a tymczasem u chłopaków

111 12 2
                                    

Mirek

- Witam w moich skromnych progach - powiedziałem otwierając drzwi do tej dwupientrowej willi, w której mieszkałem.

Ależ te słowa były nie na miejscu, zdałem sobie sprawe, oczywiście, już po fakcie. Zwłaszcza, że Jacek powitał mnie podobnymi słowami gdy byłem u niego w mieszkaniu. Cóż... głupim się urodziłem głupim umrę, ale nie można mieć wszystkiego! W końcu w genach dostałem wzrost i urodę...

- No po chuju skromne - skwitował moje słowa Jacek po czym zakrył usta i zaczerwienił się z zażenowania. - Sory za wulgaryzmy - dodał.

- Luz, moich starszych nie ma. Pani Władzia, jeśli jest, to w kuchni. Poza tym z jej ust wychodzą gorsze przekleństwa i to we wszystkich językach jakie zna. Mi to nie przeszkadza zupełnie. Słowa są po to żeby ich używać - wzruszyłem ramionami. - Chcesz coś do picia?

- Nie, dziękuję - chyba wielkość mojej chawiry naprawdę speszyła Jacka, bo wydawał się być zestresowany.

Westchnąłem tylko. Zawsze to samo. Dwa typy reakcji, albo "CHCĘ TU ZAMIESZKAĆ", albo "jezus, obym nic nie zepsuł, bo się do usranej śmierci nie wypłacę". Jacek był tym drugim. Tak dla jasności.

Złapałem go za rękaw i zaprowadziłem do kuchni. Tam przywitał się z panią Władzią, jej widok chyba nieco go odstresował. Nie dziwię się, pani Władzia daje vibe bardzo swojskiej babci i kontrastuje z tym snobistycznym wnętrzem. Wyciągnąłem dwie szklanki z szafki i podałen je Jackowi, zabrałem z lodówki sok i ciasto, które nasza gosposia upiekła poprzedniego dnia.

- Nie mówiłeś, że będziemy mieć gościa - oznajmiła pani Władzia znad siekanej właśnie kapusty, gdy ja miałem już opuszczać kuchnię.

- Wiem i bardzo za to przepraszam, ale to wyszło tak raczej spontanicznie - dodałem na swoje usprawiedliwienie.

- Spokojnie. Po prostu przygotuję obiad dla dwóch osób i zostawię go wam w piekarniku. Tylko nie zapomnij potem włączyć zmywarki, dziś muszę wcześniej od was wyjść.

- Nie zapomnę - rzuciłem i opuściłem kuchnię. - Chcesz pójść do salonu czy do mojego pokoju?

- Chyba wolę do twojego pokoju - odparł Jacek. - Tutaj czuję się jakoś nie na miejscu...

- Wiem, ja też. Niby mieszkam tu od kilku dobrych lat a nadal nie mogę się przyzwyczaić jakie to wszystko wielgachne. W poprzednim mieszkaniu mieliśmy dwa pokoje, łazienkę i maleńką kuchnię.

- O - mój przyjaciel był wyraźnie zdziwiony. - Nie wiedziałem... Myślałem, że wiesz, mieszkasz tu od urodzenia.

- Mieskam tu odkąd mama postanowiła się wprowadzić do mojego ojczyma. Takie koleje losu - zaśmiałem się i szturchnąłem go w bok, żeby się tak nie spinał. - Otworzysz drzwi? Mam zajęte ręce.

- Tak, pewnie.

W moim pokoju było wyjątkowo pusto. Na łóżku siedział tylko jeden kot. Sfinks. Widocznie trafiliśmy na czas jej popołudniowej drzemki, bo nawet nie podniosła głowy, gdy wchodziliśmy do pomieszczenia.

- To twój kot? - zapytał nieco głupio Jacek.

- Nie, mojego starego - popatrzył na mnie skonsternowany. - Tak mój. Uwaga wstydliwy sekret: jestem szalonym kociarzem, mam jeszcze pięć. To długa historia - dodałem widząc, że otwiera usta aby zadać mi pytanie. - A ja miałem słuchać ciebie, a nie opowiadać origin story każdego z moich kotów.

Miłość, której nie szukałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz