Rozdział 6

4.9K 188 73
                                    


Podchodzi do drzwi i otwiera je, po czym bierze mnie znów za rękę, wieczorny wiatr uderza w moją twarz. Zmierzamy do furtki zapieram się ile sił w nogach.

-Nathan, ja nie chcę - udaje mi się wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo, panikuję.

-Proszę... puść to boli.- spogląda na mnie

-Idziemy- furtka się za nami zatrzaskuje.

Serce chce wyskoczyć mi z klatki piersiowej, cała drżę.

Dróżka prowadzi nas do lasu, jest już ciemno, nie podoba mi się takie wieczorne spacerowanie, na dodatek zaczyna mi być zimno, mam na sobie tylko cienki sweter.

Potykam się o gałęzie, nagle moim oczom ukazuje się jezioro, wchodzimy na pomost. Tu jest naprawdę ładnie, gdyby nie ta cała sytuacja mogłabym tu siedzieć cały czas.

Nathan odwraca się w moją stronę, światło księżyca obijające się od wody, oświetla mu twarz, tak że widzę ją całą. 

-Po co mnie tu przyprowadziłeś?

-No jak to po co, przecież chciałaś wyjść, to spełniłem twoje życzenie. Co nie podoba się niespodzianka?

-Chce wracać.- ruszam w jego stronę, chce go wyminąć, ale łapie mnie ręką w pasie.

-Nigdzie nie pójdziesz.- cofam się do tyłu. 

-Dopóki nie odpowiesz mi na moje pytania.

-Jakie znów pytania?- zaczynam się denerwować.

-Co robiłaś z Sam'em kiedy mnie nie było?- przekrzywia głowę w bok.

No to jestem w kropce. Wiedziałam, że zacznie podejrzewać, ale jakim cudem? Ma gdzieś jednak ukryte kamery, przez które nas podglądał, a Sam nic o nich nie wiedział, albo wiedział i sprawdzają teraz czy mówię prawdę, czy kłamie?

-Nic, nie wiem o co ci chodzi...- udaje obojętną.

-Nie kłam...- warczy.

-Dobrze wiesz, że nie wychodzę z pokoju to co miałam takiego robić? Cały czas spałam, a jak się obudziłam poszłam wziąć prysznic, a później to sam dobrze wiesz, bo byłeś już w pokoju.- mówię jednym tchem.

Zbliża się do mnie, czuję bijące ciepło od jego klatki piersiowej. Gładzi mnie ręką po policzku, na jego dotyk sztywnieję.

-Kochasz go?- tym pytaniem rozwalił mnie na łopatki.

-Nie...- odpowiadam zmieszana.

-Dlaczego znów kłamiesz?- chwyta mnie za gardło i unosi do góry.

-Na-than...- odpowiadam spanikowana, łapiąc powietrze.

-Twoje oczy nie potrafią, mnie okłamywać.- jego oczy za to nie wyrażają żadnego uczucia, są jedną wielką zagadką.

-Nie m-o-gę odd-ych-ać- łzy napływają mi do oczu.

-Puść m-nie pro-szę...- łapię jego rękę i próbuje oderwać ją od mojej szyi, ale na marne jest za silny.

-Czujesz coś nadal do niego?.... Odpowiedz!- krzyczy.

-S-a-m- patrzę w dal, a Nathan wędruje wzrokiem w stronę, w którą spoglądam.

-Po co tu przyszedłeś?- syczy przez zęby.

-Puść ją, udusi się zaraz...- robi krok do przodu.

-Nie wtrącaj się, wracaj do domu, bo ty również będziesz miał przechlapane!- agresja wzrasta w nim z minuty na minutę, źrenice się powiększają, co on, brał coś?

Kątem oka widzę, że Sam wykonuje polecenie, wie dobrze że nie ma z nim co kłócić się, bo może komuś zrobić krzywdę, tym bardziej jak jest rozwścieczony.

-Nie masz się do niego zbliżać, jesteś moja!- w tym momencie rzucił mną w otchłań wody.

-Nie!- łapię powietrze, panikuję.

-Coś ty zrobił, ona nie umie pływać!-słyszę jak Sam krzyczy w oddali.

Wpadam z hukiem do jeziora, wymachuję rękoma i nogami, moje ciało walczy z wodą, ale to na marne, opadam na dno, które nie ma końca. Nie mam już powietrza w płucach, to koniec. Zamykam oczy...           

       

                                                                              ***

Łapcie kochani kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodobał.

Nieznajomy 3Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum