Rozdział 9

5K 208 70
                                    

-Sam... nie pozwolisz mu żeby mnie stąd zabrał...?- mówię ochrypłym głosem.

Patrzę głęboko w jego oczy, ale one nie wyrażają żadnych emocji.

-Prawda?- pytam ponownie załamującym się głosem, ale odpowiedzi nie uzyskuje. Tej pieprzonej odpowiedzi, która będzie brzmiała, że nigdzie nie wyjadę, bo on do tego nie dopuści i dobrze wiem, że jej nie uzyskam. Oszukuję samą siebie, mój los jest już przesądzony...

Przytula mnie, czuje jak jego serce wali, czy on też uważa, że to mój koniec, że już nigdy go nie zobaczę?

Składa długi pocałunek na moim czole.

-Kocham cię... bardzo...- szepcze pod nosem, ledwo zrozumiałam jego słowa.

Wstaje i kładzie walizkę obok szafy, powoli na chwiejnych nogach podnoszę swoje ciało.

-Musisz się pakować...- widzę smutek w jego oczach. Wyciąga rękę w moją stronę i delikatnie gładzi nią mój mokry policzek.

Wychodzi i zamyka za sobą drzwi.

Rzucam się na łóżko, chwytam poduszkę i krzyczę w nią ile mam sił w płucach.

Nie wiem ile czasu tak leżałam, z zamyślenia wyrwał mnie zgrzyt zamka. Odwracam się na plecy i podnoszę na łokciach, żeby zobaczyć kto przyszedł, moim oczom ukazał się Nathan. Z jego miny można było odczytać, że jest wkurzony.

-Możesz mi powiedzieć dlaczego twoja walizka jest nadal pusta?- spojrzał w moją stronę, jakby jego wzrok mógł zabijać dawno został by ze mnie popiół.

-Odpowiedź jest prosta...- przekrzywił głowę na bok, jak to miał w swoim nawyku, droczenia się ze mną, abym dokończyła zdanie, chociaż dobrze znał na nie odpowiedź. Wstałam, zbliżając się do niego, muszę pokazać mu, że się go nie boję.

-Nigdzie nie jadę.- powiedziałam stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.

Wciągnął powietrze i niespodziewanie chwycił mnie za kark, przybliżając do siebie, nasze twarze prawie się stykały.

-Posłuchaj, grasz mi na nerwach, tracę do ciebie cierpliwość, mała...- wysyczał jednym tchem.

-Nathan puść mnie... to boli...- próbowałam się wyswobodzi z jego uścisku.

-Sama się o to prosisz swoim zachowaniem, gdybyś była posłuszna nie zmuszałabyś mnie do użycia przeciwko ciebie siły.

-Wolę umrzeć niż wyjechać, gdzieś z tobą! Nienawidzę cię, zrozum to wreszcie!

-Dobrze więc taką samą nienawiścią jaką darzysz do mnie potraktuje twoich bliskich.- puścił mnie i zwrócił się w stronę drzwi.

-Zaczekaj, chcesz mi powiedzieć, że moi rodzice żyją?- podbiegłam do niego łapiąc go za rękę.

-Nic takiego nie mówiłem, mogę również skrzywdzić twoje przyjaciółki, wiedz że nic mnie nie powstrzyma. Chyba, że postanowisz zmienić swoje zachowanie do mnie.- spojrzał na dłoń, za którą go trzymałam, automatycznie zabrałam swoją z jego.

Czyli jest cień nadziei, że rodzice jednak żyją, widziałam jak się zmieszał, kiedy zapytałam o nich.

-Decyzja należy do ciebie, mała.- uniósł do góry brew, oczekując ode mnie odpowiedzi.

Odwróciłam się w stronę walizki, otworzyłam szafę i zaczęłam wyciągać z niej ubrania.

-Mądra dziewczynka.- byłam pewna, że się uśmiecha.

***

-Gotowa?- słyszę głos za swoimi plecami, odwracam się i kiwam głową.

-A mam inny wybór?- ignoruje moje pytanie.

Podchodzi do mnie i wyciąga rękę w moją stronę, krzywię się wiem, że muszę to zrobić inaczej moich bliskich spotka nieszczęście. Splatam swoje palce z jego.

Schodzimy po schodach na dół, wychodzimy na zewnątrz i widzę zaparkowane duże czarne auto,a obok niego stoi Sam.

-Weź z góry walizkę Cornelii- odzywa się mężczyzna obok mnie, chłopak obok samochodu bez żadnego słowa rusza w stronę domu.

Okrążamy auto, drzwi od strony pasażera otwierają się przede mną, wchodząc do środka czuję jak nad moim życiem zapadła jednogłośna decyzja, już nie ma odwrotu. Zawsze będę z osobą, której nienawidzę, przez którą mam co noc koszmary, która pozbawiła mnie rodziców i normalnego nastoletniego życia. Ciekawe co by było, gdybym nie spotkała tych ludzi na swojej drodze życia.

Trzask zamykanego bagażnika przywraca mnie do okrutnej rzeczywistości, widzę kątem oka, że Nathan wsiada do auta.

-Rozchmurz się skarbie- spogląda na mnie. Patrzę na niego obojętnym wzrokiem.

-No chyba, że chcesz żeby ktoś pożegnał się z życiem, jeden mój telefon i po sprawie.- wyciąga przedmiot z kieszeni, czuje ucisk w żołądku.

-Dam ci wybór, kogo wybierzesz pierwszego, kto będzie tym szczęśliwcem?- ten człowiek nie zna granic.

Próbuję się uśmiechnąć, sprawia mi to ogromny trud i ból psychiczny.

-Od razu lepiej, do twarzy ci z uśmiechem. Od dziś będziesz się każdego poranka tak uśmiechać dla mnie.- po moim ciele przechodzą dreszcze.

Odpala samochód i rusza w drogę.

To koniec mojej normalności, a zaczęcie nowego rozdziału u wrót piekła.


***
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Do zobaczenia w kolejnym słońca.



Nieznajomy 3Where stories live. Discover now