5. Czuj się zaproszona.

2.8K 77 16
                                    

Cicho westchnęłam, podążając wzrokiem za swoim odbiciem. Duże lustro w garderobie, było świadkiem mojej skwaszonej miny. Długie pofalowane od nocnych warkoczyków włosy, opadały na szerokie ramiona. Patrząc na swoje odbicie, nie byłam w stanie stwierdzić, czy leżący na moim ciele mundurek mi się podobał, czy jednak niekoniecznie. Wiedziałam, że będę potrzebowała czasu, aby się do niego przyzwyczaić.

Nałożyłam na malinowe wargi przeźroczysty błyszczyk z delikatnymi drobinkami i zacisnęłam usta w wąską linię. Nastał ten wielki dzień grozy, na który z jednej strony tyle czekałam, a z drugiej, gdyby tylko się dało, odłożyłabym go w czasie, jak najdalej byłoby to tylko możliwe.

Tego dnia wyjątkowo obudziłam się sama, bez pomocy budzika. Być może było to spowodowane sporawą dawką stresu i równorzędnej adrenaliny, które mi towarzyszyły. Niczym torpeda wyskoczyłam z łóżka, aby mieć jak najwięcej czasu, aby doprowadzić siebie do porządku. Nie chciałam się spóźnić już pierwszego dnia, a wiedziałam, że znając życie przez trzęsące się ze stresu dłonie, ciężko będzie mi wykonać, chociażby podstawowy makijaż.

Choć nie chciałam tego przyznać na głos, czułam narastającą we mnie presję, a także potrzebę wyglądania nienagannie. Ostatnia klasa liceum, w nadaj jeszcze obcym dla mnie mieście, nie była szczytem moich marzeń. Jeżeli już miałabym wybierać, to zdecydowanie bardziej wolałabym móc ukończyć szkołę średnią w Burlington, czyli w mieście, w którym spędziłam całe swoje życie.

Znałam tamtejszych ludzi, zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Wiedziałam, na co mogę sobie pozwolić, jak mam postępować. Nigdy nie byłam jakoś szczególnie zapatrzona w ślepe podążanie za ocenami, z reguły dostawałam C D, które mnie w zupełności satysfakcjonowały. Nie lubiłam się uczyć i tracić czasu na bezsensowne wkuwanie. Szkoła nigdy nie była moim priorytetem, tylko raczej czymś, co wiedziałam, że po prostu muszę odbębnić, aby zrobić kolejny krok ku dorosłemu życiu i samodzielności. Moi znajomi z poprzedniej szkoły, na wieść o mojej przeprowadzce, byli dość zaskoczeni. Co rusz dostawałam jakieś słowa wsparcia, otuchy, a także zapewnienia, że w sumie to mi poniekąd zazdroszczą. Jak to argumentowali, w Miami będę miała przecież znacznie ciekawsze życie. Więcej imprezowania i zabawy niż faktycznie nauki do zbliżających się egzaminów.

Mimo że jeszcze nawet nie widziałam na żywo, jak wyglądała moja przyszła szkoła, bo wszystko załatwiała za mnie mama, miałam już o niej jakieś wstępne zdanie. I cóż mogę powiedzieć, nie było ono wcale takie pozytywne. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Mimo wszystko zależało mi na tym, aby jak najlepiej wypaść. A fakt, że będę musiała odnaleźć się wśród bananowych dzieci, z których cóż, wcześniej niejednokrotnie zdarzało mi się naśmiewać w gronie znajomych, był jeszcze bardziej gorszący.

Jeszcze rok wcześniej, nawet w największych koszmarach nie wyprowadzałam się ze swojego rodzinnego miasta do innego, stale tętniącego życiem, którego drugim imieniem była wielka impreza. Skarciłam samą siebie na myśl, jak wielką hipokrytką w tej kwestii byłam. Tak łatwo przyszło mi się wyśmiewać z ludzi, których częścią sama się właśnie stawałam. To było tak absurdalne.

Życie lubiło zaskakiwać.

Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze, próbując jakkolwiek podnieść się na duchu. Grymas na mojej twarzy absolutnie nie wskazywał na to, aby choć w małym stopniu mi się to udało.

Mundurek Miami High School utrzymany był w bordowym kolorze, co mnie nawet cieszyło, bo uważałam, że w bordowym było mi całkiem do twarzy. Białą długą koszulę z kołnierzykiem, którą zapięłam pod samą szyję, włożyłam w szarą rozkloszowaną spódnicę przed kolano. Stylizację dopełniała bordowa marynarka oversize z logiem szkoły w postaci małego złotego orła na piersi, a także bordowo-złoty krawat, który trochę nieudolnie zawiązałam pod szyją. Dobrałam również czarne rajstopy, tego samego koloru botki, a także małą skórzaną torebkę, do której włożyłam klucze, telefon, portfel i chwilkę wcześniej używany przeze mnie błyszczyk.

- Oj Luna, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym cię zabrać ze sobą. Gdyby cię zobaczyli, od razu wszyscy byliby dla mnie łagodniejsi, słodziaczku.

Przytuliłam czworonożnego przyjaciela do piersi. Spryskałam się ulubionymi perfumami dla polepszenia samopoczucia i zgarniając torbę, wyszłam z pomieszczenia. Na wiotkich nogach skierowałam się do jadalni, gdzie na jednym z krzeseł zostałam matkę. Przez chwilę miałam wrażenie, że przez przepełniający mnie stres dostałam omamów. Dopiero, kiedy kobieta chrząknęła, dotarło do mnie, że naprawdę znajdowałyśmy się w tym samym pomieszczeniu.

Z opóźnionym refleksem spojrzałam na jej ciało okryte w ciemną dopasowaną sukienką przed kolano. Makijaż miała wykonany jak zawsze perfekcyjnie, a brązowy cień idealnie podkreślał jej niebieskie tęczówki. Włosy spięła w luźnego warkocza. Jej smukłą szyję zdobił komplet pereł, które dostała od Kevina na którąś rocznicę związku. A złote sandały na szpilce, idealnie podkreślały jej długie nogi.

Endless GoodbyeWhere stories live. Discover now