19. Czas się przełamać.

1.4K 49 17
                                    

Dwie godziny później byłam już u siebie w domu, paradując w świeżo zakupionym stroju surfingowym. Mimo że był naprawdę śliczny, to nie czułam się w nim wcale komfortowo. Czarny elastyczny materiał całkowicie przyległ do mojego ciała, sprawiając wrażenie drugiej skóry. Jego zielone wykończenie idealnie współgrało z kolorem moich tęczówek. I choć na manekinie leżał przepięknie, tego samego nie mogłam powiedzieć, gdy patrzyłam, jak okrywa moje ciało.

Czułam się w nim...źle. Obsesyjnie sprawdzałam chyba każdy możliwy kąt materiału, czy aby na pewno nie prześwitują przez niego moje rozstępy. Na swój odstający brzuch nawet nie byłam w stanie spojrzeć. Wyglądał jakkolwiek znośnie tylko w chwili, kiedy był wciągnięty.

Miałam niewyobrażalną ochotę, aby się rozpłakać. Zarówno w sklepie, gdy przy kasie musiałam wyczyścić swoje oszczędności do zera, jak i przymierzając go we własnym pokoju.
Może i ten płacz nie byłby taką złą opcją? W końcu tylko moje cztery ściany byłyby w stanie go w ogóle usłyszeć.

Nie chciałam mierzyć go w sklepie. Byłam bardziej niż pewna, że tak to się właśnie skończy. Sprzedawca był bardzo miły i pomocny, jednak swoją chęcią pomocy, tylko pogorszył już i tak panujący w mojej głowie chaos.

Jak mantrę powtarzałam, że sama jestem sobie winna. W życiu nie wyszłabym tak ubrana do ludzi i naprawdę miałam nadzieję, że w takim wydaniu zobaczy mnie tylko i aż jedynie Ethan. Zmyłam resztki całodziennego makijażu, decydując się jedynie na pomalowanie rzęs wodoodpornym tuszem.

W końcu wydostałam się z tego okropnego wdzianka i przebrałam się w luźny, czarny komplet dresów. Strój spakowałam do sportowej torby i z mało bojowym nastawieniem udałam się na korytarz. Nie musiałam długo czekać. Przyjechał punktualnie.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie ujrzałam znanego mi już zielonego mercedesa, a białego forda, który w przeciwieństwie do niego, nie krzyczał bogactwem, a przeżytą historią. Co prawda nie wyglądał, jakby wyjechał prosto z salonu, ale był ładny i zadbany.

- Gdzieś ty podział swojego zielonego ufoludka? – Usiadłam na miejscu pasażera. Gdy zapinałam pasy, czujne spojrzenie siedzącego za kierownicą Ethana, nie opuszczało mnie nawet na sekundę.

- Musiałem odwieźć go do mechanika - odpowiedział krótko, zwinnie wyjeżdżając z mojej posesji. Kiwnęłam głową w geście zrozumienia, nie drążąc dalej tematu.

Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie praktycznie wcale. Każde z nas było pogrążone w swoich myślach. Dyskretnie go obserwowałam, po raz kolejny nie mogąc wyjść z podziwu, z jakim spokojem i opanowaniem porusza się po drodze.

- Świeżyna, nie umiesz być dyskretna.

Jego kącik ust nieznacznie powędrował ku górze. Chyba zostałam przyłapana na gorącym uczynku. I to ponownie.

- Wiem, już gdzieś to kiedyś słyszałam. - Przypomniałam sobie sytuację z Thomasem, która miała miejsce kilka dni wcześniej na urodzinach Ambar. - Dokąd jedziemy? Plaża jest przecież w drugą stronę.

Zmarszczyłam brwi, z uwagą przyglądając się krajobrazowi za oknem. To z pewnością nie była droga na plażę. Moje obawy okazały się słuszne. Chłopak nagle zwolnił, wjeżdżając na jakiś opustoszały parking.

- Odbyć twoją karę - poinformował krótko, na co wytrzeszczyłam szerzej oczy.

- Ale przecież... - Zaczęłam gubić się w słowach, kompletnie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji.

- Myślałam, że...

- Wysiadka.

Kompletnie mnie zignorował. Odpiął swój pas, zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Nie widząc innej opcji, zrobiłam to samo. Ethan oparł się o maskę samochodu, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę. Podał mi pudełko, jednak odmówiłam przyjęcia używki.

Endless GoodbyeWhere stories live. Discover now