ROZDZIAL XXX- Dorosnąć

113 5 0
                                    

Kropla deszczu - delikatna, zadziwiająco ciepła, prześlizgująca się po jej policzku.
Hermiona rozchyliła sklejone słodkim snem powieki, chcąc zetrzeć mokrą strużkę, gdy wtem jej palce natrafiły na dłoń – ze zdumieniem zrozumiała, że przyjemny dotyk, który czuła na sobie przez najbliższą chwilę, należał do pochylającego się nad nią chłopaka.
Obydwoje leżeli w splątanej przez ich igraszki pościeli, a na nagie ciała zakochanych padały promienie wchodzącego słońca. Wsparty na łokciu i mający na głowie zabawne siano z włosów Draco muskał palcem jej policzek, a robił to z taką delikatnością, jak gdyby jej skóra została utkana z jedwabiu. W jego oczach lśniły rozluźnione drobinki czułości.
Hermiona półprzytomnie przyciągnęła do ust jego dłoń i złożyła na niej słodki pocałunek.
- Wiesz, że jesteś wspaniała? – spytał cicho Ślizgon, kiedy otrząsł się ze zdumienia jej gestem. Teraz spoglądał w oczy dziewczyny z lekkim uśmiechem zachwytu na wargach. Ona również czuła w sobie potęgę błogości i zadowolenia. Zeszła noc zesłała na nią ogień siły. Tak bardzo się cieszyła, że wreszcie mogła skosztować całego Dracona.
- Wiesz, że cię kocham? – Ujęła jego twarz i musnęła jego usta. Chłopak westchnął z radości, przyciągając ją bliżej do siebie. Przywarła do jego ciała, wdychając zapach miętowego szamponu, którym było przesiąknięte. Draco poczuł, że cudownie jest trzymać ją tak niedaleko swojego bijącego z pragnienia serca.
Jeszcze przez chwilę.
Rozstanie nie było łatwe. Sądzili, że po utonięciu w swoich ramionach na całą noc, będą czuli się lżej, szeptając pożegnanie w blasku poranka. Ale tak się nie stało. Te wspólne chwile jedynie ich rozpaliły. Hermiona nie miała zamiaru puszczać jego bladych dłoni – chyba wolała już śmierć. Draco również ociągał się z odwróceniem się do niej plecami. Przez dłuższy moment trzymali się za ręce i wpatrywali się w swoje oczy, jakby cały świat poza nimi przestał istnieć.
Druella chrząknęła znacząco. Jej również serce się krajało na myśl o rozłące tych zakochanych gołąbków, jednakże zdawała sobie sprawę, że jej wnuk musi jak najszybciej wrócić do domu. Już i tak balansował na granicy.
Para pocałowała się po raz ostatni, ocierając sobie nawzajem z policzków łzy.
- Wróć do mnie – poprosiła ledwo dosłyszalnym szeptem dziewczyna. Blondyn usiłował ułożyć usta w uśmiech. Szło mu tak dobrze jak z posklejaniem rozbitej porcelany.
- Póki nie przyjdzie śmierć, pamiętasz? – odpowiedział, nie szczędząc czułości, a potem skinął głową stojącej na progu babci i rozpoczął teleportowanie się do domu. Serce Hermiony uderzyło głucho w momencie, w którym sylwetka chłopaka przeszła ze stadium zamazanego cienia do rozpłynięcia.
- Będę pamiętać – szepnęła do siebie, zaciskając dłonie z tęsknoty.
- Nie warto już tutaj sterczeć. – Druella położyła szczupłą dłoń na jej ramieniu. – Teraz możesz jedynie żywić się nadzieją.
Hermiona skinęła powoli głową i posłusznie weszła do środka. Miała wrażenie, że w jej sercu narasta ponura tęsknota.
- Czy mi się wydawało, czy dopełniliście wasz związek? – spytała tymczasem pani Black z żartobliwym uśmiechem, chcąc rozweselić podopieczną. Nie do końca jej się to udało, ponieważ policzki dziewczyny zabarwiły się na różowo, a ona sama wykonała nerwowy ruch dłonią. Głupio się czuła przy poruszeniu tej kwestii przy osobie dorosłej i to jeszcze tak poważniej jak Druella.
- Można tak powiedzieć – mruknęła skrępowana, ale na wspomnienie pocałunków Dracona poczuła się odrobinkę lżej.
W kręgach śmierciożerców zwykło się mówić, że pierwsze morderstwo zawsze przychodzi najtrudniej. Ale kiedy już przełamie się w sobie pewną barierę, dalsze zbrodnie idą jak po maśle.
Draconowi nie wydawało się, aby zdołał przywyknąć do zabijania już po pierwszym razie. Jednakże... kto tam wie?
Okoliczności stania się katem pamiętał jak przez mgłę. Wiedział, że ojciec zabrał go na misję wraz z dwoma swoimi kolegami. Wlókł się gdzieś z tyłu w ciemnościach nocy i nie mógł poskromić drżenia w kolanach. W końcu dotarli do kryjówki ofiar – starej, drewnianej szopy, której drzwi za sprawą zaklęcia rozpadły się niezwykle łatwo. Potem były już tylko wystraszone krzyki. Śmierciożercy wywlekli z wnętrza szopy całą rodzinę – przeklinającego ojca, płaczącą matkę i córkę, która wydawała się zbyt przerażona, aby wydusić z siebie jakąś gwałtowniejszą reakcję.
Draco nie pamiętał ich twarzy. Pozostali śmierciożercy zajęli się dorosłymi buntownikami, których posądzali o propagowanie sprzeciwu wobec zasad Czarnego Pana. On miał zabić tę dziewczynę. Dopiero w momencie, kiedy trzymał wycelowaną w nią różdżkę i spoglądał w jej bezdennie zlęknione oczy, ocknął się. Dotarło do niego, że to wcale nie jest koszmar, że naprawdę znalazł się w takim położeniu i nikt nie jest w stanie mu pomóc. Na domiar złego obok niego stał Lucjusz z wyczekującą miną, a w dali rozbrzmiewały krzyki torturowanych rodziców.
- Ta mała na nic nam się nie przyda. Zabij ją – powiedział ojciec tonem, który ciął nieczułością. Czy Draco miał jakiś wybór? Czy mógłby oddać życie za nieznajomą dziewczynę, którą i tak czeka śmierć z rąk innego śmierciożercy? Czy w imię i tak już splamionego honoru był gotów zginąć?
Nie. On musiał żyć. Musiał brać oddechy zatrutego śmiercią powietrza, aby móc ponownie ujrzeć Hermionę, wpleść palce w jej kręcone kosmyki i poczuć jej ciepło. Aby nie sprawić jej kolejnej dawki bólu. Aby dopełnić niewypowiedzianej przysięgi, że wróci do niej.
Dziewczyna leżała na trawie z twarzą bladą jak trup i szeroko otworzonymi oczami. Poruszała ustami w cichym błaganiu, a jej jasne kosmyki przylgnęły do spoconej twarzy. Ile mogła mieć lat? Dwadzieścia? Nie wyglądała wiele starzej od Hermiony.
To porównanie sprawiło, że różdżka w jego dłoni zadrżała.
- Długo każesz mi jeszcze czekać? Zrób to jak mężczyzna! – warknął Lucjusz, któremu kończyła się cierpliwość. Dziewczyna pisnęła protestująco. Draco wziął głęboki oddech.
Pierwsze morderstwo zawsze przychodzi najtrudniej.
- Avada Kedavra! – zawołał dość cicho, jakby natężenie głosu mogło uratować tę nieszczęśnicę. Niestety. Zielone zaklęcie nie chybiło, odbierając dziewczynie życie. Z urwanym krzykiem opadła na trawę. Więcej się już nie poruszyła.
Morderstwo smakowało inaczej niż za pierwszym razem. Kiedy zabijał Pansy, robił to pod wpływem emocji, a jej upadające bez ducha ciało wydawało się utkane z iluzji. Wówczas prawda uderzyła w niego znacznie później. Tak samo jak i wina. Uczepił się jednak świadomości, że nie zrobił tego specjalnie, że wcale nie chciał, że to był jedynie wypadek.
Teraz już nie mógł wmówić sobie podobnych rzeczy. Zabił tę biedną dziewczynę z ciążącym coraz bardziej poczuciem wagi swojego czynu. Co prawda działał pod przymusem, ale dobrze wiedział, co się stanie, gdy wypowie zaklęcie.
Opuścił różdżkę, starając się powstrzymać łzy, aby zadowolić ojca. Lucjusz westchnął.
- Liczę, że następnym razem zadziałasz szybciej – mruknął tylko i minął zwłoki, kierując się w stronę swoich kolegów. Krzyki buntowników już ustały.
- Na pewno – odparł Draco przez zaciśnięte zęby i jeszcze przez moment wpatrywał się w nieruchomą ofiarę. Zapragnął wziąć ją w ramiona, błagać o przebaczenie, a następnie pochować w ziemi, aby zachowała choć resztki godności. Jednakże nie ruszył się z miejsca. Ojciec by tego nie pochwalił. Zresztą bał się dotknąć ciała, które ostygło z jego winy.
Zamykając wilgotne oczy, obrócił się z łopotem czarnej peleryny śmierciożercy.
Zabawne. Kiedy kochał się z Hermioną, czuł, że dojrzewa, jednak dopiero teraz zrozumiał, że stał się mężczyzną.
Hermiona, opierając się o kafelkową ścianę łazienki, wpatrywała się nie do końca przytomnie w trzymany w dłoni test ciążowy. Wynik okazał się pozytywny. Czy naprawdę stało się to, o czym myślała z poruszeniem przez kilka ostatnich tygodni?
Początkowo bagatelizowała objawy. Strata apetytu i zmienny humor dało się przecież wpisać pod wytłumaczenie tęsknoty za ukochanym. Zatrzymanie miesiączki też... do czasu. Minęły już dwa miesiące, odkąd Draco wypełnił ją swoim nasieniem, a wiele czynników wskazywało na to, że powyższe nasienie przerodziło się w zarodek.
- I jak? – Do łazienki weszła Druella. Miała napięte mięśnie twarzy, ale trudno było określić, jaki ma stosunek do całej sprawy. Wczoraj specjalnie pobiegła do pobliskiej apteki po test ciążowy.
- Jestem... Będę mamą – wyszeptała dziewczyna, podziwiając dźwięk wypowiedzianych słów. Jej oczy błyszczały jak gwiazdy, a ona sama niemal drżała z podniecenia.
Pani Black zmarszczyła brwi i skinęła głową. Widać już wcześniej brała pod uwagę tę opcję, w przeciwieństwie do Hermiony, której świadomość zapłodnienia jakoś uciekła. Kiedy spędzała tę cudowną noc z Draconem, nie potrafiła myśleć o konsekwencjach. Po prostu poddała się chwili. Jej głowa cały czas była wypełniona twarzą ukochanego, nic więc dziwnego, że zapomniała o ważnym szczególe.
Aż miała ochotę uderzyć czołem w ścianę za tę nieuwagę. Jak mogła nie pomyśleć o owocu miłości? I ktoś kiedyś nazwał ją mądrą?
Dotknęła okrytego koszulką brzucha, w którym wyczuwała minimalne zaokrąglenie.
- Czy to nie wspaniałe? Urodzę Draconowi dziecko! – wykrzyknęła z szerokim uśmiechem. Czuła się, jakby ktoś nagle namalował jasną smugę na szarym płótnie jej obecnego życia.
- Tak, ale pamiętaj, że spadł na ciebie również obowiązek. Moim zdaniem powinniście poczekać. – Druella przybrała surowszego wyrazu twarzy, za którym kryła się troska. - Ciąża w czasach wojny ani trochę nie jest pożądana. Wiąże się z tym niewyobrażalne ryzyko. Dla ciebie i dla niego.
- Nie usunę go! – Hermiona aż się cofnęła. Oczywiście rozumiała, że obecne czasy są wyjątkowo niefortunne dla małych dzieci. Bolała ją myśl, że jej kruszyna może stracić rodziców albo być narażona na niebezpieczeństwo. Jednakże nie mogła odebrać daru życia, które natchnęła miłość. Obiecała sobie, że jeśli zajdzie potrzeba, umrze z tysiącem ,,włóczni'' w ciele, aby tylko ochronić swojego potomka.
To dziwne. Dopiero niedawno zrozumiała, że będzie miała dziecko, ale już zdążyła obdarzyć je uczuciem. Nie było dla niej jedynie obcym obiektem, który nagle pojawił się w jej macicy. Nie. To była cząstka niej, podarunek od ukochanego, jej drugie serce.
- Nie to miałam na myśli. Co się stało, to się nie odstanie. – Ton kobiety złagodniał; najwyraźniej ta przejęła się iskierkami determinacji w oczach podopiecznej. - Oczywiście możesz liczyć na moją pomoc. Urodziłam trójkę córek i wiem co nieco o ciąży.
- Dziękuję. – Twarz Hermiony rozświetlił uśmiech ulgi. - Muszę powiadomić Draco.
- Nie. Przynajmniej nie teraz. To nie będzie bezpieczne.
- Racja. – Dziewczyna spuściła głowę. W tej chwili najbardziej żałowała tego, że jej ukochany gdzieś tam jest pośród cieni rezydencji Malfoyów i nie ma pojęcia, jaka łaska spłynęła na ich oboje. Zacisnęła lekko pięści. - Ale kiedyś z pewnością się dowie. Na pewno także się ucieszy.
Czas potrafi się niemiłosiernie dłużyć. Teraz Hermiona podwójnie odczuwała ślamazarnie przesuwające się wskazówki zegara. Wszystko sprowadzało się do czekania – na koniec wojny, na spotkanie z Draco, na poród. Z tą różnicą, że te dwa pierwsze były jedynie rozmazanymi plamami na odległym horyzoncie, a kwestia ostatnia przybliżała się z każdym dniem i napawała dziewczynę nową siłą.
Nie zawsze było łatwo. Co prawda mieszkanie pod dachem pani Black z nieprzyjemnego przymusu zmieniło się w przyjazną gościnę, jednakże brak dostępu do najbliższych skutecznie potrafił wywołać obłęd. Hermiona, póki co, całkiem nieźle się trzymała. Starała się unikać wizyt na pamiętnej polance, aby nie stwarzać okazji do załamania się. Co jej przyjdzie z łapania cieni przeszłości? Musiała skupić się na chwili obecnej. I przyszłej. Czasem tylko pod osłoną nocy, z twarzą przyciśniętą do poduszki, upuszczała kilka łez tęsknoty czy troski. Jednak za dnia starała się nie narzekać i nie biadolić. Swoje zmartwienia zamykała w sercu i zaprawiała je tynkiem nadziei z powodu dziecka. To ono wykształciło w niej taki hardy charakter. Wiedziała, że musi być silna, by móc nad nim czuwać. Miała wrażenie, że gdy tylko ujrzy pierwszy uśmiech małego, wszystkie trudy zaleje słodycz.
Ciągnące się czekanie zabijała pisaniem książki. Kiedyś, kiedy jeszcze chodziła do szkoły – wydawało jej się niemal, że było to w innym życiu – zaczęła skrobać w zeszycie powieść o upartej arystokratce i szacunku wobec skrzatów. Przez te wszystkie wydarzenia zapał do kontynuacji gdzieś się ulotnił, jednak teraz, gdy nie miała nic innego do roboty i całe dnie mogła spędzać nad powieścią, wznowiła tworzenie. Teraz jej spojrzenie na świat uległo zmianie, tak samo jak styl. Wcześniej pisała podniośle i z jakąś delikatną nutą, obecnie nie szczędziła goryczy czy ironii. Musiała przyznać, że to było jak jakiś rodzaj terapii. Swój żal wylewała z siebie na kartki.
Druella była dość zaskoczona pasją dziewczyny, ale zaraz doszła do wniosku, że chętnie przeczytałaby książkę autorstwa Hermiony. Czasem nawet siadała obok niej i podsuwała jakieś podpowiedzi lub korygowała błędy. Panna Granger była jej za to wdzięczna. Musiała przyznać, że we dwójkę tworzyły całkiem udany zespół. Naprawdę polubiła tę kobietę. Stała się ona dla niej jak własna babcia... a chwilami niemal jak matka, której tak było jej brak. Coraz częściej ze sobą rozmawiały, zwierzały się i śmiały. Hermiona była pewna, że los, który pokierował ją do tego domu, okazał łaskawość. Zaczynała mieć nadzieję, że nie tylko w tej kwestii.
Brzuch stawał się coraz bardziej zaokrąglony. Hermiona lubiła masować go dłonią, niemal czując ciepło ciała znajdującego się pod skórą dziecka. Godzinami potrafiła snuć wyobrażenia dotyczące swojego maleństwa. Czy urodzi się zdrowe? Jaką będzie miało płeć? Po kim odziedziczy kolor włosów i oczu? Czy będzie często hałasowało i płakało, czy też będzie spokojne i uśmiechnięte? Nad kwestią imienia również zastanawiała się kilkakrotnie. Wiedziała, że wyboru musi dokonać sama. Czuła, że to trochę niesprawiedliwe, iż Draco nie przyłoży do tego ręki; nie będą wspólnie dyskutować i dopasowywać imię. Liczyła więc, że jej decyzja mu się spodoba.
Poranne wymioty już nie wywoływały w niej zaskoczenia. Bywało też tak, że przez pół nocy nie mogła zasnąć. Nie dawała się jednak pokonać zmęczeniu. Druella codziennie parzyła jej specjalne zioła, dzięki którym dziewczyna dostawała nową porcję energii. Po jakimś czasie zaczęła odczuwać delikatne ruchy i kopniaki małych nóżek wymierzone w wewnętrzną ścianę jej brzucha. Nie było to nieprzyjemne.
Pewnego dnia Hermionę zbudził ból promieniujący z podbrzusza. Wiedziała, że był zbyt duży, aby go zignorować. W dodatku chwilami niepokojąco kręciło jej się w głowie. Kiedy Druella się o tym dowiedziała, natychmiast zadzwoniła do szpitala. Wyjście na świat, nawet wypełniony jedynie mugolami, wydawało się niebezpieczne. Jednakże nie mogły tego uniknąć. Obieranie porodu przez niewykfalifikowaną osobę mogło narazić życie matki i dziecka. Dlatego Hermiona została położona na mugolskiej sali szpitalnej, licząc na to, że nie napotka żadnego czarodzieja. Jakiś czas wcześniej Druella stworzyła jej fałszywy dowód osobisty. Dla personelu placówki nazywała się Anne Black, a kobieta, która ją odwiedzała i trzymała za rękę, była jej matką.
Po dwóch dniach doszło do wyczekiwanej mety. Hermionie odeszły wody płodowe, a lekarze przygotowali ją do porodu. Nie było łatwo. Leżała rozkraczona na łóżku, a zgromadzeni wokół niej ludzie w zielonych strojach coś do niej wołali, karząc przeć. Czuła piekący ból i zapach perlącego się na całej powierzchni jej ciała potu, słyszała swoje zawodzenie i zapach krwi. Jej myśli gdzieś się rozpierzchły pod podmuchem cierpienia. Ledwo mogła skupić się na wyobrażeniu dziecka, które zaraz miało wydostać się spomiędzy jej ud i po raz pierwszy zaczerpnąć powietrza tego świata.
Te dziewięć miesięcy czekania niejednokrotnie jej się dłużyły, a teraz zdawały się być tylko niewyraźnymi plamami. Liczyła się przyszłość.
Wreszcie się udało. Ból opadł. Hermiona opadła natomiast na materac, usiłując odzyskać oddech. Biała koszulka przylgnęła do jej ciała. Przez moment zatraciła się w majaczącej w dali ciemności, potem jednak skupiła wzrok na położnej, która trzymała w rękach małe ciałko zawinięte w szary koc. Oczy brązowowłosej rozszerzyły się z zachwytu. Jej dziecko wyglądało jak umalowana krwią laleczka. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę została matką tej kruchej istotki.
- To dziewczynka – szepnęła ciepło położona, a na bladych ustach Hermiony zalśnił uśmiech.
Cdn

Póki nie przyjdzie śmierćWhere stories live. Discover now