Rozdział 18

1.5K 56 12
                                    

Zakręcam wodę, odwracam się z zamiarem wrócenia z powrotem do samochodu.

Nie to chyba sen, czuję oblewający mnie zimny pot.

Stoi w drzwiach z przekrzywioną głową, bacznie mnie obserwując.

- Nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo za tobą tęskniłem...

Czuję, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi. Ledwo mogę wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo.

- C-o Ty t-u rob-isz? - próbuję zapanować nad drżącą szczęką.

- Skarbie znalezienie ciebie to była tylko kwestia czasu. Przyznaj sama podświadomie o tym wiedziałaś, że prędzej, czy później nasze drogi znów się spotkają.

Ale tym razem nie pozwolę, aby ktoś mi cię odebrał.

Robi krok w moją stronę.

- Nie proszę... nie podchodź. Błagam cię Nathan daj mi wreszcie spokój, chce zacząć normalnie żyć... bez ciebie... - spoglądam na niego ze łzami w oczach, wyciągając przed siebie rękę próbując zachować odległość między nami.

- Proszę.... - szepczę.

Łzy spływają po moich policzkach jedna za drugą wyznaczając sobie swoją drogę.

Przez chwilę stoi zamyślony, po czym kręci przecząco głową.

- Nie ma takiej opcji, twoje miejsce jest tylko i wyłącznie u mojego boku. Jesteś
M-O-J-A zrozum to w końcu!
- wyciąga dłoń w moją stronę.

W przypływie paniki wbiegam do kabiny i zamykam za sobą drzwi zjeżdżając placami po nich w dół. 

Słyszę jego śmiech.

- Oh Cornelia...Cornelia... tak chcesz się teraz ze mną bawić?

- Odejdź! - krzyczę

- Otwórz drzwi.... dla twojego dobra... obiecuję, że nic ci się nie stanie. Jeżeli będziesz grzeczna nic ci nie zrobię, wszystko się dobrze dla ciebie skończy. Nie mamy za dużo czasu... - zaczyna jeździć ręką po drzwiach.

Panicznie rozglądam się dookoła. Myśl dziewczyno, myśl, zamykam oczy i nabieram powietrza, liczę do trzech i wypuszczam je.

- Tracę cierpliwość 

Okno, jest dość wysoko ale może mi się uda..., w pośpiechu wstaję, wchodzę na spłuczkę, ledwo dosięgam do klamki, przekręcam ją i otwieram...

- Cholera Cornelia otwieraj te pieprzone drzwi !- wali pięścią, przez co prawie ześlizguje się.

Z całych sił próbuję wspiąć się i za trzecim razem udaje mi się, kiedy prawie znajduje się po drugiej stronie...

Słyszę huk za plecami, a potem silną dłoń obejmującą moją kostkę u nogi.

- Ostrzegałem cię... - chwila dezorientacji i leżę na ziemi łapiąc łapczywie powietrze.
Otwieram oczy i widzę surowy wyraz twarzy mężczyzny.

- Ty chory psycholu... - syczę przez zęby, krztusząc się co drugie słowo.

Łapie mnie za włosy na co się krzywię.

- Daje ci pięć .... - jego ryk przerywa dzwonek telefonu, spogląda na wyświetlacz, odwraca się i wychodzi na korytarz.

- Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wchodzi w średnim wieku mężczyzna, przypięta plakietka na jego koszulce świadczy, że jest sprzedawcą.

- Błagam niech mi Pan pomoże - podaje mi dłoń i ostrożnie pomaga wstać z ziemi.

- Nic ci nie jest?

- Musimy uciekać, tu jest niebezpieczny człowiek, niech Pan dzwoni po policję, szybko! - ciągnę go za rękę przekraczając próg toalety.


Zanim zdążę się odwrócić i rozejrzeć, uderzam tyłem głowy o coś, a bardziej o kogoś tors.

- Idziemy! - cedzi przez zaciśnięte zęby wprost do mojego ucha.

Patrzę błagalnym wzrokiem na mężczyznę przede mną.

Zabiera dłoń z mojego uścisku, poprawia koszulę. 

Nathan wyciąga z kurtki kopertę i podaje mężczyźnie, ten chowa ją i zmierza z powrotem na swoje stanowisko rzucając na odchodne:

- Wyjdźcie zapleczem, ten chłopak zaraz tu przyjdzie. 

Stoję jak wryta...

Ten mężczyzna był moją ostatnia nadzieją...

- Dlaczego...? - szepczę 

- Luke podjedź od tyłu. - mówi po czym chowa telefon do kurtki.

- Czekasz na specjalne zaproszenie? Rusz się! I lepiej nie igraj ze mną. - ciągnie mnie za rękę.

- Nigdzie z Tobą nie pójdę. Pomocy! - zapieram się i zaczynam krzyczeć z całych sił.

Wyrywam się i zaczynam biec w przeciwnym kierunku, lecz moja wolność nie traw długo, pracownik sklepu zastawia mi drogę ucieczki.

- Jak ci nie wstyd?! Wydałeś bezbronną dziewczynę, za pieprzone pieniądze! Zobaczysz spotka cię sprawiedliwość!

Silna ręka obejmuje mnie w pasie i przerzuca przez ramię.

Wierzgam, kopię ile sił w nogach, ale to na nic, drzwi zamykają mi się przed nosem.


Słyszę nadjeżdżający samochód, który po chwili hamuje z piskiem opon tuż przed nami.

- Puszczaj! Słyszysz! - otwiera drzwi, po czym rzuca mnie na tylnie skórzane siedzenie.

Nie poddam się tak łatwo. 

Szybkim ruchem znajduję się przy drugich drzwiach i ciągnę za klamkę, ale ani drgnie.

- Nie tym razem, kochanie. - słyszę za plecami, spoglądam za siebie i widzę ten zadziorny uśmiech Nathana.

Zaczynam z całej siły walić pięściami w szybę i krzyczeć.

- Masz trzy sekundy żeby przestać! - warczy, ale jego słowa nie docierają do mnie.

Łapie mnie za kark i ciągnie w tył.

- Rozumiesz co się do ciebie mówi? - wzmacnia uścisk, przez co moja złość przybiera na sile i zaczynam kopać nogami w drzwi.

- Luke wiesz co robić - spoglądam na mężczyznę, który wyciąga ze schowka strzykawkę, wbija w małą buteleczkę, napełnia lekiem i odwraca się w moją stronę.

- Nie będzie bolało - szarpię się ale to na nic, czuję ukłucie. Zaraz przecież ja go skądś znam, ale zanim się dobrze zastanowię, świat przed oczami zaczyna się rozmazywać.

- Co mi podałeś? - spoglądam na mężczyznę nade mną.

Nie odpowiada, tylko sadza mnie na swoich kolanach po czym obejmuje i zamyka w szczelnym uścisku.

- Teraz nikt nas nie rozdzieli. - moje ciało jest wiotkie, nie mam nawet sił na wyszarpnięcie się z jego uścisku.

Po moich policzkach zaczynają spływać łzy.

Ponownie przegrałam, los podjął decyzję za mnie.

Słyszę dźwięk odpalanego silnika, później nastaje ciemność.


***

Jak wam się podobał rozdział kochani?



Nieznajomy 3Where stories live. Discover now