ROZDZIAL XXIII- Koszmar na jawie

138 7 0
                                    

Wychudła, zakapturzona i złowieszcza postać wniknęła w mury zamku, zasiewając w powietrzu igiełki chłodu i strachu. Noc była sceną jej wyreżyserowanych przez nią spektaklów. Nabiegłe krwią oczy prześwietlały serca uśpionych lokatorów szkoły, szukając tych najbardziej zagęszczonych obawami, bądź smutkiem.
W pewnej chwili straszydło wykrzywiło posiniaczone wargi w uśmiechu triumfu, bowiem znalazło dwa istnienia, które idealnie nadawały się do gnębienia.
Jednym z nich była brązowowłosa dziewczyna, zwinięta w kłębek w pomalowanym na szkarłat dormitorium. Na jej bladych policzkach usychały łzy, które prowokowały nocną marę.
Drugi kandydat znajdował się na podziemnym poziomie zamku. Z jego nosa wychodził nierówny oddech, a dłonie zaciskały się w pięści.
Okrutna postać wyciągnęła obie lodowato zimne i pokryte bliznami ręce, dotykając nimi Smutnej Dziewczyny i Zdenerwowanego Chłopca. Zaraz okryła ich ciemna mgła jej mocy, przenosząc w świat, utkany z ich własnych obaw, gdzie piętrzyły się góry o szkarłatnych ślepiach, płynęły krwiste rzeki, grała muzyka szlochu. Uczestnicy tej gry błądzili ze strachem w oczach po zakamarkach koszmaru, słysząc swoje nawołujące głosy, lecz nie mogąc się ujrzeć. Nocna mara chichotała przeraźliwie, widząc ich syzyfowe starania.
Coś jej się wydawało, że podczas kolejnych nocy ponownie odwiedzi tę dwójkę.
Ojcze,
Tę wiadomość kieruję prosto w Twoje ręce. Proszę Cię, jako Twój syn, przeczytaj ją i obdarz przychylnym rozpatrzeniem.
Wiem, że dobry śmierciożerca słucha swojego pana i nie zna litości dla szlam. Chcę być przykładnym sługą, a Tobie przynieść dumę w oczach innych. Lecz proszę, nim to nastąpi, spełnił moją prośbę – porozmawiaj z Czarnym Panem. Nie zabiłem Granger, ale zerwałem z nią wszelki kontakt. Poszukaj potwierdzenia u Blaise'a, czy Snape'a. Każdy w Hogwarcie wie, że już nic mnie z nią nie łączy.
Czy to zadawalające?
Wiem, że ona jest brudną szlamą i że nic dla Ciebie nie znaczy, lecz ja mam do niej pewien sentyment z dzieciństwa – uszanuj to, proszę. Powiedz Czarnemu Panu, że ona nie przeszkodzi mi w służbie, którą będę wykonywał jak najstaranniej.
A jeżeli jego nadal to nie zadowoli...pozostaje jeszcze zaklęcie Obliviate. Z chęcią pozbędę się jej trującej postaci z mojego umysłu. Wystarczy tylko Wasze potwierdzenie.
Z wyrazami szacunku,
Draco
Serce blondyna dudniło w wyrazie protestu, gdy kreślił na papierze kolejne zdania, ale mimo tego nie przestawał. Patrzył teraz na świat przez okulary desperacji. Każdy krok, aby ocalić Hermionę od śmierci, wydawał się mu dobry.
Nawet jeśli oznaczałoby to utratę szkatułki ze związanymi z nią wspomnieniami.
W liście do ojca nie wkradło mu się żadne kłamstwo – naprawdę odciął łączące go z dziewczyną więzi, naprawdę nie umknęło to uwadze szkoły i naprawdę był gotów wymazać sobie pamięć, gdyby poprzednie rozwiązanie nie pomogło. Liczył, że to przemówi Lucjuszowi do wyobraźni – w końcu wyplewiłby wadzącą szlamę z umysłu syna raz na zawsze.
Przywiązawszy wiadomość do nóżki sowy, Draco rozkazał jej lecieć do dworu jego rodziny, a potem obserwował, jak opierzony obiekt maleje na tle szarawego nieba, niczym odpływający statek, wiozący na swoim pokładzie ostatnią nadzieję.
Kiedyś w jednej z książek natrafiła na określenie miłości jako choroby. Zmarszczyła wtedy brwi z politowaniem, nie widząc podobieństwa pomiędzy słodkim uczuciem, a nieprzyjemną dolegliwością.
Teraz jednak wiedziała, że te pojęcia mogły się pokrywać.
Po kilku dniach pod ciężarem cierpienia była gotowa przyznać, że miłość jest chorobą – powoduje złe samopoczucie, przynosi ból, wyniszcza organizm.
Hermiona była zatem chora i nie miała pojęcia, gdzie szukać lekarstwa. Ginny mówiła, że jest nim czas, a jej pozostawała wiara w te słowa.
Smutek wyrzeźbił w sercu brązowowłosej głęboką dziurę. Miała wrażenie, że nigdy nie czuła się tak źle. Owszem, w jej życiu zdarzały się porażki, gorsze dni, czy wieczory w objęciach szlochu, lecz ilość wylanych łez w tym miesiącu przekroczyła wszelkie granice. Cierpienia dokładały jej conocne koszmary i widok Dracona podczas wspólnych zajęć.
Sama nie wiedziała, co czuła, gdy spoglądała na jego twarz, która teraz w jej obecności ani razu nie miała ciepłego wyrazu. Traktował ją, jakby jej ciało ze stałego zmieniło się w stan gazowy, stając się powietrzem. Beznamiętnie przesuwał oczy po jej postaci, bez słowa mijał na korytarzach, obojętnie traktował jej katusze. Nie potrafiła w nim znaleźć ani nitki chłopaka, któremu oddała serce, a ta świadomość powinna ułatwić jej pozbieranie się, jednak wcale tak się nie działo. Grał w życiu dziewczyny zbyt dużą rolę i choć złożył już rezygnację, ona nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
Ginny twierdziła, że Hermiona powinna czuć złość w stosunku do Ślizgona – w końcu rozpalił w niej nadzieję, a potem ją zgasił, zupełnie tak jak kiedyś. Brązowowłosa co prawda nosiła w sercu płomyki gniewu, lecz były one skutecznie zasłanianie przez żal.
Stan Hermiony ulegał więc pogorszeniu. Stała się milcząca, straciła apetyt, zmizerniała na twarzy, nie potrafiła skupić się na nauce. Próbowała znaleźć ukojenie w pisaniu swojej książki, ale każde zdanie wypływało spod jej ręki topornie, zatem wkrótce zaniechała tego działania. Musiała też zmierzyć się z szeptami przyjaciół, plotkami złośliwych oraz słabszymi ocenami. To ostatnie dotarło do niej definitywnie, gdy z testu z transmutacji otrzymała Nędzny. Dziewczyna wpatrywała się w ocenę jak na dziwny okaz w zoo. Nigdy to słowo nie zostało nakreślone na jej sprawdzianie. Profesor McGongall skomentowała je spojrzeniem, w którym bardziej widoczne było zmartwienie, niż dezaprobata.
Harry i Ginny stanowili podporę Hermiony, dzięki którym jeszcze była w stanie ustać na nogach i walczyć o każdy oddech. Z cierpliwością przynosili jej nowe chusteczki, otulali ją słowami otuchy, starali się wywołać na jej ustach uśmiech. Nie potrafiła teraz tego wyrazić, ale była im bardzo wdzięczna. Kochała ich za troskę i dobroć – tak właśnie wyglądali jej prawdziwi przyjaciele. A nie tacy, którzy zostawiali ją bezlitośnie ze złamanym sercem, albo którzy biernie patrzyli na najgorsze dni jej życia. Do tych drugich zaliczał się Ronald Weasley. Oddzielił się od Hermiony ścianą obrazy i nie zamierzał kiwnąć palcem, aby jakoś pomóc dziewczynie. Jego oczy mówiły: masz, czego chciałaś. Harry wielokrotnie tłumaczył mu, że cokolwiek między nimi zaszło, rudowłosy powinien na ten moment odrzucić to w zapomnienie i udzielić wsparcia cierpiącej przyjaciółce. Ron jednak był na to zbyt dumny, twierdząc, że to w interesie brązowowłosej leży przyjście do niego i szukanie pocieszenia w jego ramionach. Dwaj Gryfoni niemal nie wywołali kłótni się o ten punkt widzenia. W końcu jednak Harry odpuścił, rzucając na odchodnym, że Weasley zawiódł.
Sama Hermiona odczuwała nieprzyjemne ukłucie, gdy widziała butność chłopaka. Z żalem patrzyła na wspomnienia z wcześniejszych lat, w których przewijały się wspólnie przeżyte przygody – dobre i złe - które zdawały jej się już nigdy nie powtórzyć w przyszłości.
Powinna wziąć pióro i przekreślić nim wszystkie linijki wspomnień, dotyczących Dracona i Rona. Obydwoje najpierw weszli w jej serce, głaskali je przymilnie, a potem z niego wyskoczyli w siną dal, oblekając się w skórę dupków. Straciła ich...Czy to stąd te morze pustki w jej wnętrzu? Czy ono kiedyś wyparuje? Czy dziewczynie będzie dane kiedyś odzyskać równowagę i radość życia?
Dormitorium wypełniał kłąb ciemności, a wiatr za murami jęczał przeciągle.
Draco zaciskał powieki, jakby chciał tym gestem odgrodzić się od rzeczywistości. Po jego pobladłym policzku spływały stróżki łez. Wokół jego stóp leżały rozsiane strzępki papieru, które niegdyś były listem.
Listem, na którym Lucjusz skomponował swoją odpowiedź – ,,Twoja prośba nie uzyskała przychylności w oczach Czarnego Pana. Plan pozostaje niezmienny, a Ty już nigdy więcej go nie podważaj. Masz zabić szlamę przed nadejściem wiosny. Dobry śmierciożerca nie okazuje litości, nawet sentymentom.''
Ostatnia iskra nadziei, tląca się w sercu chłopaka, właśnie zgasła.
Cdn

Póki nie przyjdzie śmierćWhere stories live. Discover now