1. To nie pora na zabawę w chowanego.

6.3K 164 52
                                    

Czułam, jak ciepłe łzy zbierają się w moich szmaragdowych oczach, aby następnie co jakiś czas, mimowolnie spłynąć po policzkach. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby spróbować je powstrzymać. Poniekąd przynosiły ulgę. Stanowiły skrupulatne oczyszczenie, z wszelkich codziennych brudów, które niechciane zaległy w mej pamięci czy też duszy.

To był właśnie jeden z tych momentów w ciągu dnia, kiedy chwila słabości była mi naprawdę potrzebna. Delektowałam się nią, jak zwykle miałam w zwyczaju.

Z bladym uśmiechem i rozczulonym wzrokiem, wpatrywałam się jak w obrazek, w punkt przed sobą. Brzask dopiero co wschodzącego słońca, pięknem budził we mnie wszystkie zmysły. Z wielką uwagą obserwowałam wschodzące słońce, starając się zapisać jak najdokładniej ten widok w pamięci.

Spojrzałam w dół, na stopy odziane w czarne converse. Wymachiwałam ochoczo nogami, czując się jak mała dziewczynka, która huśtała się na ulubionym placu zabaw. Jedynym, co mnie jednak znacznie odróżniało od dzieci, był tlący się w moich dłoniach papieros. Choć musiałam niechętnie przyznać, że dzieci za szybko pragnęły stawać się dorosłymi. Sama się do takich zaliczałam. Byłam ciekawa świata, a z każdym kolejnym rokiem dorastania, uświadamiałam sobie, jak przytłaczające są realia dorastania.

Już którąś noc z kolei, zamiast spać w swoim łóżku, wolałam przesiadywać na przewalonym drzewie. Skarpa, na której się znajdowało, miała idealny widok na plaże, ocean, a przy tym była moją ulubionym miejscem, do oglądania wschodów słońca. Odkryłam ją pewnej nocy, kiedy nie mogłam spać. Od tego momentu zawsze, kiedy potrzebowałam odrobiny spokoju, wymykałam się, pozwalając na chwilę tylko dla siebie i swoich myśli.

Wyrzuciłam gdzieś przed siebie wypalonego papierosa, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni kangurkowej bluzy. Spojrzałam na godzinę. Dochodziła siódma rano, co wskazywało na to, że niektórzy ludzie dopiero co wstawali, przygotowując się na nowy dzień. Inni natomiast dopiero co wracali z nocnych imprez. Wzdrygnęłam się na myśl, że już za kilka dni owa pora, będzie nieodłącznym elementem mojego powrotu do szkolnej rutyny. A w tym roku powrót do jej murów, budził we mnie jeszcze większą niechęć niż kiedykolwiek przedtem.

Z lekko niezgrabnym ruchem, który prawie przysporzył mnie o skręcenie kostki, zeskoczyłam z wielkiego pnia, kierując się w stronę domu. Zależało mi na tym, aby jak zawsze wrócić, zanim wszyscy się zbudzą.

Kilkanaście minut później, najciszej jak tylko potrafiłam, przedostałam się do swojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, zatapiając się w miękkim materacu łóżka. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w biały sufit, skupiając uwagę na małym pająku, który był w trakcie tkania pajęczyny w rogu nad łóżkiem. Towarzyszył mi już od kilku dni, ale jakoś niespecjalnie chciałam się go pozbyć. Powiedzmy, że się już z nim nawet zaprzyjaźniłam.

- A pieprzyć to - prychnęłam pod nosem, czując znużenie samą sobą.

Podniosłam się do siadu, na oślep wkładając rękę do jednej z szuflad szafki nocnej. Chwyciłam opakowanie tabletek, połykając jedną z nich. Niemal za każdym razem kończyło się tak samo. Stres nie był moim dobrym przyjacielem. Mimo, że coraz częściej mi doskwierał, nadal się z nim nie polubiłam Ułożyłam się do snu, przytulając się do leżącej obok mnie Luny. Psina zupełnie tak, jakby wyczuła, że potrzebuje jej bliskości, kładąc pyszczek na moim ramieniu. Tej nocy, chociaż ona mogła spać spokojnie.

***

- Sheila! - Usłyszałam swoje imię, które dobiegało gdzieś z oddali. - Sheila! - Głośny wrzask nie dawał za wygraną. Byłam za bardzo nieobecna, aby jakoś na niego zareagować. Zamiast tego zacisnęłam jeszcze mocniej powieki, wtulając się w poduszkę. Nie minęła nawet chwila, kiedy usłyszałam stukot obcasów, poruszających się po drewnianych panelach. Kobieta przeszła pod okno na drugim końcu pokoju i jednym szybkim ruchem, odsunęła wielkie zasłony, wpuszczając do pomieszczenia trochę światła słonecznego. - Nawet nie udawaj, że śpisz. Za 10 minut widzę cię na dole. - Przerwała swój monolog, podnosząc ze mnie ciężką kołdrę, aby następnie wyjść z pokoju, trzaskając z niemałą siłą drzwiami.

Endless GoodbyeWhere stories live. Discover now