7. Trochę popłynęłaś.

2.1K 69 15
                                    

Przez 17-lat życia, doświadczyłam naprawdę wielu przeróżnego rodzaju cudów. Poniekąd moje życie samo w sobie definiowało się jako jeden z nich. Musiałam mieć albo niesamowite szczęście, albo równie ogromnego pecha, bo pomimo upływu parunastu lat, dalej nie wyczerpałam ich limitu. A, że w różnego rodzaju katastrofy, wpakowywałam się na każdym możliwym kroku, za cud można było uznać także to, że za każdym razem i tak udawało mi się wychodzić ze wszystkiego cało.

Gdybym miała przytoczyć choćby w myślach, każdorazową taką sytuację, chyba nie starczyłoby mi życia. Mimo wszystko, w wielu z nich, zapominałam o tym, jak wielką szczęściarą okazywałam się, gdy ponownie udawało mi się unknąć tragedii. Choć przez cały czas z tyłu głowy miałam fakt, że pewnego dnia nadejdzie moment ostateczny, w którym moja dobra passa na zawsze dobiegnie końca. A wtedy nikt ani nic, nie będzie w stanie mnie uratować.

Z wielkim bólem pulsującym w całej skroni, otworzyłam ociężałe powieki. Pierwszym, co zarejestrowałam, była jakaś postać ubrana na biało. Stała nade mną i choć widziałam ją bardzo niewyraźnie, to byłam w stanie stwierdzić, że uważnie mi się przygląda i chyba nawet próbuje coś do mnie powiedzieć.

Byłam w na tyle dziwnym stanie, że czułam się, jakbym dosłownie dryfowała między życiem, a śmiercią. Nie wiedziałam, na ilę wszystko działo się w rzeczywistości, a na ile cała ta sytuacja była tylko wytworem mojej wyobraźni. Czy to właśnie tak wyglądało życie po śmierci? Zostawaliśmy powitani przez anioła? Po chwili intensywnego mrugania, obraz mi się wyostrzył. Otworzyłam szerzej oczy, natrafiając wprost na niezidentyfikowany wzrok mojej rodzicielki. Ah, to jednak diabeł, pomyślałam, przełykając tworzącą się gulę w gardle.

Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund po prostu się na siebie patrzyłyśmy, odbywając jakąś niemą rozmowę. Naprawdę chciałam się odezwać i powiedzieć cokolwiek, ale w głowie miałam totalną pustkę. Uniosłam delikatnie głowę i momentalnie tego pożałowałam. Czułam takie pulsowanie, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Nie chciałam jednak, aby mama dostrzegła moje zwijanie się z bólu, więc zacisnęłam szczękę i przymknęłam powieki, kładąc z powrotem głowę na białej poduszce. Ledwo powstrzymałam chęć syknięcia z bólu. Właściwie zadawałam sobie pytanie, dlaczego. Dlaczego tak bardzo zwijałam się z bólu? To pytanie krążyło mi po głowie, nie dając spokoju.

- Późno wczoraj wróciłaś. - Ton jej głosu był jakiś dziwny. Kiedy tak stała nade mną, po prostu na mnie patrząc, w duchu już przygotowywałam się na porządny opiernicz. Ona jednak odezwała się bardzo cicho i spokojnie. Jakby wiedziała, że każdy głośniejszy dźwięk może okazać się dla mnie tym zabójczym. - Czy chcesz mi coś powiedzieć?

- Nie...nic. - Dopiero wypowiadając te słowa, zdałam sobie sprawę, jak bardzo miałam obolałe i suche gardło. Mój głos brzmiał okropnie. Cichy, zachrypnięty, przepity? Jakby nie należał do mnie. - Przepraszam, zasiedziałam się? - Bardziej zapytałam, niż odpowiedziałam.

Kobieta skinęła głową, po czym zniknęła mi z pola widzenia, odsłaniając widok na biały sufit. Kiedy już myślałam, że wyszła z pomieszczenia, ponownie usłyszałam kroki.

- Napij się.

Uniosłam wzrok, natrafiając wprost na butelkę wody, którą trzymała. Powoli wyciągnęłam dłonie spod dużej kołdry, chwytając butelkę. Odliczyłam w głowie do 10 i zmusiłam swoje ciało do powolnego siadu. Odkręciłam kurek i upiłam łyk, odwracając wzrok od stojącej przy łóżku Marthy.

- Jessica powiedziała mi, że byłaś wczoraj na szkolnej imprezie. - Spięłam się na jej słowa. Zaczęłam przygotowywać się na najgorsze. - Dobrze, że poszłaś. Mam nadzieję, że zrobiłaś dobre wrażenie.

Ciężko było mi ukryć zdziwienie, kiedy dotarł do mnie sens jej słów. Byłam pewna, że jak tylko dowie się o moim wyjściu, wpadnie w furie. Zaczęłam szybko analizować jej słowa. Szczególny nacisk nałożyłam na określenie "szkolna impreza". Nie wiem, co Jess jej nagadała, ale wiedziałam, że szybko będę musiała z nią porozmawiać, aby ustalić wspólną wersję wydarzeń. Kiwnęłam tylko głową, uśmiechając się blado. Nie chciałam z nią rozmawiać. Niewiedza i czarna dziura w mojej pamięci bardzo mi przeszkadzały.

Najlepszym wyjściem z tej sytuacji musiało być milczenie. Było ono bardzo niekomfortowe, ale jako jedyne miało dla mnie jakiś sens. Choć wypalałam dziury w cały czas trzymanej przeze mnie butelce, czułam na sobie uważny wzrok kobiety, która chyba próbowała przeskanować całe moje wnętrze. Szukała odpowiedzi, a ja nie byłam w stanie jej udzielić. Nie miałam odwagi, aby spojrzeć jej w oczy. Kolejne sekundy mijały, utwierdzając mnie tylko w fakcie, że ja naprawdę nic nie pamiętałam. Miałam w głowie kompletną pustkę. Bałam się i to cholernie. Czy zrobiłam coś złego, o czym powinnam była pamiętać?

- Kim był ten chłopak, który cię przywiózł?

Gula rosnąca w moim gardle osiągnęła apogeum, a mój oddech znacznie przyśpieszył. Spojrzałam w oczy, w których tliło się coś dziwnego, momentalnie tego pożałowałam. Z moich ust niespodziewanie wydostało się ciche jęknięcie, które nie uszło jej uwadze. Trybiki w mojej głowie zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Jaki chłopak? Byłam bliska bezmyślnej odpowiedzi, że był to Dean, ale na całe szczęście w porę ugryzłam się w język. Przecież ona go znała. Gdyby chodziło o niego, nie zadałaby takiego pytania. Prędzej byłaby zdziwiona, skąd mój przyjaciel znalazł się w Miami.

Nie potrafiłam znaleźć żadnej odpowiedzi. Wszystko w mojej głowie brzmiało coraz to bardziej absurdalnie. Chciałam powiedzieć jej prawdę, tylko...ja naprawdę kompletnie nic nie wiedziałam. W końcu zaczęły docierać do mnie wspomnienia minionego wieczoru. Ostatnim z nich był parkiet, na którym tańczyłam do jakiejś piosenki Seleny Gomez. I to było wszystko. Najwidoczniej później musiał urwać mi się film. Opcje miałam dwie. Albo powiedzieć jej, że nic nie pamiętam albo skłamać, licząc, że będzie na tyle naiwna i to łyknie.

- Kolega ze szkoły, który był z nami na imprezie. - Starałam się brzmieć jak najbardziej przekonywająco. - Spokojnie, nie pił. Tego wieczoru to on robił za kierowcę i wszystkich odwoził. - Uśmiechnęłam się blado, patrząc jej w oczy.

Jej niebieskie tęczówki nie wydawały się przekonane moją odpowiedzią. Jednak nijak nie skomentowała moich słów. Wychodząc z pokoju, rzuciła na odchodne, że mam 20 minut, aby się ogarnąć, bo nie będzie na mnie czekać ani minuty dużej. Choć nie byłyśmy sobie już tak samo bliskie, jak kiedyś, byłam pewna, że ona wiedziała. I naprawdę bałam się tego, kiedy jej wiedza odwróci się przeciwko mnie.

Podniosłam się z łóżka, patrząc w lustro. Byłam przebrana w piżamę, nie miałam na sobie ani grama makijażu. Nie byłam na tyle głupia, aby wiedzieć, że nie było to moją zasługą. Choć patrzyłam w swoje odbicie, nie potrafiłam dostrzec w nim siebie. Czułam obrzydzenie i złość do tej dziewczyny, która wpatrywała się we mnie ze strachem w oczach.

- Coś ty najlepszego zrobiła - szepnęłam cicho, wycierając palcem jedną małą łzę, która spłynęła po policzku.

Ten poranek zdecydowanie nie należał do najlepszych w moim życiu. Było mi naprawdę ciężko doprowadzić siebie do chociaż minimalnie względnego stanu. Moje samopoczucie było tragiczne, tak samo, jak i wygląd. Do tego cały czas czułam ogromny dyskomfort, związany z moją niewiedzą. Próbowałam odtworzyć w głowie każdy możliwy szczegół. W końcu jednak zrozumiałam, że to bez sensu. Potrzebowałam konfrontacji z kimś, kto rozwieje moje wątpliwości. I choć bardzo jej pragnęłam, tak samo mocno obawiałam się poznania prawdy. Bałam się tego, co mogłabym usłyszeć. Przez moją głowę przedzierały się same najczarniejsze scenariusze.

W końcu, pakując torbę do szkoły, dostałam olśnienia. Telefon. Musiałam przecież mieć na nim jakieś zdjęcia czy filmiki, które chociaż trochę pomogą mi poznać prawdę. Jak poparzona, zaczęłam biegać w kółko po całym pokoju, jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Tak samo, jak i torebki, z portfelem i dokumentami. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy i gdzie ostatni raz je widziałam. Mogłam zostawić je na imprezie albo zgubić gdzieś w drodze do domu. Istniało też spore prawdopodobieństwo, że mogłam zostać okradziona lub pozbawiona go, gdy spałam. Martha wielokrotnie zabierała moje rzeczy, twierdząc, że jest to odpowiednia kara za moje większe bądź mniejsze przewinienia. Choć intuicyjnie czułam, że tym razem to nie ona maczała w tym palce.

***

Cała droga do szkoły minęła nad wyraz spokojnie. Nikt ani nic nie ucierpiało podczas naszej wspólnej jazdy samochodem. Towarzyszyła nam kompletna cisza, podczas której nie obarczyłyśmy siebie choćby jednym spojrzeniem. To było tak bardzo niepodobne do Marthy, że zaczęłam martwić się bardziej jej dziwnym zachowaniem niż niewiedzą. Kobieta zawsze potrafiła rozpętać aferę o najmniej istotne rzeczy, a kiedy tym razem miała prawdziwy powód, aby być na mnie zła, nie zrobiła niczego. Żadnego komentowania, pouczania, strojenia min czy wyzwisk. Zupełnie, jakby naprawdę wydarzyło się coś... dziwnego.

W końcu na wiotkich nogach wysiadłam z samochodu. Przetarłam zmęczoną twarz, nie dbając kompletnie o to, czy rozmazałam niedbale wykonany makijaż. Czułam się fatalnie. Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy oficjalny dzień w szkole. Dnia poprzedniego po uroczystym otwarciu semestru, uzupełniłam jedynie papierologię i opuściłam budynek, ciesząc się, że owa placówka nie organizowała zajęć pierwszego dnia. Choć zmierzając w jej kierunku, zaczęłam tego żałować. Wolałam mieć to już za sobą.

Endless GoodbyeOnde histórias criam vida. Descubra agora