17

2.8K 232 1
                                    

- Tyle, że ty już mnie nie kochasz. Kochasz Harry'ego.

- Mylisz się.

Luke spogląda na mnie wzrokiem pełnym niezrozumienia. Przymykam oczy i przecieram je dłonią. Skubię rąbek pościeli chłopaka i przygryzam policzek. Próbuję ciągnąć tę chwilę jak najdłużej. Nie chcę go zranić, fakt, on zrobił to pierwszy, ale ja nie chcę robić czegoś, czego nie mogę. Mogłabym zaśmiać mu się w twarz, wyrzucić wszystko z siebie, obwinić go o moje cierpienie, ale nie chcę. Musiałabym nie mieć sumienia i uczuć. Biorę głęboki wdech i spoglądam na niego.

- Masz rację, że nic do ciebie nie uczuję, ale również nie kocham Harry'ego. Myślę, że to tylko zauroczenie. - Jego ręka dotyka mojej dłoni, a on uśmiecha się delikatnie, nieszczerze. - Nie potrafię znowu cię pokochać.

- Rozumiem. - Szepcze. Ściska mocniej moją dłoń i spogląda na przestrzeń za moimi plecami. - Pamiętasz kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? - Kiwam głową. - Jeździłem na desce w parku z chłopakami.

***

Luke

Z uśmiechem na twarzy pobiegłem w stronę parku, słońce grzało niemiłosiernie, ale nie przeszkadzało mi to. Zamierzałem spotkać się z moimi przyjaciółmi, do wieczora jeździć na deskach, świętując wakacje i podrywać dziewczyny. Dotarłem na miejsce jakieś kilka minut później. Ashton już śmigał po rampach nowym bmx-em, którego kupił z własnych kieszonkowych. Przy boku blondyna kręcił się Calum, który zamierzał wykonać swój trik. Rzuciłem deskę na asfalt, wchodząc na nią odbiłem się od podłoża i kierowałem się w stronę chłopaków. W oddali zobaczyłem zajadającego się lodami Michael'a. Siedział na brzegu rampy i kiwał do mnie. Uniosłem rękę i podskoczyłem, a razem ze mną deskorolka, która obróciła się o 360 stopni. Wdrapałem się na rampę i zjechałem, wykonując po drugiej stronie prosty trik. Po kilku nieudanych próbach wykonania axle stalla zszedłem z rampy i usiadłem obok Michael'a. Obserwowałem ludzi chodzących po chodniku. Każdego mogłem opisać innym słowem, każdy się różnił, ale była tylko jedna rzecz, która ich łączyła. Spieszyli się, nie zauważyli samych siebie. Widzieli tylko czubek własnego nosa i telefon w ręce, nie zwracali uwagi, jeśli kogoś potrącili, nie przepraszali. Nawet jeśli zderzyli się z kimś, kto mógłby być ich drugą połówka, nie zwracali na to uwagi. Patrzyłem na nich w smutku modląc się, by taki nie być. Miałem ochotę wykrzyczeć im, żeby się obejrzeli, dołożyli choć na chwilę telefon i dostrzegli otaczający ich świat. Pewnie spojrzeli by na mnie jak na wariata, wyruszyli by ramionami i odeszli puszczając moja uwagę w niepamięć. Znajdowali się ci "normalni", ale nieliczni, bo zazwyczaj chodzili parami i również nie patrzyli na innych, tylko na siebie samych. Smutne, a jednak prawdziwe. Zjechałem po rampie, zapewne ścierając trochę tyły trampek, ale kogo by to obchodziło w tym wieku. Teraz mogę iść do sklepu, rzucić paroma banknotami i kupić sobie z dziesięć par różnych butów. 

- Idziemy na magazyny. Idziesz też? - Zapytał Ashton, kiedy stanąłem obok niego.

- Jasne. - Blondyn wrzasnął na Michael'a, który skończył jeść swojego loda i ruszył w naszym kierunku z deską. Chłopaki pojechali przodem, a ja trzymałem się na końcu, lubiłem jeździć ostatni, bo czasami bardziej pamięta się tych ostatnich niż pierwszych.

Śmialiśmy się tak głośno, że ludzie już z daleka schodzili na boki, wielu z nich, szczególnie mężczyzn, wyzywało nas od gówniarzy i zakał przyszłego społeczeństwa, nie zwracaliśmy też uwagi na głupie gesty, takie jak środkowy palec wymierzony w naszą stronę. Chciałem wykonać prosty skok na desce, ale coś, a raczej ktoś mi to uniemożliwił. Upadłem na chodnik i mruknąłem pod nosem. Gdzieś niedaleko usłyszałem trzask moich okularów słonecznych, moja deskorolka leżała na poboczu z jeszcze kręcącymi się kółkami. Wstałem i spojrzałem na osobę przede mną. Nie wysoka brunetka siedziała na ziemi i z otwartymi oczyma wpatrywała się w swoje buty. Była w szoku i ocknęła się dopiero kiedy wyciągnąłem w jej stronę rękę. Spojrzała na nią zdziwiona, a po chwili zła, nie chwyciła jej i lekko się chwiejąc sama wstała. Zrobiło mi się głupio, mogłem uważać, a tym czasem bujałem w obłokach. Miałem szczęście, że dziewczynie nie stało się nic poważnego.

- Ja bardzo przepraszam. - Jąkałem się i ze zdenerwowania podrapałem po karku. - Nie chciałem, zamyśliłem się i -

- Nic się nie stało. - Przerwała mi. - Ale mógłbyś bardziej uważać.

- Przepraszam. - Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech, odetchnąłem z ulgą i wyciągnąłem ponownie dłoń w jej stronę. - Jestem Luke.

- Valerie. - Uścisnęła ją, ale zabrała ją po chwili, gdy zorientowała się, że stoimy na środku gapiąc się na siebie. 

- Może w przeprosinach poszłabyś ze mną na lody, czy coś?

- Chętnie.

Valerie

- Potrąciłeś mnie. - Śmieję się cicho, co nie uchodzi uwadze blondyna i unosi kąciki ust.

- Tak, ale cieszę się, bo nigdy bym cię nie poznał. Nie znałbym uczucia, jak to jest być zakochanym.

- Teraz tak mówisz. - Mruknęłam i spuściłam głowę w dół. 

- Naprawdę. Jest jakaś szansa dla nas? - Dotyka mojej dłoni, unoszę wzrok na niego i przygryzam wargę zdenerwowana. 

- Luke, najlepiej byłoby gdybyśmy zostali przyjaciółmi. 

- Rozumiem, friendzone. - Śmieje się i puszcza mi oczko. - Nie wiem, czy wytrzymam, ale postaram się.

***********************************

Ale mieszam, podchodziłam do tego rozdziału kilka razy i za każdym razem inaczej, chyba go nie zawaliłam, co? Luke chyba nie jest taki zły.

Kurde, chyba zawaliłam. Ale jest też lepsza wiadomość, przygotowuję kilka innych książek, na pewno niedługo opublikuję "Nie znoszę cię", a późnej dorzucę jeszcze parę innych.Do soboty. 

All the love. V.

Dotyk || h.s.Where stories live. Discover now