XXXVIII. Więźniowie własnych myśli

387 179 480
                                    

Elena obudziła się tego dnia w dobrym nastroju. Jeszcze nie była w takim wieku, by kolejne urodziny ją zasmucały. Nie ubolewała, że stała się starsza, więc z entuzjazmem powstała z łóżka. Amadeus nadal spał, gdy wybrała się do domu rodzinnego, gdzie obdarowano ją najpiękniejszymi prezentami. Ucałowała serdecznie ojca i braci w podzięce za ich gest. Nawet matka nie popsuła jej humoru. Doceniała wysiłek, jaki musiała włożyć w to, by powstrzymać się od kąśliwości.

Wróciła popołudniem do mieszkania. Zastała męża w fotelu w bawialni. Nie dawał po sobie poznać, iż wie, jak szczególny jest ten dzień z końca września. Elena napomknęła niby przypadkiem o prezentach, które dziś dostała, lecz nie odniosło to oczekiwanego skutku. W końcu straciła nadzieję, że Amadeus o niej pomyślał.

— Zapomniałeś... — powiedziała z żalem Elena.

Stanęła przy regale z książkami i jęła gładzić palcem ich grzbiety, jakby szukała konkretnego tytułu. Amadeus przewrócił oczyma, by następnie zsunąć się niemal bezszelestnie z fotela. Wiedział, że wcale nie wypatruje żadnego tomu. Ona nie lubiła czytać. Nie musiał odwiedzać jej wieczorem w sypialni, by wiedzieć, że na pewno nie zastałby jej zagłębionej w lekturze.

— Nie będziesz się do mnie odzywała?

— Chciałbyś — prychnęła.

— Tak myślałem, że życie nie może być spokojne — westchnął świadomie najciężej, jak tylko potrafił.

Elena zacisnęła usta w wąską linię. Z trudem hamowała cisnący się na język potok słów. Poczerwieniała, aż poliki ją zapiekły.

— Jeżeli tak bardzo...

— Jeżeli tak bardzo chcesz — Powtórzył jej słowa. Elena zamilkła. — Powiedz mi, czego chcesz. A dam ci to. O ile będę mógł. — Dotknął jej ramion.

Amadeus doprawdy nie wiedział, czym mógłby sprawić żonie przyjemność. Nie pasjonowała się haftowaniem, grą na pianinie ani jazdą konno. Trudno było mu znaleźć coś zgodnego z jej zainteresowaniami.

— Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Mógłbym do tych słów kupić flakon drogich perfum albo naszyjnik wysadzany drogocennymi klejnotami, ale czy by cię to uszczęśliwiło? — Spoglądał na nią uważnie z bliska, jakby nie chciał, aby umknęła mu najdrobniejsza zmiana w mimice żony.

— Chcesz mi dać coś wyjątkowego?

— A chcesz coś sztampowego? — Uniósł brew. — Nie jestem przyzwyczajony do tego, by obchodzić w szczególny sposób urodziny. Wybacz. Wiem, że mamy wiele braków w naszej relacji, ale... Możemy to wypracować.

Elena chciała powiedzieć, że tak, ma rację, mogą to budować, wspólnie. Nie potrafiła jednak otworzyć ust. Bała się, że jeżeli rozchyli wargi, to umknie z niej całe ciepło, które otuliło jej serce, gdy usłyszała słowa Amadeusa. Pokiwała nieznacznie głową. Trudno było jej zebrać myśli, gdy gorący oddech męża owiewał jej twarz. Przycisnęła plecy do biblioteczki. Czuła, jak ciałem przylega do krawędzi półek, do różnorakich struktur opraw woluminów. W końcu jednak gorąc wsiąknął gdzieś w nią i przestał sprawiać przyjemność. Umknęły też słowa, które jeszcze chwilę temu pragnęła wypowiedzieć.

— Chciałabym, żebyś pokazał mi Wiedeń — wyszeptała.

— Wiedeń... — Nigdy wcześniej nazwa stolicy jego ojczyzny nie wzbudziła w nim nieprzyjemnych dreszczy. — Nie wiem, czy... dobrze byś się tam czuła. Tam nie zerwie nikt ci pomarańczy na śniadanie, nie pójdziesz na patio i nikt nie zrozumie twojego języka.

— I dobrze. Będę mogła przeklinać bez obaw.

— Nie wiem, czy jesteś gotowa na taką zmianę. — Odsunął się od niej. Zwrócony plecami do żony, stanął przy oparciu fotela, na którym zacisnął dłonie.

Winny ródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz