Rozdział 11

4.4K 167 59
                                    


Próbuję zapamiętać jak najwięcej trasy, chociaż sama nie wiem po co mi to, wszystko jest przeciwko mnie, nawet moje powieki, które z minuty na minutę stają się coraz cięższe, z którymi przegrywam pojedynek, sen pochłonął mnie w mroczność.

   ***

Czuję jakby moje powieki ważyły tonę.
Co się ze mną dzieje, gdzie ja jestem?
Powoli z wielkim trudem otwieram oczy, znajduję się w ciemnym pomieszczeniu.

Nie, tylko nie to, zrywam się z łóżka na równe nogi, próbuję przyzwyczaić wzrok do ciemności.

Gdzie są te cholerne drzwi, po chwili dostrzegam je na drugim końcu pokoju, podbiegam spanikowana i łapię za klamkę nerwowo, ale ku mojemu zdziwieniu drzwi są otwarte.
Czy ten strach się kiedyś skończy? Próbuję uspokoić walące serce, liczę w głowie do dziesięciu, łapiąc spokojnie oddech, jeden po drugim.

Wychodzę powolnym krokiem na korytarz, obok mojego pokoju znajdują się jeszcze 2 pary drzwi. Podchodzę do drewnianych schodów, które prowadzą w nieznane.

Kiedy znajduję się już na dole, moim oczom ukazuje się długi korytarz, a na końcu dużych rozmiarów drzwi balkonowe. Zmierzam powolnym krokiem przed siebie, po lewej stronie znów kolejne pary drzwi.
Stawiam kolejne kroki naprzód, po prawej stronie zza ściany wyłania się przestronna kuchnia, na środku wysepka kuchenna, przy której stoją trzy hokery.
Nie zwracam uwagi na resztę pomieszczenia, wychodzę na zewnątrz, na dużych rozmiarów tarasie znajduje się stolik z dwoma krzesłami oraz wiszący fotel. Nigdzie nie ma Nathana.

Schodzę po dwóch schodkach i gołymi nogami zmierzam po wilgotnej trawie, widać że przespałam nawet burzę, co mnie dziwi.

Wchodzę na drewniany pomst, jezioro jest ogromne, dookoła rozciąga się las, rozglądam się, ale to co widzę to woda, drzewa i w oddali dróżka, ani jednej żywej duszy, żadnego domu.
Gdzie on mnie wywiózł? 

Podchodzę na krawędź siadam i zamaczam nogi, które ledwo dotykają wody.

Nawet nie mam możliwości uciec na drugą stronę jeziora, prędzej się utopię, niż tam dotrę.

-Podoba ci się?- jednak się znalazł.

Podobałoby mi się, gdyby nie zważać na sytuacje, w której się znajduje. Której porwanej i trzymanej na przymus osobie, podobałoby się siedzenie z porywaczem?

-Przez milczenie mam rozumieć, że odebrało ci mowę na ten widok?

-Mów sobie co chcesz… I tak mnie to nie rusza. Odebrałeś mi wszystko co mogłeś, jesteś potworem…

-Nie wszystko mała, nie wszystko. Pamiętaj zawsze mogło być gorzej.

-Myślę, że gorzej być już nie może. Daj mi po prostu spokój, nic więcej od ciebie nie oczekuję.

Słyszę jego oddalające się kroki.

-Za chwilę będzie kolacja, na tarasie.

Zamykam oczy i wciągam świeże powietrze, wracam choć na chwilę wspomnieniami do dzieciństwa, chwilami kiedy spędzałam odrobinę czasu wolnego z rodzicami.
Teraz bym wszystko oddała, nawet za pięć minut, bycia z nimi.

-Cornelia!- niestety na ziemię przywraca mnie głos, którego nienawidzę, który dręczy mnie w koszmarach, ile jeszcze muszę tego znieść?

Wstaję i zmierzam w stronę domu, widzę Nathana siedzącego i wbijającego wzrok we mnie, wchodzę po schodkach i przekraczam próg balkonu.

-Dokąd idziesz?- mówi zachrypniętym głosem.

Nieznajomy 3Where stories live. Discover now