24 (+)

44 6 0
                                    

Pov Antoniette

Nie wiem co mnie napadło, żebym napisała do Willow, ale musiałam to zrobić. Coś mi kazało to zrobić. Mam poczucie winy, że ja tak potraktowałam.

Dobra gotowa pocałowałam Stan'a w  czoło wyszłam z komnaty. A jeżeli mi nie wybaczy, zrobię wszystko, żeby to zrobiła.
Dlaczego to musi być aż tak wysoko? Po kilku minutach byłam na siódmym piętrze. Byłam na tyle blisko, żeby stwierdzić czy dziewczyna już jest.

- Sadziłam, że nie przyjdziesz - kolorowo oka stanęła w miejscu - Może wejdziemy do środka? Nie będziemy tu stały - przed nami pojawiły się drzwi.

Cisza. Nie odpowiedziała mi nic. Po prostu weszła do środka i usiadła na sofie.

- O czym chciałaś porozmawiać? - spytała. Przyglądałam się jej dość uważnie. Szczerze mogę powiedzieć, że tęskniłam za jej oczami.

- Chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam tak zareagować. Po prostu dręczy mnie to, że jestem traktowana jak moja matka. Przez połowę życia wychowała mnie ciotka, bo matka jest w Azkabanie. Nikt nie wie jak się czułam. Gdy dowiadujesz się przez głupi list, że jedyną osobą z rodziny została zamknięta.

- Może i nie wiem jak to jest, ale wiedz, że moja rodzina nie była traktowana zbytnio dobrze od lat. Zdrajca krwi nie raz to słyszałam. Większość z nas na to nie patrzy. W wieku osiemnastu lat zaczęłam pracować, żeby pomóc rodzicom. Wiesz jak ciężko było? Ale nie podawałam się do tej pory. Chciałam się po prostu dowiedzieć, dlaczego Nimfadora tak zareagowała, gdy się o tobie dowiedziała.

- Moja matka wraz z ciotką dowiedziały się, że ich siostra zakochała się w czarodzieju o mugolskim pochodzeniu. Jak wiadomo ród taki jak Black nie toleruje takich ludzi, więc moja matka powiedziała mojej babci. W taki sposób Andromeda została wydziedziczona. Ciotka jakiś minimalny kontakt miała. Pokazała mi w tajemnicy zdjęcia córki i średniej z sióstry. Ciocia nie raz mi mówiła, że jestem inna niż matka. Wdałam się w Andromedę, ale nie wiem. Nie znam jej. Podejrzewam, że Nimfadora boi się, że coś zrobię jej. I jej rodzinie. A taka nie jestem. Uwierz mi, Will, że jesteś pierwszą osobą, której to mówię. W szkole wiesz jak się zachowywałam, a to tylko dlatego...

- Toni, nie musisz mi się tłumaczyć, naprawdę. - złapała mnie za dłonie - Ja cię rozumiem. Wiem, że jeżeli z czymś masz problem zakładałaś na twarz maskę, której każdy się jej bał. Może cię niezbyt znałam, ale czułam, że w tedy nie jesteś sobą. - poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy - Jeżeli miałabyś jakiś problem nie trzymaj tego w sobie tylko śmiało przyjdź i powiedz. Nie ważne czy to jest dzień lub noc. I tak jestem samotna w pokoju. Brakuje mi trochę hałasu. Jesteś...

Nie dałam jej dokończyć. Bez wahania połączyłam nasze usta. Nie mogłam się już powstrzymać. Od tamtej pory, gdy poczułam pierwszy raz jej usta na swoim policzku chciałam to zrobić. Jej usta były chłodne, ale słodkie. Chciałabym, żeby ten moment trwał wiecznie. Niestety nie trwało to długo. Will odsunęła się ode mnie. Patrzyłyśmy sobie w oczy, odkąd nie przerwałam ciszy.

- Ja przepraszam... Nie powinnam - chciałam się już podnieść, ale dłoń dziewczyny zacisnęłam się na moim nadgarstku.

- Nie masz za co przepraszać.

- Ale... - poczułam jej usta jak delikatnie musnęły moje

- Gdyby coś było nie tak odsunęła bym się, nie uważasz - uśmiechnęła się

- Chciałabym się Ciebie o coś zapytać - zaczęłam niepewnie

- Mów śmiało... Chyba sądziłam, że to ja będę tą nieśmiałą - zaczęła się śmiać

- Znowu zaczynasz? - uniosłam jedną brew do góry

- A jak powiem tak, to co? Znowu zaczniesz mnie łaskotać?

Nie odpowiedziała. Bez słowa zaczęłam to robić. Uwielbiam jak się śmieje.

- Jeżeli mam przestać, wiesz co masz zrobić.

- Nigdy - przytrzymałam jej ręce nad głową.

- No to nie - odsunęłam się ,,obrażona". Usiadłam koło niej i splotłam ręce na piersiach.

- No, ej Toni. Przecież wiesz, że żartowałam.

Trochę się z nią podroczę.

- Naprawdę - Nie mogłam się powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. 

- Toni, odezwiesz się? - usiadła na moich kolanach. Odwróciłam wzrok, żeby na nią nie patrzeć. - Proszę - poczułam jej delikatnie muśnięcie na swoich ustach.

Spojrzałam w jej oczy. Widziałam w jej oczach iskierki.

- Odezwiesz się do mnie.

- Po co miałabym jak zaraz znowu zaczniesz się śmiać?

- Już nie będę, obiecuję - zmrużyłam oczy z pewnością, że nie raz się będzie śmiała

- Udowodni - nie musiałam długo czekać. Nasze usta znowu połączyły się razem.

743 słów

Cichy szept serc Where stories live. Discover now