22. Jemu chyba też zależało.

1.7K 71 9
                                    

Zatrzymałam się w półkroku, wbijając poważne spojrzenie w siedzącego w samochodzie Ethana. Miałam nadzieję, że się przesłyszałam albo, że zaraz usłyszę, jak chłopak wybucha śmiechem. Naprawdę wolałabym, żeby to był jedynie żart. Kolejny, którym chciał mnie tylko uświadomić, jak bardzo żałosnym człowiekiem byłam.

Jednak ku mojemu zdziwieniu, sekundy mijały, a jego wyraz twarzy pozostał poważny. Chyba zauważył, że analizowałam jego słowa, nie do końca wiedząc, jak powinnam na nie zareagować. Szybkim ruchem ściągnął z czubka nosa okulary przeciwsłoneczne i rzucił je gdzieś na deskę rozdzielczą. Kiedy do jego kamiennej twarzy doszedł jeszcze ten poważny wzrok, poczułam momentalne spięcie się każdego mięśnia w moim ciele.

- Co? O czym ty mówisz? - wyrzuciłam z siebie po dłuższej chwili. Choć ze wszelkich sił próbowałam, nie byłam w stanie ukryć drżenia mojego głosu.

- Wiedziałem, że jesteś chora. Nie wiedziałem tylko, kiedy w końcu pójdziesz do szkoły. Skoro nie chciałaś ze mną porozmawiać, więc nie miałem innego wyjścia niż przejeżdżanie tędy codziennie, aby któregoś dnia móc się w końcu na ciebie natknąć. Wsiadaj, zawiozę cię.

Pokręciłam głową, wkładając trzęsące się dłonie do kieszeni marynarki. Cicho odetchnęłam, przypominając sobie o autobusie, który już lada moment powinien przyjechać na przystanek, na który tak usilnie próbowałam się dostać. Zostało mi do pokonania jeszcze kilka jardów. Nie mogłam sobie pozwolić na jeszcze większe zaległości, dlatego musiałam jak najszybciej zakończyć tę konwersację.

- O co ci chodzi? Dlaczego po tym wszystkim nie możesz dać mi spokoju?

Nie miałam już siły, aby udawać niewzruszoną. Potrzebowałam to z siebie wyrzucić. I tak nie miałam już nic do stracenia. Nie pierwszy raz pokazywałam przed nim swoją słabość. Nie powinno być to dla niego niczym nowym. W końcu, skoro wcześniej wiedział o mojej kruchości, a i tak postanowił to wykorzystać w żartach.

- Dostałeś, co chciałeś, więc resztki przyzwoitości, o ile jakieś w ogóle posiadasz, powinny ci dać znać, że już wystarczy.

- O czym ty mówisz? Jesteś na mnie naprawdę zła o to, że od kilku dni latam za tobą jak głupi, próbując się wytłumaczyć z sytuacji, którą najwidoczniej zinterpretowałaś po swojemu? W dodatku błędnie.

Przestał być taki spokojny i opanowany. Nie krzyczał na mnie. Ale w jego twarzy zauważyłam pewną zmianę. Zaczęłam widzieć, że przejawiają się na niej emocje.

- Ale co tu interpretować? Przecież wszystko było bardziej niż oczywiste. Ethan, proszę cię daj mi już spokój. To i tak nie miało prawa mieć żadnego sensu.

- Jakie to masz na myśli?

Przegryzłam wargę, wędrując spojrzeniem w stronę zbliżającego się w naszą stronę samochodu. Mimo dużej odległości wydawało mi się, że dostrzegłam na czubku jego dachu syrenę policyjną.

Najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji byłoby zakończenie tej nieprzyjemnej rozmowy i przejście na chodnik po drugiej stronie ulicy. Na autobus już i tak bym nie miała szansy zdążyć, więc w oczekiwaniu na kolejny, mogłabym przejść się w stronę innego przystanku. Jednak do bycia rozsądną nigdy nie było mi po drodze. Zamiast tego wsiadłam do samochodu, zajmując miejsce pasażera. Mimo że podejmując się tych czynności ani razu nie spojrzałam na Ethana, wiedziałam, że go tym zaskoczyłam.

- Na co czekasz? Jedź! - wrzasnęłam, usadowując się wygodniej na oparciu fotela.

Chłopak wyglądał tak, jakby potrzebował chwili, aby przetworzyć to, co się stało. Po kilku sekundach w końcu przyspieszył, wyjeżdżając z osiedla. Wyprzedziliśmy mój autobus, który najwidoczniej musiał mieć spóźnienie.

Endless GoodbyeWhere stories live. Discover now