miłość jest tuż tuż

165 17 1
                                    

Alicja

Po weekendzie spędzonym u moich braci poczułam się lepiej i do domu wracałam z nowymi pokładami odwagi. Na szczęście ojciec nie wracał już do naszej poprzedniej rozmowy. Właściwie to nie odzywał się do mnie i unikał mojego wzroku. Niczym obrażony pięciolatek. Dzięki bogu! Przez jakiś czas nie musiałam się nim martwić i mogłam się zająć prozą życia i codziennymi zagłostkami.

Takimi jak ta: w co się ubrać? Szafa niby pełna, ale jakby nie ma w czym chodzić. Na dodatek na zenwątrz robi się coraz zimniej, bo już niebawem miał zacząć się grudzień. Trochę było mi przykro przez ten spadek temperatury, bo nie mogłam chodzić w spódnicach tak beztrosko, jak do tej pory, ale i tak cieszyłam się na grudzień i to z wielu powodów.

Największą i najbardziej oczywista zaletą  grudnia są święta. Znając moją sytuację rodzinną, można pomyśleć, że ten okres w roku wcale nie będzie dla mnie czymś wyjątkowym i przyjemnym. Wręcz przeciwnie. Matka, jako gorliwa katoliczka zaciągnie, ojca do kościoła na wszystkie możliwe msze, przez co ten będzie musiał być trzeźwy przez dłuższy czas. Przez te kilka dni w roku będą się nosić na pokaz, co by sąsiedzi o nich nic złego nie pomyśleli, albo nie daj boże nie powiedzieli! Ta fasada idealnej i jednocześnie zupełnie przeciętnej rodzinki utrzymuje się od lat, między innymi dzięki celebracji takich eventów. 

Nie są to jedyne plusy świąt. Ojciec gdy trzeźwieje, to łagodnieje, a dzięki temu wiele z moich "wybryków" uchodzi mi w tym czasie na sucho. W święta mogę na spokojnie na kilka dni wymknąć się do moich braci i cieszyć się ich towarzystwem. Kupimy sobie jakieś malutkie prezenty i zjemy pyszną kolację! Brzmi jak plan idealny. Nawet mam zaoszczędzone pieniądze na drobne upominki.

Wychodząc do szkoły cały czas myślałam o tym co kupić moim braciom na święta. Szłam powoli chodnikiem i rozglądałam się po witrynach sklepowych. Mój wzrok zatrzymał się na chwilę na manekinie ubranym w ciemne długie dżinsy i śliczny rózowy sweterek. Nie byłby to może idealny prezent dla Piotrka lub Dawida, ale pasowałby Klarze! Jak ona ślicznie by w nim wyglądała, pomyślałam. Zaraz za tą myślą na moją twarz wpłynął rumieniec.

Czyżbym zauroczyła się nią tak bardzo, że myślę o kupowaniu jej prezentów na święta? Przecież nie znamy się aż tak dobrze, skarciłam się w myślach. Lubię ją i to bardzo, ale nawet nie wiem czy by się jej spodobał... Postanowiłam dowiedzieć się nieco więcej o tej dziewczynie. Chciałam być przygotowana na kolejne okazje, w których będę mogła ją czymś obdarować. Kochałam dawać prezenty.

Witryny sklepowe skończyły się szybko i nawet nie zauważyłam a stanęłam w bramie szkoły. Weszłam na dziedziniec i zobaczyłam jakąś postać klęczącą na chodniku. W taki mróz? Na chodniku klęczeć? Musiałoby mnie pojebać, nieświadomy strumień myśli przepłynął mi przez czaazkę.

Gdy podeszłam bliżej zorientowałam się, że nie jest to żadna randomowa osoba. To była moja Klara. M o j a  jak to brzmi! Aż ciarki przeszły mi po plecach, choć tym zaimkiem dzierżawczym chciałam tylko podkreślić, że chodzi mi o konkretną dziewczynę, z którą się przyjaźnie.

Odkładając na bok niepotrzebne nikomu wywody na temat językoznawstwa ukucnęłam obok Klary.

- Szukasz czegoś? - rzuciłam, a z moich ust wydobył się kłąb pary.

Było bardzo zimno.

- Miałam rozsunięty portfel i wypadł mi z ręki, no i rozsypały się drobniaki - wyjaśniła szybko.

Miłość, której nie szukałamOnde histórias criam vida. Descubra agora