oj Mirek, Mirek...

161 11 1
                                    

Klara

Znalazłyśmy się pod wielką bramą prowadzącą na posesje Mirka i w sumie nie wiedziałyśmy co dalej robić. Brama wjazdowa była zamknięta na cztery spusty, więc podeszłyśmy do mniejszej bramki. Chwila szarpania się z klamką i bramka ustąpiła. Na szczęście była otwarta.

Przeszłyśmy żwirową ścieżką aż pod drzwi i stanęłyśmy jak wryte. Nie wiedziałam czy powinnyśmy zapukać, czy zadzwonić. Nie miałyśmy pojęcia czy ktoś jest w domu, czy może tak jak zwykle Mirek jest sam. Przy odrobinie szczęścia otworzyłaby nam pani Władzia, ale najpierw trzeba było podjąć jakąś decyzję...

Alicja nie czekając na moje zdanie zaczęła raz po raz wciskać guzik od dzwonka. Tak jakby ilość naciśnięć miała przełożyć się na szybkość otwarcia drzwi.

- Ala spokojnie! Bo zaraz to rozwalisz a nie wiem czy stać nas na naprawę!

- Spokojnie? - zwróciła się do mnie z wyrzute, nadal maniakalnie uderzając w guzik. - A jak Mirkowi się coś stało? On jest praktycznie zawsze sam w tym zakichanym domu! Cholera jasna!

Nawet o tym nie pomyślałam! Nie wpadła mi do głowy taka ewentualność, w której Mirkowi coś się dzieje pod nieobecność reszty domowników. A jeśli nikogo by nie było... to kto by mu pomógł? Koty? Dlaczego nie spróbowałam do niego chociaż zadzwonić!

I już umierałam wewnętrznie ze stresu, wychodziłam z siebie i stawałam obok. Włosy rwałam z głowy, gdy nagle, jednym mocnym szarpnięciem otwarły się drzwi wejściowe.

- No kto się tam tak dobija?! - usłyszałam mocny zdenerwowany głos.

Dzwonek umilkł.

Alicja schowała ręce za plecami i przysunęła się do mnie.

W drzwiach stał wysoki, starszy mężczyzna. Choć miał już swoje lata to nadal był przystojny. Elegancka fryzura, starannie przystrzyżona broda, czerwony szlafrok i fikuśne kapcie nadawały mu wygląd ekstrawaganckiego bogacza, którym zapewne był. Jego twarz pasowała do tej z portretu w salonie, więc uznałam, że to musiał być ojczym Mirka we własnej osobie.

- A. To dzieci - powiedział już łagodniej marszcząc przy tym brwi. - W jakiej sprawie?

- My przyszłyśmy do Mirka - Alicja przeszła od razu do sedna. - Martwimy się, bo nie chodzi do szkoły i nie odpisuje na wiadomości.

- O, dobrze, że przyszłyście. Zapraszam do środka - ojczym Mirka odsunął się aby zrobić nam przejście. Weszłyśmy do przedsionka. - Mirek był przeziębiony, ale też dziwnie przygnębiony. Chcieliśmy, znaczy ja i jego matka, porozmawiać z nim o tym - spojrzał na nas wymownie, - ale wiecie, on chyba nie chce gadać o swoich problemach ze staruchami...

- Sam jesteś staruch! - dało się słyszeć kobiecy głos dochodzący z salonu. W następnej chwili usłyszałyśmy kroki i przed nami stanęła piękna kobieta w średnim wieku. - Jestem Renata, mama Mirka - przedstawiła się. - Ciesze się, że przyszłyście - uścisnęła nam po kolei dłonie. - Ja już nie wiem jak mam do niego dotrzeć! Zamknał się w pokoju z kotami i nie chce z nami rozmawiać!

- Ciągle tylko mówi, że źle się czuje - dodał ojczym Mirka.

- To my spróbujemy z nim pogadać! - powiedziała Alicja energicznie.

Miłość, której nie szukałamWhere stories live. Discover now