ROZDZIAL XVIII- Mroczne wiatry

174 9 1
                                    

Pociąg mknął torami, przecinającymi ośnieżone łąki i bezlistne drzewa, a w jego wnętrzu gęstniała świąteczna atmosfera. Wszyscy niecierpliwie wyczekiwali powrotu do domu, odpoczynku po ciężkim semestrze i wspaniałych chwil z rodziną.
Draco był jednym z nielicznych, którzy nie ulegali temu radosnemu klimatowi. Dobrze bowiem wiedział, że każdy kilometr zbliża go do znienawidzonego ojca i kwestii służby Czarnemu Panu. A Święta? Nowa katorga. Ustanowione i puste przedstawienie, nie mające nic wspólnego z ciepłem i czułością bliskich. Zamiana domu w teatr, gdzie reżyser Lucjusz wystawia sztukę pod tytułem ,, Szczęśliwa i pełna cnót rodzina Malfoy'ów'', w której role zostały rozdane bez możliwości odmowy. Ojciec zaprosi do dworu grono znajomych arystokratów i da pokaz kochającego tatusia. I tylko Draco dostrzeże wylewającą się z jego zimnych oczu fałszywość, podczas nic nieznaczących życzeń opłatkowych.
Będąc w Hogwarcie, w otoczeniu bezpieczeństwa, kolegów i ukochanej, chłopakowi udało się zapomnieć o corocznej, świątecznej maskaradzie, jednak teraz to wszystko powróciło. Dziwne, ale tym razem ta myśl napawała go czymś więcej, niż tylko zrezygnowaniem – żalem. Smutek i pretensje, które już zblakły przed laty, a teraz znów odżyły w jego sercu jak za sprawą machnięcia różdżki.
I nawet wiedział, czyje ręce ją trzymały.
Hermiona.
Kiedy był mały, zawsze widział wokół niej poświatę ciepła, które czasem ogrzewało i jego zimne ciało. Ona wiedziała, co to miłość, euforia, rodzina, tym samym budząc w nim żal do ojca, który nigdy nie wyjaśnił mu tych pojęć.
Chłopak sięgnął pamięcią wstecz, do czasów, gdy nie miał jeszcze jedenastu lat. W każde Święta pamiętał o Hermionie i babci Druelli, bo to one umiały uczynić go szczęśliwym. Chyba tylko one, bo na matkę rzadko mógł liczyć – uginała się pod wolą ojca jak łodyga na wietrze. W każdym razie, gdy chłopiec pisał do swojej przyjaciółki życzenia gwiazdkowe , zawsze trzęsła mu się ręka, jakby zamiast oczu to ona szlochała. Wtedy mimowolnie myślał o jej szczęściu, którego jemu tak brak. Ona nie potrzebowała jego życzeń, to on potrzebował pocieszających słów od niej. Zastanawiał się, czy gdyby nie kontakt z nią, zobojętniałby na tyle, by nie przejmować się zimnymi Świętami w swoim domu.
Czas potwierdził to przypuszczenie. Hermiona była płomieniem, nie pozwalającym jego sercu zamarznąć. Gdy jednak jej zabrakło, jego organ pokrył się lodem, który znieczulał wszystko. Może to lepiej? Może to lekarstwo? Może obojętność stanowi lepsze rozwiązanie niż cierpienie?
Chłopak westchnął. Do tej pory tak uważał. Ale przez Hermionę... chciał czuć. Nie pozbawiać się przyjemności doznawania jej ciepła i słodyczy oraz własnej namiętności i radości. Te mieszające się, jak farby na palecie, emocje zabarwiały jego szary świat.
Miał nadzieję, że to cena warta zgodzenia się na odczuwanie również bólu i smutku.
Draco rozproszył swoje rozmyślania, spoglądając ukradkiem na sąsiedni przedział, w którym siedziała Hermiona z przyjaciółmi. Przez dzielącą ich szybę dostrzegł, że rozmawiają beztrosko o czekającym ich święcie i zajadają czekoladowe żaby. Brązowowłosa miała na ustach anielski uśmiech i promieniowała radością.
Draco poczuł skurcz w sercu. Tak bardzo pragnął do niej dołączyć, uciec od tego koszmaru i spędzić Święta z jej normalną rodziną. Nieistotne, że byli mugolami. Chciał po prostu po raz pierwszy doznać prawdziwej radości i ciepła Bożego Narodzenia. Chciał przytulić swoją dziewczynę do siebie i szeptać jej do ucha miłe życzenia...
Ale nie mógł. To tylko marzenia ściętej głowy. Przecież urodził się w rodzinie arystokratów i było mu pisane życie w chłodzie i obojętności, gdzie nie ma miejsca na miłość.
Po jego policzku niespodziewanie ześlizgnęła się ciepła łza, wyrażająca niewypowiedzianą tęsknotę, rozgoryczenie i niemoc. Blondyn ostrożnie, aby nie zaciekawić siedzących obok niego Grabbe'a i Goyle'a, wytarł ją skrawkiem rękawa i twardo postanowił nie użalać się nad swoim losem. Ponure Święta były przecież niczym w porównaniu z wyborem, który czekał na niego w domu, tupiąc niecierpliwie nogą.
Czas namysłu uciekł jak krajobraz za oknem pędzącego pociągu... Nadeszła definitywna pora dołączenia do służb ciemności.
Wcześniej Draco rozpaczliwie starał się przed tym bronić, niczym ryba złapana w sieć, ale prawda była taka, że nigdy nie pozostawiono mu wyboru. Rybak pod postacią Czarnego Pana od zawsze miał go w garści i tylko czekał na jego oficjalną zgodę. Żaden plan ratunku nie pomoże, bo chłopak był jedynie bezradnym szesnastolatkiem, od którego oczekiwano posłuszeństwa. Nie miał innego wyjścia. Choć w głębi duszy pragnął odmówić, to musiał zacisnąć zęby i zatwierdzić pakt z diabłem.
O tak. Już za niedługo przywdzieje maskę śmierciożercy i skala swoją duszę mrokiem, z którego nawet Hermiona nie będzie mogła go wyrwać.
Za oknem pojawiła się znajoma okolica i Hermiona wiedziała, że pociąg już dojeżdża do stacji w Londynie, gdzie czekali jej rodzice. Zaczęła ubierać na siebie kurtkę, a towarzyszący jej przyjaciele uczynili to samo. Potem Ginny wstała i przytuliła mocno przyjaciółkę.
- To do zobaczenia, Miono. Wesołych Świąt! – zawołała radosnym głosem. Brązowowłosa uśmiechnęła się ciepło.
- Nawzajem. Wyślę ci sowę z życzeniami - obiecała i wyswobodziła się z objęć dziewczyny, by przytulić na pożegnanie Harry'ego. Gdy to zrobiła, pociągiem lekko szarpnęło i oto zatrzymali się na stacji.
- Pa, pa! - Ginny ponownie jej pomachała, wzięła zielonookiego za rękę i opuściła przedział w pośpiechu, pod pretekstem pożegnania się jeszcze z Luną i Neville'm. Hermiona już po chwili wyczuła w tym działaniu podstęp, bowiem dziwnym trafem została sama z obrażonym na nią Ronem, który dopiero co podnosił się z miejsca.
Dziewczyna zacisnęła palce na uchwycie swojego kufra i spojrzała niepewnie na rudzielca. Najchętniej wybiegłaby z przedziału, gdyż powietrze wokół nich zrobiło się niebezpiecznie napięte. Ostatnimi czasy jej relacje z przyjacielem uległy pogorszeniu, wręcz nie odzywali się do siebie. Czy powinni się teraz pożegnać?
Tego wymagała zwykła przyzwoitość.
- No to trzymaj się, Ron - wydusiła w końcu Hermiona głosem z niechcianymi nutami niepewności. Chłopak podniósł na nią wzrok, a w jego niebieskich oczach nadal błyszczał chłód.
- Nie musisz do mnie mówić z litości.
- Posłuchaj, ja nie chcę się z tobą kłócić – te słowa same wypłynęły z ust dziewczyny, bo już dłużej nie mogła ich kotłować w sobie. – Nadal jesteś moim przyjacielem. Wiem, że gniewasz się na Draco, wiem, że to on stanowi problem, ale ja nie zrezygnuję z niego. Liczę jedynie na twoją akceptację.
- Akceptację? Mam zaakceptować to, że wybrałaś jego, podstępnego węża, zamiast mnie?! – wybuchnął Ron, wylewając z siebie ukrywaną wcześniej gorycz. Twarz Hermiony zapełniła się smutkiem. - To, że mnie ranisz?! On... wparował w nasze życie i wszystko zmienił, a przecież... ja byłem pierwszy - podszedł do niej z jakąś rozpaczą w spojrzeniu i złapał za ramiona - Pierwszy cię miałem!
Nieprawda...Serce dziewczyny już od dawna należało do Dracona. Oddała mu je wiele miesięcy przed poznaniem Weasley'a.
I wtem chłopak przybliżył się jeszcze bardziej, a jego mina mówiła, że nie ma już siły trzymać się zasad moralnych. Żal w oczach Hermiony zamienił się w obawę.
- Ron! - wykrztusiła ostrzegawczo, ale nie posłuchał jej. Przysunął swoje usta do jej warg i zaczął je zachłannie całować. Zaskoczona dziewczyna próbowała go odepchnąć od siebie, ale umięśnione od treningów Quidditcha ręce skutecznie jej to uniemożliwiały, pozostała więc bezradna w jego uścisku.
Pocałunek Rona był zupełnie inny niż Dracona - niesmaczny, niedelikatny, pusty... Jak przeterminowana czekolada, która nie ma tego charakterystycznego, słodkiego smaku...Jego usta nie wywoływały u niej żadnej przyjemności, tylko irytację.
- Jak śmiesz?!
Ciało Rona zostało gwałtownie odciągnięte do tyłu, a dziewczyna mogła wreszcie zaczerpnąć tchu. Gdy jej się to udało, spojrzała na swojego wybawiciela. Nieco zaskoczył ją widok Dracona. To oczywiste, że się zdenerwował i chciał jej pomóc, ale źle się złożyło, że zobaczył tę scenę. Na jej policzkach wykwitły rumieńce wstydu, podczas gdy Ron wyrwał się z uścisku blondyna.
- Odwal się! – krzyknął, kipiąc ze złości. Draco również miał wzburzoną minę, a jego spojrzenie było zdolne zabić. Obydwoje wpatrywali się w siebie z nienawiścią, przywodząc na myśl ogień i śnieżycę.
- Ron, jak mogłeś? – Hermiona postanowiła przerwać niebezpieczne milczenie i zwrócić ich uwagę na nią. Czekoladowe oczy wyrażały smutek, choć w jej tonie pojawiło się zażenowanie. - Przecież wiesz, że ja nic do ciebie nie czuję.
- Tak! Teraz wiem to doskonale – rudzielec był cały czerwony na twarzy od różnych emocji, gdy brał swój bagaż, a potem obrzucił ich gniewnym spojrzeniem i wyszedł z przedziału. Hermiona zrozumiała, że była zbyt bezpośrednia, więc pobiegła za nim. Nie chciała w taki sposób rozstawać się z przyjacielem.
- Ron, czekaj! - zawołała, ale chłopak nawet nie nią nie zerknął, tylko pokręcił głową, a potem wyszedł z pociągu i zniknął w tłumie. Dziewczyna westchnęła ze smutkiem, chciała się obrócić i wpadła na Dracona, który z niepewnym uśmiechem ją przytrzymał.
- Dzięki - powiedziała, nadal lekko się rumieniąc. Jednak bliskość ukochanego trochę ją uspokoiła. - Bez ciebie bym sobie nie poradziła z Ronem.
- Co za gnojek, przecież widzi, że jesteś zajęta! I mógłby uszanować twoje uczucia - warknął blondyn. Przez jego twarz przemknął cień złości, ale zaraz ustąpił on miejsca zaniepokojeniu. - Jesteś cała?
- Tak, pewnie... - spuściła wzrok. - Po Świętach będę musiała to wyjaśnić. Nie sądziłam, że on posunie się tak daleko – mimowolnie otarła dłonią usta, chcąc pozbyć się z nich smaku warg Rona.
- Pomogę ci - zaproponował Draco, całując dziewczynę długo i namiętnie, a jego żar z pewnością stopił pozostałości po rudzielcu. Pociąg już opustoszał i młodzi nie musieli się nikim przejmować. Gdy oderwali się od siebie, oczy chłopaka przykryła dziwna tęsknota. - Wesołych Świąt, Hermiono.
- Nawzajem - przytuliła go raz jeszcze, a on zacisnął powieki, walcząc z niechcianymi łzami. Zdał sobie sprawę, że to właśnie go bolało w tym wszystkim najbardziej – fakt, że Hermiona nie była świadoma prawdy i nie miała pojęcia, że obdarzyła uczuciem swojego wroga...
Chłopak przytulił ją mocniej do piersi, jakby po raz ostatni mógł czuć jej ciepło. Uśmiechnęła się do niego słodko, przeczesała palcami jego jedwabiste włosy i wróciła do przedziału po kufer, a on, nie czekając na jej powrót, opuścił pociąg. Przybrał na twarz chłodną maskę i skierował się w stronę ojca, który stał w pewnym oddaleniu od innych rodziców i czekał na niego, odziany w czarną szatę.
Na widok syna, Lucjusz uśmiechnął się z satysfakcją, ale coś w jego szarych tęczówkach zdradzało napięcie. Draco zrozumiał, co jest jego źródłem – Czarny Pan już się niecierpliwił, a wybór chłopaka mógł zadecydować o jego zadowoleniu lub gniewie. Na tę myśl mimowolnie zadrżał w środku.
Ostatni raz zerknął na wychodzącą z przedziału Hermionę, witającą się ciepło z rodzicami, a potem ruszył za ojcem. Każdy krok w stronę domu przychodził mu z trudnością.
Cdn

Póki nie przyjdzie śmierćWhere stories live. Discover now