ROZDZIAL XXII- Niszcząc uczucie

139 7 0
                                    

Czasem trzeba jedno zniszczyć, by móc ocalić drugie o większej ważności.
Wyznawcą tej zasady stał się Draco wraz z uderzeniem chwili, w której opuścił dormitorium Hermiony. Na jego sercu ciążył rozkaz Voldemorta, ale starał się go zmazać obietnicą, że już więcej nie zbliży się do dziewczyny, a tym samym zerwie trujące, wedle opinii ojca, więzi...Może jeszcze wyrok nad ukochaną nie zapadł? Może jeszcze Voldemort zmieni zdanie? Może jeszcze nie wszystko stracone? Może jeszcze...?
Od tamtego ranka chłopak postanowił spalić wszelki kontakt z Hermioną. Chciał, by ogień pożarł ich uczucie. Wiedział jednak, że gdy będzie po wszystkim, zachowa w dłoniach popioły wspomnień...
Z jego umysłu wysunęła się refleksja nad tym, jaki by był, gdyby w ten pamiętny dzień pozostał w domu, nie odwiedzał placu zabaw, nie zwracał uwagi na huśtającą się mugolkę. Ich życia nigdy by się nie skrzyżowały, nigdy nie wniknęłyby w siebie, nigdy nie trzeba byłoby zadać sobie trudu prostowania ich ponownie. Teraz jednak musiał dźwigać los, który sam sobie wykuł, i nie pozwolić, by go przygniótł.
Chłopak wyjął z zakurzonej szuflady swoją uszytą z chłodu maskę, którą niegdyś zerwał dla Hermiony, i nałożył ją po raz kolejny na swoją twarz. Początkowo nie chciała się trzymać, jakby dotknęło ją skurczenie, lecz za chwilę idealnie już współgrała z jego rysami. Ukrył pod jej osłoną cały brud rozpaczy.
Maska, plan, bezwzględność– otoczny tymi atrybutami stał się prawdziwym śmierciożercą.
Draco zaczął rozwijać swój plan już od następnego dnia, gdy dla szóstoklasistów wybiła godzina eliksirów. Zamiast zająć miejsce obok Hermiony, która już przygotowywała się do lekcji, twardym krokiem podszedł do Slughorna i poprosił go o przesiadkę. Nie, to nie był dźwięk prośby, tylko rozkazu. Blondyn zaakcentował go całą swoją mocy pewności siebie. A gdy nauczyciel zaczął mamrotać o braku sensu tego działania, szare oczy wbiły się w niego tak nagląco, na kształt tęczówek surowego Lucjusza, że starzec ustąpił. Przesadził Malfoy'a do Blaise'a, a Pansy z niezadowoloną miną wylądowała w ławce Hermiony.
Brązowowłosa jednak nawet nie zaszczyciła spojrzeniem swojej nowej partnerki, obejmując całą postać Dracona niedowierzającym wzrokiem. Znieruchomiała na swoim krześle, niczym rzeźba, której rytm serca głośno obija się o jej wnętrze. Wszystko wokół zamazało się w plamy niepokoju. Nie widziała głodnych wyjaśnień oczu uczniów. Nie docierały do niej obraźliwe słowa Pansy. Nie obchodziło ją, co Slughorn w tej chwili tłumaczy.
Wiedziała bowiem, że ten moment coś złamał z bolesnym trzaskiem. Draco nie bez przyczyny uwolnił się od przymusu siedzenia z nią. Coś było nie tak. Nieprzyjemny cień padł na ich uczucie. Ona jednak nie wiedziała, co go stworzyło i to martwiło ją najbardziej.
Twarz Dracona przez całą lekcję nie zwróciła się w jej kierunku. Nic. Żadnego wyjaśnienia, przepraszającego spojrzenia, zaprzeczającego jej obawom gestu. Jakby wczorajszy, kochający ją chłopak zamienił się w pył, a na jego miejsce powstał nowy, bezwzględny model. Co się stało?!
Dziewczyna miała ochotę wstać, podejść do niego, walnąć pięścią w stół i zażądać odpowiedzi. Ta niewiedza wprawiała jej ciało w drganie. Czuła w oczach morke i słone krople.
Nie rozumiała świata, który właśnie zakleszczył ją w swoich ramionach. Chciała się stąd wydostać i wrócić do rzeczywistości, gdzie miłość kwitła na przecięciu się ścieżek ich dwóch istnień. Pragnęła wierzyć, że znalazła się w czeluści koszmaru, który w końcu skończy się przebudzeniem.
Jednak jej życzenia spłonęły...To, co złe, nie zawsze musi być snem. Rzeczywistość potrafi celniej wbić nóż w serce, przekręcić go i jeszcze się uśmiechnąć...
Następne dni miały okazać się potwierdzeniem tej prawdy.
Draco zaciskał pięści w bezsilności - to była jedyna oznaka, że przejmował się uczuciami Hermiony. Reszta jego ciała trwała nieruchomo, niewzruszenie, obojętnie, niczym wykuta z kamienia. Żaden inny członek nie zdradzał bólu i poczucia winy, które kiełkowały w jego wnętrzu z każdą nową minutą. Nie musiał się odwracać, by wyczuć, że dziewczyna skrywa w oczach łzy. Tak bardzo chciał je otrzeć, a potem zamknąć ukochaną w swoich ramionach i szepnąć jej do ucha, że to nie jest prawda, że tylko została aktorką w jego grze, prowadzonej dla ocalenia jej życia.
Przez moment pomysł wyjaśnienia jej wszystkiego mienił się kusząco w jego głowie. Zaraz przypomniał sobie jednak, że aby plan się dopełnił, ból na twarzy dziewczyny musiał być realistyczny, a ona powinna wiedzieć jak najmniej. Nie mógł ryzykować, stawka miała zbyt dużą wielkość.
Wolisz trochę pocierpieć, czy umrzeć, Hermiono?
Ja nie pozwolę ci umrzeć.
Będziesz żyć, chociażby ze złamanym sercem.
Lekcja eliksirów dotknęła kresu. Sekundę później Draco znalazł się już przy drzwiach klasy, zamierzając zniknąć z jej pola widzenia jak najszybciej.
Ale Hermiona także działała w trybie pośpiechu. Błyskawicznie wzięła torbę, przepchała się przez grupkę wychodzących uczniów i doścignęła chłopaka. Z jej ust wydobyło się wołanie, a dłoń zacisnęła się na skrawku jego szaty, jako wypełzający z niej gest rozpaczy.
Schowana pod materiałem maski twarz blondyna odwróciła się w jej stronę. Dziewczynę przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy ujrzała jego naszpikowane zimnem tęczówki, nieczułą minę oraz uniesioną w łuk pogardy brew.
Głos schował się w głębi jej gardła.
- Puść moją szatę, jeśli łaska – warknął, szarpnięciem wyrywając kawałek ubrania spomiędzy jej palców. Na twarzy Hermiony odbiło się przykre zdumienie. Miała wrażenie, że nie zna stojącego przed nią chłopaka, choć dzieliła z nim tyle niezapomnianych chwil. To nie był ,,jej' Draco, a ta świadomośc wprawiała ją w przerażenie.
Wokół ich dwójki utworzył się krąg zainteresowanych. Draco wiedział, że musi ważyć każde słowo, zanim przepuści je przez usta. I że jego zadaniem jest przedstawienie sprawy dobitnie.
- Dlaczego? – zapytała dziewczyna, nawet nie zauważając gromadzącej się widowni. Draco był jedynym jasnym punktem, który istniał na niebie świata i tak bardzo nie chciała, by zniknął... - Dlaczego się przesiadłeś?
- Już od dawna chciałem to zrobić – odparł, nie pozwalając się wkraść prawdziwym emocjom na pasmo jego głosu.
- Byłam aż tak okropna?! – nie wytrzymała i podniosła ton, ale zamiast gniewnego krzyku, przybrał on formę żałosnego pisku. Zarumieniła się, usiłując utrzymać kontakt wzorkowy z chłopakiem.
- Nie. Ale pamiętasz, jak byłaś dzieckiem? – uniosła brwi w napiętym zdumieniu, sądząc, że Draco chce nawiązać do ich przyjaźni w młodości. – A zatem wiesz, że każda zabawka się kiedyś znudzi. W twoim przypadku nastąpiło to teraz.
Publiczność tej konwersacji popadła w zdumienie. Niektóre dziewczyny się uśmiechały z ulgą, inni kiwali współczująco głowami, a jeszcze parę osób wymieniało między sobą uwagi. Harry, który także znajdował się w tym kręgu, zacisnął ze złością usta. Był gotów uderzyć Malfoy'a za zniewagę jego przyjaciółki, lecz wiedział, że nie powinien się wtrącać. Ta sprawa toczyła się pomiędzy tą dwójką i musiała dojść do końca.
- Znudziłam ci się?! – Hermiona omal się nie zakrztusiła tymi słowami. Jej brązowe oczy zniknęły pod szklistą ścianą łez. Znów przyszło jej na myśl, że to tylko najgorszy z koszmarów, jednak musiała temu zaprzeczyć - ból w klatce piersiowej był zbyt realny.
- Taka prawda - mina blondyna zdradzała tylko spokój, a może też odrobinę znudzenia. Nawet nie wiedział, jak mocno ją zranił, traktując jak nie wartą uwagi zabawkę. Nie chciała w to uwierzyć.
- Ty...nie jesteś taki, Draco. Nasze uczucie było prawdziwe. Wiesz o tym – szepnęła błagalnie, podczas gdy on pokręcił z politowaniem głową.
- Nie dla mnie.
- Jak możesz?! – jej dłoń uniosła się w górę, niczym wymierzające sprawiedliwość ostrze, i zatrzymała się tuż przed policzkiem chłopaka. Hermiona przymknęła oczy, przeklinając swoją słabość i cofnęła rękę – mimo wszystko nie chciała mu zadać bólu i upokorzyć przed innymi, choć wiedziała, że sobie zasłużył.
Cholerne uczucie, dlaczego nie możesz umrzeć po takim targnięciu się na twoje życie?
Draco, który w przygotowaniu na cios, przymrużył oko, teraz je otworzył, a przez jego twarz przemknęło zaskoczenie. Na pozór obojętnym wzorkiem zmierzył stojącą przed nim dziewczynę, po której policzkach spływały smugi łez, której czekoladowe oczy były otchłanią cierpienia, której postać kuliła się przed nim, przypominając uległą Narcyzę i zagniewanego Lucjusza – i w tej ulotnej chwili poczuł, że kocha ją całą powierzchnią swojego ciała i jestestwa. Oraz, że obdarzyła go uczuciem, na które on nie zasługiwał. Żałował, że je w niej rozpalił. Powinna dostać bohatera na miarę Pottera, a nie zakłamanego arystokratę.
- Myślę, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia – rzekł po krótkiej chwili wahania. Jej ręce nieoczekiwanie zwinęły się w pięści.
- Ja mam! Draco, posłuchaj, ja cię...- zaczęła rozpaczliwie, jak gdyby to wyznanie mogło go przywiązać do niej na nowo.
- Koniec – podniósł dłoń, brutalnie zamykając jej usta. Chłód aż promieniował z jego twarzy.- Muszę iść. Żegnaj, Granger - szare oczy po sekundzie się od niej odwróciły, a postać chłopaka zaczęła stawiać coraz więcej oddzielających ich kroków.
- ...kocham – dokończyła mimowolnie Hermiona cichym głosem, spoglądając na znikającą w dali sylwetkę, okrytą czarną peleryną. Nie zatrzymała się. Odeszła na zawsze.
Mięso zostało obżarte do kości. Tłum hien się rozproszył, uprzednio rzucając dziewczynie pełne litości czy pogardy spojrzenia. W końcu został tylko Harry, który zbliżył się do łkającej przyjaciółki i objął ją ramieniem. Dziewczyna bez słowa wtuliła się w niego, a przez jej ciało przetaczały się coraz to nowsze fale dreszczy. Miała wrażenie, że jest jedną wielką łzą.
- Chcesz iść do pani Pomfrey? – zapytał chłopak z nutą troski, zastanawiając się, czy to aby nie jakaś choroba dotknęła Hermionę.
Brązowowłosa pokręciła przecząco głową, niezdolna przypomnieć sobie dźwięku odpowiednich słów. Jej umysł był odrętwiały z bólu.
- A chcesz wrócić do dormitorium? – zapytał ponownie Harry, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Wzruszyła ramionami i czknęła histerycznie.
- Nie mam pojęcia, czego chcę...
Ciemna komnata pustki. Hermiona, odziana w suknię o jasnej barwie, stała na jej środku, otulona przez okropną samotność. Usilnie przykładała dłonie do rany na piersi, przez którą ostrze dostało się do jej serca. Na postaci dziewczyny osiadł się smutek, ból i szloch. Z jej policzków skapywały szkarłatne łzy. Płakała krwią z serca...
Cdn

Póki nie przyjdzie śmierćTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang