ROZDZIAL XXXV- Kiedy bajka sie konczy

204 6 0
                                    

Hermiona czuła wokół siebie pachnącą biel. Czy kolor może mieć zapach? — przemknęło jej przez głowę tuż przed tym, jak poczuła coś jeszcze. Mokry materiał na swoim ramieniu. Nie spodobało jej się to i postanowiła wyrwać się z otaczającej ją jasnej mgły. Początkowo oczy nie chciały współpracować, ale w końcu otworzyły się na świat rzeczywisty.
Ujrzała umalowane na fioletowo ściany pokoju, który zdawała się znać. Zobaczyła także piękną, pokrytą zmartwieniem twarz Fleur, która na widok jej przebudzenia uśmiechnęła się z ulgą. Hermiona zarejestrowała, że leży na kanapie w salonie w Muszelce, a klęcząca obok niej dziewczyna zmienia jej bandaż na ramieniu. Skrzywiła się, widząc, że stary opatrunek jest posiekany kroplami szkarłatu.
— To nic, wyleczę tę ranę. Najgorsze masz za sobą — poinformowała ją Fleur życzliwym, acz zmęczonym tonem, jeszcze raz obwiązując materiał wokół skóry poszkodowanej. Panna Granger westchnęła, usiłując nadać swojemu umysłowi jasność myślenia.
— Co się stało? — wydusiła, widząc przed oczami niewyraźne obrazy.
— Wygraliśmy. — Dziewczyna pozwoliła sobie na uśmiech. — 'Arry pokonał Czarnego Pana, ale wiele osób przypłaciło to życiem bądź ranami. Muszelka przygarnęła kilku poszkodowanych. Ginny została mocno poturbowana, ale ją pozszywałam . Ron też się już kuruje. Ty zaś oberwałaś kawałkami ściany i zemdlałaś. Miałaś szczęście, mogła cię całkowicie przygnieść.
— A Draco? — Hermionę sparaliżował niemal zwierzęcy strach. Przed oczami migały jej coraz to nowsze sceny.
Biegła zamkowym korytarzem, mając u boku ukochanego. Ściany zamieniały się w pył... Ciemność rozświetlały śmiercionośne zaklęcia, a ciszę rozdzierały krzyki. Walka toczyła się wszędzie. Krew była wszędzie...
— Też zemdlał, ale nie znam przyczyny. Leży u góry... — W oczach Fleur pojawił się cień, który zaniepokoił Hermionę. Natychmiast się podniosła, ledwo rejestrując obolałość swojego ciała. Jasnowłosa chciała ją zatrzymać i krzyczała, że nie doszła jeszcze do siebie, panna Granger jednak zmuszała się do stawiania kolejnych kroków.
Już nie jestem Granger — przypomniała sobie, starając się pokonać stopnie schodów. — Jestem Malfoy, panią Malfoy, żoną Dracona...
Przypomniała sobie jeszcze jedną scenę. Wojna już wrzała. Właśnie udało im się uratować przed śmiercią jakiegoś zbłąkanego chłopca, gdy zza rogu wyłoniła się Bellatriks Lestrange z wysoko uniesioną różdżką i okrucieństwem na twarzy. Kobieta musiała wiedzieć o śmierci swojego przyjaciela, Lucjusza, bo za cel obrała sobie Dracona. Kiedy zaklęcie poleciało w jego stronę, z piersi Hermiony wydarł się przerażony krzyk sprzeciwu. Bez namysłu posłała ku czarownicy nasączone śmiercionośną mocą zaklęcie. Bellatriks zareagowała zbyt wolno i przypłaciła to życiem. Nie zważając na upadające ciało kobiety, Hermiona podbiegła do ukochanego i zacisnęła palce na jego koszulce. Jakaż zalała ją ulga, gdy okazało, że słyszy oddech chłopaka. Nie zdążyła się jednak nacieszyć tym szczęściem, gdyż jakiś urok uderzył w ścianę, a ta zaczęła sypać się w jej stronę. Mogłaby uciec, ale nie zamierzała zostawić Dracona na pastwę kamieni. Dlatego objęła go i zasłoniła własnym ciałem. Czuła, że kawałek gruzu uderzył ją w ramię, drugi w głowę. Ból ją sparaliżował do tego stopnia, że zemdlała w ramionach chłopaka.
Kiedy znalazła się we właściwym pokoju, jej czoło już perliło się od potu. Ale liczył się tylko widok spoczywającego pod kołdrą chłopaka o zamkniętych oczach i rzęsach, które rzucały cień na jego kredową cerę. Przypominał kruchą lalkę z porcelany. Na łóżku obok niego spoczywała śpiąca Ginny. To jest pokój z najcięższymi przypadkami — pomyślała Hermiona, rzucając się do łóżka ukochanego.
— Draco! — szepnęła lękliwie, delikatnie ujmując w dłonie jego twarz. Skóra chłopaka była chłodna jak śnieg. Nie mogła nic poradzić na łzy, które zaczęły kotłować się w jej oczach. — Proszę, nie możesz umrzeć, nie waż się...
Ledwie usłyszała za sobą kroki. Fleur z założonymi na piersiach rękoma stanęła u progu pokoju, nie mając serca, aby rozdzielić kochanków.
— Jak długo już tu jesteśmy? — wychrypiała brązowowłosa, odgarniając jasne włosy z czoła Dracona.
— Niecałe dwa dni. On się obudzi, nie bój się. Wciąż oddycha i walczy.
Hermiona najchętniej cały czas siedziałaby przy ukochanym, ale przyszedł Bill i stanowczo rozkazał się jej położyć. Gospodarze Muszelki dali jej także posiłek i eliksiry. Stan dziewczyny cały czas się polepszał, lecz ona myślami była przy śpiącym chłopaku.
Nie była jednak sama. Harry i Ron trzymali się całkiem dobrze, a Ginny następnego dnia otworzyła oczy, kolejnego zaś mogła już wstać z łóżka i małymi kroczkami przemieszczać się po domu. Gdy brązowowłosa ujrzała swoich dawnych przyjaciół, całych i zdrowych, zdobyła się na blady uśmieszek, wciąż jednak wypełniał ją smutek.
Tak upłynęły jeszcze trzy dni. Trzeciej nocy Hermiona miała dziwny sen — widziała w nim Dracona. Otaczały go opary mgły, a jego wołający ją głos niósł się echem. Dziewczyna natychmiast się obudziła i postanowiła udać się do pokoju ukochanego. Tamta chwila napromieniowała ją szczęściem, gdyż już na progu pomieszczenia ujrzała, że Draco ma otwarte oczy i wodzi nimi z zagubieniem po pokoju. Pisnęła jak mała dziewczynka i podbiegła do niego. Gdy chłopak ją rozpoznał, wyciągnął ku niej rękę. Brązowowłosa uścisnęła ją z czułością, a potem podarowała mu pocałunek delikatny jak dotyk poranka.
— Wróciłem do ciebie — szepnął z rozmarzoną miną blondyn, gdy już odsunęła od niego twarz. Oprócz radości, widziała w jego oczach kocioł zmęczenia, wierzyła jednak, że wyjdzie z tego. Potrafił być dzielny.
Pobiegła zaparzyć mu wzmacniający eliksir. Bała się, że będzie zbyt słaby, by udźwignąć kubek, ale chłopak zaskoczył ją, samodzielnie pijąc napar. Każdy łyk wszczepiał mu iskierkę siły. Przysiadła więc na skraju łóżka Dracona i zaczęła mu szeptem opowiadać o wszystkim, co zdarzyło się od czasu, gdy stracił przytomność w zamku. Słuchał jej w milczeniu, a potem westchnął i zmusił usta do uśmiechu.
— Wygląda na to, że jakoś to wspólnie przeżyliśmy — stwierdził, nie kryjąc ulgi. Jego palce odnalazły jej dłoń . Hermiona nachyliła się nad nim i jeszcze raz ucałowała usta, podczas gdy jej oczy jarzyły się szczęściem.
— Teraz już nic nas nie powstrzyma.
— Jak ci się podoba?
Draco zdjął ręce z jej oczu, by mogła zobaczyć piętrowy dom z łososiowymi ścianami i ciemnym, trójkątnym dachem. Otaczał go żelazny płot, za którym rozciągał się niewielki ogród. Nie był jeszcze zagospodarowany, ale wystarczyło kilka roślin, by nabrał uroku. Sam budynek zaś wyglądał obiecująco. Idealnie nadawał się dla rodziny.
— Wiesz, to chyba dom z moich marzeń — odparła Hermiona, czując napływający do jej serca zachwyt. Mieli tutaj wszystko, czego do szczęścia potrzebowali. Wierzyła, że przeżyje w tym miejscu najlepsze chwile swojego życia. — Ale przyznaj się, rzuciłeś na kogoś urok, by ci sprzedał ten dom?
Kiedy uniosła podejrzliwie brew, chłopak nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
— Zgadza się, urok moich pieniędzy. Po Lucjuszu została mi spora sumka. — Wzruszył ramionami. Nie krępował się wspominać o zabitym ojcu, choć wówczas zawsze swój głos oblekał obojętnością.
— No to chodźmy zobaczyć wnętrze. — Dziewczyna chwyciła go w pasie i z uśmiechem na ustach weszła z nim na teren domu, w którym miała spędzić resztę swojego życia.
Ponieważ w środku budynek także sprawiał pozytywne wrażenie, kupili go od pewnego czarodziejskiego sprzedawcy, załatwili wyposażenie meblowe, a potem odebrali Druellę z Muszelki, by mogła się przywitać ze swoim własnym pokoikiem.

Póki nie przyjdzie śmierćWhere stories live. Discover now