randka i korki

187 14 1
                                    

Klara

Pociły mi się ręce. Do jasnej anielki! Jak ja tego nienawidziłam! Niestety nic na to nie mogłam poradzić, taka przypadłość. Jak bardzo się stresowałam, to zaczynały pocić mi się ręce. Czasem się jąkałam, a czasem niemal mdlałam ze stresu. Już sama nie wiedziałam co jest najgorsze.

I fakt, próbowałam sobie wytłumaczyć, że nie mam ani jednego powodu do stresu, ale moje czarne myśli nie dawały za wygraną. Na nic zdawały się argumenty, że z Alicją znam się już bardzo długo, że ostatnio jesteśmy wyjątkowo blisko, że dziewczyna sama zaprosiła mnie na randkę i bardzo się z tego powodu cieszy.

Ciągle do głosu dochodziło coś niepokojącego. A co jeśli zrobie z siebie przed nią debila? A co jeśli po tej jednej randce Ala uzna, że to jednak nie to? A co jeśli ktoś nam przerwie spotkanie jakimiś homofobicznymi tekstami? A co jeśli... A CO JEŚLI?!

"A co jeśli?" powtarzało się w mojej głowie niczym refren.

Nie byłam fanem takiego rozwiązania, więc siłą woli starałam się zagłuszyć natrętne myśli.

Mimo to wychodziłam na naszą randkę nieco zdenerwowana. Na zenwątrz nadal było zimno, ale mimo to postanowiłam się ubrać jakoś inaczej. Chciałam zrobić dobre wrażenie, dlatego zamiast standardowych dżinsów i bluzy, wcisnęłam się w swoją (chyba) jedyną sukienkę. Prosta czarna mini. Pod spód postanowiłam włożyć czerwoną koszulę mojej mamy. Nie wiedziałam czy wolno tak dobierać ubrania ale nie dbałam o to, ramiączka sukienki były zdecydowanie zbyt krótkie, a nie chciałam żeby ręce mi marzły. Oczywiście elegancja nie wygrała z moim poczuciem odpowiedzialności za zdrowie fizyczne, więc zamiast ciałowych rajstop wybrałam takie czarne i grube. Zimowe.

Krytycznym wzrokiem zmierzyłam swoje odbicie. Było... całkiem przyzwoicie? Może pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ładnie? Nie mnie to oceniać, uznałam w końcu i pożegnawszy się z rodzicielką, zadowolona opuściłam mój dom.

Miałyśmy się z Alicją spotkać w centrum miasta pod pomnikiem Kazimierza Wielkiego. Zacny władca.

Po paru minutach jazdy autobusem w końcu znalazłam się niedaleko centrum, gdzie już potuptałam do miejsca docelowego.

Alicja stała centralnie pod pomnikiem. Jak zwykle wyglądała cudnie. Pomimo tego, że miała na sobie grubą zimową kurtkę, dało się dostrzec, że tak jak ja, Ala jest w sukience lub spódnicy. Miała do tego czerwone rajstopy (jak zwykle nie zawodziła kreatywnością!), które mogły pasować odcieniem do mojej koszuli oraz czarne lakierki na grubej podeszwie.

Dziewczyna wpatrywała się w swoje stopy, niecierpliwie kręcąc piętą. Musiała już chwilke czekać i pewnie zestresowała się jak ja.

- Hejka - przywitałam się podchodząc w końcu bliżej.

- No cześć - rzuciła tylko szybko i przytuliła mnie. - To co idziemy? Zaprowadzę cię w naprawdę fajne miejsce - zapewniła, po czym raźnym krokim ruszyła przed siebie.

Poszłam szybko za nią. Ala wydawała się być jakaś dziwna... taka jakby spięta? To chyba to. Moje przypuszczenia chyba były słuszne, bo im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej przekonywałam się o tym, że jest zestresowana.

Atmosfera była nieco sztywna i prawie nic nie mówiłyśmy w drodze do miejsca docelowego. To było tak niepodobne do Alicji, by się tak spinać. Z drugiej strony to było całkiem urocze. Skoro się denerwowała to znaczy, że jej zależy, prawda? Z tą myślą już dużo weselsza powędrowałam za Alicją w nieznanym mi kierunku.

Miłość, której nie szukałamWhere stories live. Discover now