ROZDZIAL XXIV- Desperackie dusze

146 5 0
                                    

Wierzycie, że w jeden dzień może się wszystko zmienić?
Uważacie, że los w ciągu tych kilkudziesięciu godzin może napisać dla nas większy scenariusz, niż przez całe ostatnie tygodnie?
A może wystarczy błysk w przestrzeni czasu, aby przerwać stałość rzeczy?

Tegoroczny dzień święta zakochanych dla naszych bohaterów był właśnie takim przełomem.
Ron posiadał swój własny system postępowań w danych sytuacjach i postanowił się go nie wypierać. Większość spoglądała na niego z niezrozumieniem oraz pogardą, lecz chłopak nie mógł nic poradzić na to, że leżał on po prostu w jego naturze. Obecna sytuacja Hermiony wymagała zastosowania utartego wzorca zachowania – przełknięcia dawnych uraz i otulenia jej pocieszeniem. Tak zrobiłaby znaczna część ludzi, a już zwłaszcza szlachetnych Gryfonów. Rudowłosy jednak miał problem z potraktowaniem łagodnie dziewczyny, która bez wahania wykrzyczała, że nic do niego nie czuje, tym samym wbijając mu ostry nóż w serce oraz deptając jego marzenia. Wobec tego pod dumną maską chciał ukryć swoje cierpienie i zapobiec jego pogłębianiu. Każda styczność z Hermioną, pokryta świadomością odrzucenia jego uczuć, wywoływała w nim drgawki bólu.
Jednak Ron nie był ślepcem.
Widział aurę cierpienia brązowowłosej. Widział otchłań smutku w jej czekoladowych tęczówkach. Widział kruchość jej woli życia i choć pozornie przymykał na to oczy, to jednak wielokrotnie nocami męczyła go jego własna obojętność. Prawda mówiła mu, że chłopak nadal przejmuje się losem Hermiony i zadając jej cierpienie, kaleczy i jakąś część siebie. Taki przeklęty los zakochanego.
Dlatego wybicie dnia miłości przechyliło szalę jego sumienia.
Pansy nie rozumiała istoty uczucia. Nauczoną ją nie przykładać do niej wagi, budować życie na konstrukcji egoizmu, brnąć przez świat bez cienia czułości.
Jednakże dziewczyna nie mogła nic poradzić na to, że wpadła w sieć Dracona Malfoy'a. Początkowo myślała, że imponował jej urodą, majątkiem albo statusem rodziny, czyli czymś łatwym do zastąpienia. Osąd ten uległ zmianie wraz z utratą chłopaka. Wcześniej przyjęła, że blondyn będzie należał do niej, że stworzą razem związek, że dobrze do siebie pasują – nie przewidziała, że plany te zaburzy wredna szlama. Pamiętała, że już ich wspólne pójście na bal wprawiło ją w niezwykły gniew, którego nie mogła zgasić. Potem było jeszcze gorzej. Nie chciała się do tego przyznawać, ale cierpiała, widząc Dracona z inną, podczas gdy ją ledwie zaszczycał obojętnym wzrokiem. Zdała sobie sprawę, iż naprawdę zależało jej na tym chłopaku, a im bardziej on ją zbywał, tym mocniej ona nalegała, podsycana desperacją.
Teraz znów pojawiło się światło nadziei – Draco nabrał rozumu i zerwał z Granger. Ten gest powinien coś zmienić, ale wcale tak się nie stało. Pansy nadal dostawała od niego w twarz talerzami obojętności i zniecierpliwienia. Zachowywał się tak, jak gdyby ona nic dla niego nie znaczyła. I choć naprawdę chciała przyjąć ten fakt z machnięciem ręki, nie potrafiła. Zaczynała rozumieć, że dopadło ją głupie uczucie i musiała coś z tym zrobić.
W święcie zakochanych widziała ostatni błysk ratunku.
Walentynki – najgłupszy dzień w roku. Co tutaj świętować? Miłość na dłuższą metę wcale nie była źródłem szczęścia. Tylko idioci w stadium zauroczenia wierzyli, że jest inaczej.
Kiedy rano Draco ujrzał przyozdobioną różowymi serduszkami Wielką Salę momentalnie stracił apetyt i ograniczył się do wypicia soku dyniowego. Nauczył się ignorować to palące pragnienie zerknięcia na stół Gryfonów, ale już bez patrzenia wiedział, że miłosne dekoracje i dla Hermiony są jak kamienie, przyczepione do szyi tonącego.
Po śniadaniu chłopak czmychnął nad jezioro, rozkoszując się jego błogim spokojem. Ostatnimi czasy to było jego ulubione miejsce na terenie zamku. Mógł godzinami wpatrywać się w szafirową toń i chłonąć jej ukajającą magię.
Nagle przez mgłę zamyślenia przebiło się wołanie. Draco uniósł głowę do góry i ujrzał przystrojonego w róż amora, którego zadaniem było roznosić miłosne liściki po całym zamku.
- Odejdź! – warknął chłopak, nękany złym przeczuciem. Kupidyn tylko pokręcił głową i rzucił dwie koperty, które zaraz wylądowały miękko w dłoniach Ślizgona.
- Masz, szczęściarzu – mruknął stworek i odleciał w stronę szkoły, trzepocząc białymi skrzydełkami.
Draco ze ściągniętą w napięciu twarzą przez chwilę wpatrywał się w dwa, śnieżnobiałe listy o podobnej wielkości, które zadawały mu ciążyć w palcach. W końcu zdecydował się otworzyć jeden z nich. Draco,
Powinieneś tutaj znaleźć jakiś słodki wierszyk, podobny do tych, które przysyłałam Ci we wcześniejszych latach, ale myślę, że nie jesteśmy już dziećmi, a ja chciałbym Ci coś powiedzieć na poważnie.
Nie wiem, czy forma pisemna to dobry pomysł. Wyznałabym Ci to prosto w oczy, jednak ciągle mnie unikasz i zdajesz się być myślami nieobecny.
No więc po pierwsze przepraszam za wszystkie niedogodności z mojej strony. No wiesz, za te ,,czułe słówka'', narzucanie się i robienie scen. Chciałam przez to do Ciebie dotrzeć, ale teraz już rozumiem, że zachowywałam się niedojrzale. Wybacz mi, to wina tego, co do Ciebie czuję. Bo musisz wiedzieć, że Cię kocham.
Mam nadzieję, że ten list coś zmieni. Skoro nie masz już dziewczyny, a ja wciąż czekam...może dałbyś nam jeszcze szansę? Proszę!
Pilnie potrzebuję odpowiedzi.
Twoja Pansy
Draco musiał prześledzić oczami ten tekst jeszcze raz, aby zrozumieć do końca jego sens. Mówiąc szczerze był pod wrażeniem szczerości i dojrzałości, które Pansy zawarła w swoich słowach. Właściwie ta dziewczyna była już spalona w jego oczach, a on nie miał czasu na zabawę w nie zadawanie jej cierpienia, jednakże mimowolnie poczuł dozę żalu – rozumiał przecież ból uczucia.
Zdążył jeszcze stwierdzić, że musi porozmawiać z Pansy i postawić sprawę jasno, a potem wziął się za drugi list, który wstrząsnął nim emocjonalnie na wzór wielkiej, morskiej fali.
Drogi Draco,
Właściwie nie wiem, po co to piszę, przecież nasz związek jest skończony, a Ty nie chcesz mnie znać. Jednak jako ta naiwna postanowiłam wysłać Ci ostatni list, bowiem wierzę w magię walentynek.
Musimy porozmawiać. Jeszcze raz, na spokojnie, bez świadków, bez masek. Mamy za sobą barwną wspólną przeszłość, prawda? Nie powinniśmy tak tego kończyć. Pewnie jest Ci to obojętne, ale ze mną naprawdę nie jest dobrze. Ginny mówi, że zachorowałam na miłość. Może ma rację? I może to Ty jesteś tym, który ostatecznie mnie uleczy? Nie wyobrażam sobie nie wiadomo czego, chcę jedynie szczerej rozmowy. Oboje na nią zasługujemy po tym wszystkim.
Jeśli kiedykolwiek Ci na mnie zależało, przyjdź dziś nad jezioro o wybiciu dziewiątej wieczorem. Będę czekać.
Draco zacisnął mocno powieki, wyobrażając sobie pochylającą się nad tym listem postać dziewczyny, mieniące się w jej oczach łzy, drżącą rękę z piórem. Ta wiadomość musiała ją wiele kosztować, a dziewczyna umieściła w niej sporo nadziei.
Wahał się pomiędzy odmową, a zgodą. Powinien planować jej morderstwo, a nie umawiać się z nią na ,,szczere rozmowy''. Z drugiej strony może powinni sobie wyjaśnić kilka spraw przed ostatecznym? A może...w tym jednym spotkaniu da się zawrzeć obydwie te rzeczy?
Ta koncepcja wywołała w nim dreszcz grozy, ale zdawała się być dobrym rozwiązaniem. Musiał ocalić Hermionę przed gniewem Lucjusza, musiał jej wytłumaczyć dlaczego, musiał się z nią spotkać.
Wyjął z torby pióro i dwie wyrwane z zeszytu kartki. Na każdej z nich napisał jedynie kilka słów.
Zgadzam się. O dziewiątej nad jeziorem. P.S. Zawsze będziesz moją walentynką.
Doceniam Twoją szczerość, ale uważam, że to nie jest temat na korespondencję pisemną. Musimy kiedyś o tym porozmawiać.
Następnie chłopak skierował swoje kroki do sowiarni, aby wysłać dwa listy. Jeden do pokoju Gryfonów, drugi do Ślizgonów.
Serce Hermiony wariowało, podskakując, przyśpieszając i klaszcząc jak w jakimś dziwacznym tańcu podniecenia. Odpowiedź Dracona, na pozór szorstka, zdawała się w sobie kryć wiele emocji. Nie spodziewała się, że on w ogóle odpisze, a co dopiero wyrazi zgodę!
Naraz w jej ciało wstąpiło więcej energii, niż przez ostatnie kilka tygodni. Jakby list Dracona był pocałunkiem, zbudzającym ją z długiego snu. Spędziła sporo czasu w łazience, doprowadzając do porządku splątane ze sobą loki oraz robiąc zabiegi upiększające na twarzy. Ponadto kilka razy udzieliła się na lekcjach, czego nie czyniła od jakiegoś czasu, zamykając się w sobie, a podczas obiadu wtrąciła się do dyskusji Harry'ego i Ginny. Przyjaciele powitali tę zmianę ze zdumieniem, które szybko przerodziło się w ulgę. Rudowłosa co prawda podejrzliwie spoglądała na taki nagły zwrot akcji, ale nie chciała swoją podejrzliwością zamącić dobrego nastroju panny Granger.
Ron również ujrzał iskierki nadziei w oczach brązowowłosej, co było mu nawet na rękę, bowiem nie należał do ludzi, którzy wiedzą, jakich słów pocieszenia użyć, gdy dziewczyna jest w rozsypce. Postanowił zatem złapać ją w pokoju wspólnym Gryfonów, kiedy samotnie siedziała przy jednym ze stolików, gdyż Harry i Ginny udali się na mały spacer po błoniach.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że już nie toniesz w chusteczkach – wypalił, niespodziewanie przysiadając się do niej. Hermiona uniosła zaskoczony wzrok znad zadania domowego, a potem skomentowała jego obecność zmarszczonymi brwiami. Policzki chłopaka nabrały barwy jego włosów, a on sam spuścił wzrok.
- Chciałem przez to powiedzieć, że...martwiłem się – wyjąkał nieporadnie, jeszcze bardziej się czerwieniąc.
- Co takiego? Martwiłeś się?! – powtórzyła z zaskakującą nutą chłodu, na której wyprodukowanie dziś miała siłę. – Jakoś nie zauważyłam. Odniosłam wręcz wrażenie, że masz mnie w dupie!
- To nie tak – odparł szybko rudowłosy, krzywiąc się z żalem. Spojrzał jej prosto w oczy. – Hermiono, musisz wiedzieć, że naprawdę jest mi wstyd za moje zachowanie. Przepraszam cię.
W twarzy dziewczyny pojawił się cień łagodności i ulgi, ale jej oczy nadal błyszczały buntowniczo.
- Cieszę się, ale to za mało – mruknęła gorzko, spuszczając wzrok. Nagle poczuła na swojej dłoni dotyk Rona. Na jego twarz wpłynął teraz szczery smutek. Chłopak chyba szukał odpowiednich słów, ale nigdy nie był dobrym mówcą. Zamiast tego po prostu trzymał ją za rękę.
Nagle w Hermionie obudziła się nadzieja, że dziś wszystko zmieni się na lepsze. Właśnie odzyskiwała przyjaciela, może uda jej się także poprawić relacje z Draconem?
- Dobrze, że wróciłeś – szepnęła w końcu, nie cofając dłoni. Ron zamrugał z ulgą, a jego usta rozchyliły się w uśmiechu.
- Już nigdzie się nie wybieram – odparł wesoło. W duchu obiecał sobie, że już nigdy nie zrani tej dziewczyny.

Póki nie przyjdzie śmierćWhere stories live. Discover now