Rozdział 8

5.3K 194 123
                                    


-Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, wydostanę cię stąd, obiecuję...- kładzie się obok mnie, przykrywa kołdrą i zaczyna głaskać moją głowę.

-Śpij księżniczko- całuje delikatnie mnie w głowę.


                                                                                ***

Ciepłe promienie słońca przebijające się przez belki, budzą mnie do życia. Czuję rękę, która trzyma mnie za talię, przypominam sobie wczorajsze wieczorne zajście, co Sam mi obiecał, dzięki niemu mam jeszcze siłę wstać i żyć ten kolejny dzień. Dał mi nadzieję, na lepszą przyszłość, że wreszcie może skończyć się ten cały koszmar. 

Uśmiechnięta odwracam się, do mężczyzny za mną.

-Dzień...- jak uśmiech pojawił się szybko na mojej twarzy, tak w mig już go nie było.

Moim oczom ukazał się śpiący Nathan, moje serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Kiedy on tu przyszedł, przecież Sam był obok mnie. Muszę wydostać się z jego uścisku jak najszybciej. Powolnym ruchem próbowałam unieść jego ciężką umięśnioną rękę, nie powiem łatwo nie było, ale w końcu po wielu trudach się udało. 

Po cichu przemierzyłam pokój w stronę łazienki, po drodze sprawnie zabierając ubrania ze szafki. Najciszej jak się dało zamknęłam drzwi na klucz. Wypuściłam powietrze, kosztuje mnie to zbyt dużo nerwów. Poranne skorzystanie z toalety zajęło mi kilka minut. Teraz muszę jak najszybciej wydostać się z tego pokoju. 

Wzięłam głęboki wdech, sprawie wychodząc. W półmroku odszukałam łóżka i popatrzyłam w stronę Nathana śpi jak zabity, przeszłam do drzwi na drugim końcu pokoju. Naciskam na klamkę, ciągnę, ale ani drgną, co jest do cholery.

-Szukasz może tego?- klnę pod nosem i powoli odwracam się do tyłu.

Mężczyzna trzyma w ręku kluczyk, mój jedyny ratunek, teraz to jestem uwięziona w jednym pomieszczeniu z psychopatą.

Przełykam nerwowo ślinę

-Czy mógłbyś mi go oddać?- robię krok w jego stronę i wyciągam powoli trzęsącą się rękę.

-Pytałaś mnie czy możesz wychodzić w ogóle z tego pokoju?- zrzuca z siebie kołdrę i wstaję.

-Ja...- nie mogę znaleźć słowa, głos mi się urywa. Zmierza do mnie powolnym korkiem, automatycznie cofam się w tył, po chwili uderzając głucho plecami o drzwi. Dłonie całe mi się pocą, a serce zaraz wyskoczy z klatki. Kładzie ręce po obu stronach mojej głowy.

-Co ty?- przekrzywia głowę i patrzy mi w oczy. 

Czuje bijące ciepło od jego nagiej klaty. O boże, on nie ma koszulki, a ja jak głupia przyglądam się jego ciału, wyrzeźbionym mięśniom, opanuj się dziewczyno.

-Już się napatrzyłaś?- jego rozbawiony  głos wyrywa mnie z zamyślenia, potrząsam głową i zwracam wzrok na ścianę za nim. Ale to chyba mu się nie spodobało, bo czuję jego rękę na swojej szczęce, która siłuje się z moją głową, nie mogę się na niego popatrzeć, czuje już jak mnie policzki palą.

-Spójrz na mnie... kruszyno...- przegrywam z nim pojedynek, jego dłoń jest silniejsza, jego wzrok mnie paraliżuje, nie mogę się ruszyć. Moje ciało z całej siły przylega do drzwi, jakby chciało się w nich ukryć. Otwieram usta, ale nie jestem w stanie wydobyć z nich jakiegokolwiek słowa.

-Nie możesz stąd wyjść, ponieważ masz już zajęcie.- patrzę na niego pytająco.

-Dziś wieczorem wyjeżdżamy, pakuj się, Sam zaraz ci przyniesie walizkę, weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy, resztę kupię ci na miejscu.- czuję jak całe życie ze mnie uchodzi, ledwo stoję na nogach.

-Co nie cieszysz się? Zobaczysz jeszcze ci się spodoba, to będzie nowy rozdział dla nas.- gładzi dłonią mój policzek, ciarki przechodzą przez moje ciało.

-Nowy rozdział dla nas...- to słowo obija mi się o uszy.

Odsuwam się na bok, przywierając teraz plecami do zimnej ściany. Słyszę jak Nathan, wkłada klucz do zamka, przekręca go i wyjmuje. Kątem oka widzę jak odwrócił głowę w moją stronę. Przybliża się, przejeżdża ręką po moich włosach, po czym czuje jego ciepłe usta na czole. Zamykam oczy, nie tylko nie teraz  Cornelia, nie możesz się rozkleić, próbuję powstrzymać napływający potok łez do moich oczu.

Słyszę otwierające się drzwi, po czym zamknięcie. Osuwam się ciałem na ziemię, podciągam kolana pod brodę i pozwalam łzą, spływać po policzkach. Nie proszę niech to będzie jakiś żart, niech ktoś mi powie, że to całe zajście, które miało miejsce przed chwilą, to jedna wielka nieprawda. Głowa chce mi pęknąć od natłoku myśli, nie mogę teraz wyjechać i to jeszcze z Nathanem, co jeśli on chce mi zrobić krzywdę, a może chce mnie wywieść i sprzedać, jestem mu już do niczego potrzebna, to dlaczego nie ma mieć ze mnie zysku. 

Drzwi się otwierają, odwracam w ich stronę zapłakane oczy, widzę kogoś kogo najbardziej potrzebuję w tej chwili.

Sam klęka obok mnie i obejmuje dłońmi moją twarz.

-Nie płacz, proszę...- ociera ręką łzy.

-Sam... nie pozwolisz mu żeby mnie stąd zabrał...?- mówię ochrypłym głosem.

Patrzę głęboko w jego oczy, ale one nie wyrażają żadnych emocji.

-Prawda?- pytam ponownie załamującym się głosem, ale odpowiedzi nie uzyskuje. Tej pieprzonej odpowiedzi, która będzie brzmiała, że nigdzie nie wyjadę, bo on do tego nie dopuści i dobrze wiem, że jej nie uzyskam. Oszukuję samą siebie, mój los jest już przesądzony...


                                                                    ***

Proszę kochani, oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że się wam spodobał.

Nieznajomy 3Where stories live. Discover now