23.

3.1K 260 32
                                    

Przez pół nocy nie mogłam spać. Nie potrafiłam pozbyć się myśli, że nigdy więcej nie zobaczę Florence. Byłam wyczerpana. Harry pocieszał mnie długo, ale zasnął po paru godzinach. Gdybym przyszła parę minut wcześniej, mogłabym ją uratować. Nikt by nie cierpiał. Nie miałabym wyrzutów sumienia z powodu jej śmierci. Zastanawiałam się też nad treścią listu od Flo, ale nie odważyłam się go otworzyć. Nie chciałam się jeszcze z tym mierzyć. Tak bardzo jak chciałam wiedzieć, co zawiera, tak nie mogłam go dotknąć.

Obudziłam się, gdy Churchill zaczął łazić po moim łóżku. Jak przystaje na upierdliwego kota, uczepił się mojej nogi i wciąż ją tykał. Mruknęłam cicho i wtuliłam się w ciało Harry'ego, zakrywając nas mocniej pościelą. Był taki ciepły i miękki. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Czułam się przy nim tak dobrze i bezpiecznie, choć to ja musiałam go chronić. Nie mogłam pozwolić, żeby ktoś go skrzywdził. Rudzielec przysiadł na mojej poduszce i zaczął ją drapać.

- Spadaj Churchill. Jest rano. - Zarzuciłam kota z łóżka i ponownie wtuliłam się w bruneta. Poruszył się i mocniej przycisnął mnie do swojego ciała.

- Która godzina? - Mruknął, nawet nie otwierając oczu. Odwróciłam głowę w kierunku zegarka i wysiliłam wzrok. Wszystko dochodziło do mnie z opóźnieniem. Potrzebowałam jeszcze paru godzin snu.

- Południe. - Chłopak jęknął, a ja oprzytomniałam. - Cholera, południe.

Zerwałam się z łóżka, ale usiadłam na nie ponownie, gdy zakręciło mi się w głowie. Byłam spóźniona. Gamma miała czekać na mnie pod domem w południe, a ja zaspałam. Harry położył rękę na moich plecach, całując mój kark. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Składał pocałunki na całej długości mojej szyi, jednocześnie bawiąc się moimi włosami. Powoli zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością. Harry działał na mnie, jak nikt inny. Żaden mężczyzna nigdy nie doprowadził mnie do szaleństwa samymi ustami. Owijał mnie sobie wokół palca i sprawiał, że zapomniałam o całym świecie.

- Musimy się ubrać. Gamma zaraz przyjedzie. - Jęknęłam, gdy zassał kawałek mojej skóry. Oderwał się, by pocałować miejsce za moim uchem.

- Nie przyjedzie. - Szepnął. Zmarszczyłam brwi. Ręce ułożył na moim brzuchu i przyciągnął do siebie. Siedziałam między jego nogami, opierając się o jego nagą pierś i nie rozumiejąc jego słów. - Postanowiła przełożyć to na inny dzień.

- Dlaczego? - Odwróciłam się w jego stronę. Ujął moje policzki w dłonie i uśmiechnął się lekko. Złożył pocałunek na moich ustach.

- Wie, jak ważna była dla ciebie Florence. - W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, które zaczęły powoli spływać na ręce bruneta. Akurat w takim momencie musiałam zacząć ryczeć. - Hej. Nie myśl o tym. Pamiętaj, że ona nie odeszła. Nie stąd. - Dłonią dotknął miejsca, gdzie biło moje serce. Zaśmiałam się cicho i pociągnęłam nosem.

- Nie powinnaś obwiniać się o coś, na co nie miałaś wpływu. - Harry miał rację. Może tak miało być i powinnam była ruszyć dalej.

Kochałam jego opiekuńczą stronę. Uwielbiałam, gdy się o mnie troszczył. Tym razem to ja chwyciłam jego policzki i pocałowałam. Uczucia opanowały moje ciało. Czułam smutek, żal, radość, miłość i pożądanie. Te ostatnie całkowicie przejęły kontrolę nade mną. Odczuwałam silną potrzebę kochania. Nie byłam w stanie opisać tego, jak szybko zarzuciłam ręce na jego pierś i pchnęłam na łóżko. Pozbyłam się koszulki z nadrukowanym pingwinem i przyssałam się do jego ust. Gładził moje plecy, delikatnie je szczypiąc. Poznawał moje ciało i każdą nierówność. Zrzucił mnie z siebie i uśmiechnął się zadziornie. Wargami zostawiał mokre ślady na moich udach, kierując się wyżej do brzucha, piersi i szczęki. Byliśmy spragnieni własnych ciał i niemal prosiłam go, żeby skoczył się ze mną droczyć.

Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby nie dzwonek do drzwi. Harry jęknął sfrustrowany. Jego ręką była zaciśnięta na gumce moich majtek, ale wycofał ją, gdy ktoś ponownie zadzwonił.

- Nie ma cię w domu. - Mruknął, całując moje podbrzusze. Wciągnęłam że świstem powietrze i pociągnęłam go za loki. Próbował powstrzymać mnie od otworzenia drzwi. Nie chciałam go zostawiać, ale oderwałam się od niego, gdy "atakował" moją szyję.

- A jeśli to coś ważnego? - Zapytałam, zakładając koszulkę i spodenki na ciało. Harry ubrał spodnie dresowe i mruknął niezadowolony.

- A jeśli nie. Może to tylko listonosz. - Zmniejszył dzielącą nas odległość i pogłaskał po policzku. Przegryzł wargę w uśmieszku. Pochylił się, żeby znowu odciągnąć moją uwagę.

- Mam skrzynkę pocztową na zewnątrz. - Wyślizgnęłam się z jego uścisku i wyszłam z pokoju, słysząc jak brunet mnie przedrzeźnia. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręciłam klucz. Niech ręka boska skarci tego, który nam przerywa. Nieświadoma tym, kto czeka na zewnątrz, otworzyłam drzwi. Jedynym słowem, opisującym moją postawę był szok. Gdzieś z tyłu usłyszałam głos Harry'ego. Stał niedaleko za mną. Mogłam się tylko modlić o szybką śmierć.

Oto jestem z nowym rozdziałem :)

Na samym początku przepraszam, znowu. Zabicie mnie, zakopcie żywcem, utopcie w smole. Takie wiedźmy, jak ja nie powinny istnieć. Wcześniej obiecywałam, że rozdziały będą pojawiały się szybciej, ale wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak szkoła może gnębić. Większość mówi, że czas szkolny to najlepsze lata życia, ale ja mówię, że szkoła średnia to koszmar nad koszmarami. Nauczyciele wymagają od nas tyle, że powoli zaczynam wpadać w panikę, czy dotrę do końca roku szkolnego. (trzeba było nie wybierać się do technikum -, - pieprze nie idę na studia XD)

Dotyk || h.s.Where stories live. Discover now