XXI. Dwa pierścienie

497 192 841
                                    

— Nie możesz go dłużej oszukiwać. Należy mu się prawda.

— To moja sprawa, Greto, nie zaprzątaj sobie tym głowy — odparła ostro Rossi.

— Nie powinnaś pić w twoim stanie — pouczyła. Chuda dłoń kobiety znalazła się na kieliszku. Rossi jednak wyrwała go z objęć palców kuzynki i zbliżyła do swoich ust.

— I co z tego, że mi zakazał? — zapytała wściekle. Miała dość tego, iż każdy mówił jej, jak ma postępować. To było jej życie. Nikt za nią nie podejmie się jego trudu. — Jedna lampka niczego nie zmieni. Gdy będę chciała, to wypiję całą beczkę wina. — Zacisnęła palce na smukłej nóżce kieliszka. — Najwyżej skróci się moje cierpienie.

— Nie mów tak...

— Nic nie muszę, nie dręcz mnie — jęknęła.

— A co jeżeli cię kocha? — zapytała drżącym głosem Greta. — Nie oszukuj go. Nie traktuj niczym zabawki.

— Oboje jesteśmy dla siebie tylko rozrywką w Wenecji — prychnęła. — Zimowy romans, nic więcej.

— To się źle skończy — ostrzegła, zaciskając suche wargi.

— Nie bój się, dla niego jestem tylko nic nieznaczącym epizodem. Gdy się zestarzeje, nawet nie będzie w stanie przypomnieć sobie mojego imienia.

— Oczywiście, bo go nie zna! — odparła ze złością Greta, po czym wstała od stolika. — Nic o tobie nie wie, nic.

— Tak będzie dla niego lepiej — skwitowała cicho Rossi. Wciąż powtarzała sobie to uparcie, w głębi serca mając nadzieję, że ta sentencja zakorzeni się na tyle głęboko i wyda satysfakcjonujący ją owoc. Czasem jedynie zastanawiała się, czy aby jej serce było dobrą glebą. Czy zdoła jeszcze coś urodzić...

Philipp pojawił się w kawiarni kwadrans po tym, jak Greta opuściła wyjątkowo zatłoczony tego dnia lokal. Nieświadomy rozmowy, która miała miejsce przed jego przybyciem, podał Rossi ramię. Ona chwyciła krzepko jego łokieć i spojrzała na niego z tkliwością, co zaniepokoiło Philippa. W jej ciemnych oczach dostrzegał szklistą powłokę, którą próbowały zakryć długie rzęsy. Zapytał, skąd ten smutek, który malował się na jej bladej twarzy, lecz nie odpowiedziała. Odeszli w nieznanym kierunku, milcząc całą drogę, jak gdyby nie chcieli rozpoczynać rozmowy przy cieniach, które wlekły się za nimi i nie odstąpiły nawet po zachodzie słońca.

Nim jednak kolejny dzień odszedł w niepamięć, co szczególnie dotykało Rossi, której upływ czasu nie służył w przemilczaniu tego, co skrywała przed światem, a i przed samą sobą, bo żyła tak, jakby nic się w jej życiu nie zmieniło, wybrali się w nieco dłuższą podróż gondolą. Jeszcze niedawno to Philipp w niej dumał nad swymi rozterkami, teraz zaś to Rossi przypadło czynić to, co wypadało pod mostem westchnień, który zamajaczył przed nimi w oddali. Rossi nie oddała się jednak nostalgicznemu nastrojowi. Spojrzała kątem oka na zasiadającego obok Philippa, który w ciszy obserwował pierzeje kolorowych kamienic. Cień okrył łódź, którą płynęli, gdy nad ich głowami zawisł most. Ustokrotniła się odwaga. Rossi bez wahania ujęła wtedy jego podbródek i pocałowała go z pasją, jakby to był ostatni raz, gdy zaznaje jego bliskości.

Wierzyła w gusła, przysłowia. Wierzyła też w legendy. W te niejednoznaczne też. A jedna z nich powiadała, iż kochankowie całujący się pod mostem westchnień nigdy się nie rozejdą. Rossi nie chciała odchodzić. Donikąd.

Zabrała go tam, gdzie rozciąga się piaszczysta plaża, opustoszała o tej porze roku. Philipp szczerze nienawidził przebywać na nabrzeżu, na którym wiał ostry wiatr niszczący jego staranne uczesanie. Piasek panoszący się w jego butach, również nie przekonywał go do tego, by dać uwieść się morskiemu widokowi, który zapierał dech w piersiach Rossi. Mimo niechęci nie zaproponował, aby opuścili wyspę, a przynajmniej ten jej skrawek. Widział, ile radości sprawia Rossi przebywanie tu, gdzie falę opływają ląd, przyjemnie szumiąc. Kobieta, nie ważąc na nic, wepchnęła w jego ręce parasolkę i zaczęła przerzucać piasek w poszukiwaniu muszelek. Śmiała się niczym dziecko, gdy prezentowała mu swoje drobne skarby, które pozwoliła mu zachować. Philipp wrzucił je do kieszeni marynarki, a gdy uniósł na nią spojrzenie, ujrzał, jak ślady jej stóp urywają się w miejscu, w którym złociste nabrzeże jedna się z zatoką. Po kostki zanurzyła się w wodzie, dłońmi rozbijając fale.

Winny ródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz