego połączenia. Jestem w szoku i jednocześnie nie mam pojęcia co robić.
- Coś się stało? - Pyta przejęty Harry. Spoglądam na niego smutno.
- Luke miał wypadek.__________________________________
Wesołego jajka kochani
YOU ARE READING
Dotyk || h.s.
FanfictionOpowiadanie było w trakcie poprawiania, czy poprawię je do końca? Nie wiem, zbyt mało czasu, za dużo do zrobienia, jednak nie chcę zabierać wam zakończenia historii, więc publikuję tak, jak jest. Nie bądźcie zdziwieni m, że wszystko zmieniło się z r...