VII. Artystyczne dusze

638 225 867
                                    

Philipp od powrotu z balu wciąż rozmyślał o Elenie. W tamtej sukni koloru płatków żonkili wyglądała jeszcze cudowniej niż wtedy, gdy miał sposobność ją poznać. Z opowieści kuzyna wnioskował, że señorita Álvarez to gnuśna dziewczynka o niezaokrąglonych biodrach i dziecięcych rysach twarzy, lecz to wyobrażenie rozmyło się podczas ich pierwszego spotkania, a całkowicie znikło po ujrzeniu jej na przyjęciu, na którym zaprezentowała się tak pięknie. Wciąż rozpamiętywał, jak zaciskał palce na jej wąziutkiej talii i zatracał w jasnobrązowym spojrzeniu skrywanym pod wachlarzem długich i gęstych rzęs. Starannie upięte włosy, ciemne niczym noc, którą chciałby spędzić w jej towarzystwie, sprawiły, iż buzia panny wyglądała jeszcze bardziej interesująco. Nie mógł pojąć, dlaczego Amade narzeka po każdej ich lekcji gry na pianinie. Gdyby powierzono w jego ręce taką niewiastę, uczyłby ją nawet baletu, do którego przejawiał uzdolnienia, w szczególności po drugim dzbanie wina. To niesprawiedliwe, że ten młokos widywał się z nią tak często i jeszcze śmiał marudzić.

— Ma paskudny charakter — powiedział Amade, gdy Philipp skończył zachwycać się urodą Eleny.

— Ty też — odparł niezrażony. — A mimo to jakoś z tobą wytrzymuję.

Amade tylko pokręcił głową. Wiedział, że zadurzenie Philippa w Elenie minie, nim miesiąc dobiegnie końca. Jego kuzynek nie był stały w uczuciach, o czym mógł się przekonać na ostatnim balu, który sprawił, iż jeszcze bardziej znienawidził podobne rozrywki.

Łudził się, że wczorajszy incydent nie przyniesie większych konsekwencji. Niestety. Na porzuconą damę natknął się jego ojciec, który natychmiast zainteresował się powodem rozpaczy panny, którą napotkał w drodze do powozu. Była kochanka Philippa, poznawszy nazwisko Alexandra, sądziła, że ma przed sobą rodziciela dawnego kochanka, więc opowiedziała mu o odmiennych upodobaniach, któreż podobnież ma jego syn. I wtedy rozpoczęła się niedola Amadeusa...

Od powrotu z tamtego przeklętego przyjęcia ojciec wciąż zapewniał go, iż wszystko zrozumie i może mu wyznać prawdę. Amade powtarzał po tysiąc razy, że mężczyźni wcale nie interesują go w ten sposób, lecz rodziciel zdawał mu się nie do końca wierzyć.

— Jeżeli już wygrasz zakład i zwolnisz się w święta, to może zajmę twoje miejsce? — Uniósł brwi. — Najpierw usiądziemy obok siebie, nasze palce się zetkną, a potem... Kto wie, kto wie.

— Przecież nie umiesz grać na fortepianie.

— Też mi coś. Uderzanie w jakieś klocki. Nic trudnego! — parsknął i uderzył w dwa przypadkowe klawisze usytuowanego przy oknie instrumentu. W pokoju rozległ się dźwięk podobny do pisków Maddie upominającej się o jedzenie.

— Masz tylko szesnaście lat zaległości, nadrobisz — mruknął Amadeus.

— Każdy ma jakiś talent — burknął i zaplótł dłonie na piersiach.

— Zaraz poznasz inną i ci się wszystko odmieni — rzekł, lecz Philipp wcale go nie słuchał. — Nic do was nie dociera. Ty i ona doprowadzacie mnie do szału.

— Och, czuję to samo... Chyba oszalałem, gdy ją zobaczyłem — westchnął rozmarzony.

— Jesteś durny. Mówisz mi to za każdym razem po powrocie z tawerny — powiedział ze znudzeniem.

— Ach, pomyśl tylko, jakie będziemy mieć piękne dzieci! Ona taka śliczna, a ja przystojny. Potomkowie niczym z obrazka — powiedział z entuzjazmem, po czym otworzył szerzej oczy. — Obrazek! Już wiem! — krzyknął i w mgnieniu oka opuścił pokój.

***

Ana wciąż odczuwała rozgoryczenie po tym, co usłyszała podczas balu. Rafael wielokrotnie pytał o powód goszczącego na jej twarzy smutku, lecz ona milczała. Nie lubiła dzielić się z nikim swoimi zmartwieniami, chowając wszystkie boleści na dnie serca. Wiedziała, że zwierzenie się ze swoich trosk przyniosłoby jej ulgę, lecz ona wolała radzić sobie ze wszystkim sama, łudząc się, iż czas wszystko wyleczy, a Bóg tego dopilnuje.

Winny ródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz