Rozdział dodaje wcześniej, bo twitterowe ameliary przekonały mnie, żebym wstawiła go jeszcze dzisiaj. Kocham was i czasami chcę dla was dobrze, ale nie zabijajcie mnie po zakończeniu.
Shade
Musiałem dbać o swoją cudowną figurę oraz mięśnie. Więc poranne bieganie o szóstej, jak miałem w zwyczaju od liceum było dla mnie codziennością. Poza tym to była jedna z nielicznych form aktywności fizycznej, jakie miałem w ciągu dnia oraz wyjście na zewnątrz. Choć Waszyngton raczej nie był spełnieniem marzeń o cudownej naturze i spokoju wokół.
Biegłem swoją zwyczajną trasą w słuchawkach mając jedną z piosenek AC/DC. Ktoś mógłby nazwać ten zespół przereklamowanym. Jednak ja miałem to w dupie.
Niech każdy słucha tego czego chce, oprócz Taylor Swift.
Wyjąłem słuchawki, aby choć na chwilę wsłuchać się we względną ciszę wokół. Na szczęście trasa, którą podążałem była niemal w ogóle niezaludniona.
Wsłuchiwałem się w odgłosy ptaków jak jakiś stary emeryt i oglądałem drzewa wokół mnie. Lato nigdy nie było moją ulubioną porą roku. Na szczęście już się kończyło.
Nagle mój telefon zadzwonił, a na ekranie pojawiło się imię rudej. Westchnąłem i odebrałem. Po drugiej stronie usłyszałem rozpromieniony głos Jude, która jakimś cudem nie była zaspana o tak wczesnej porze. Musiałem zapisać tę datę w kalendarzu.
— No cześć, Shade'ie. Jak tam dzisiejszy humorek?
— Był dobry do momentu twojego telefonu. — Zacząłem iść przed siebie, skupiając się na otoczeniu.
— Ha ha ha. — Byłem pewien, że na jej ustach pojawił się diabelski uśmiech. — Cudowny żart i dzień dobry tobie, panie marudo. — Usłyszałem, jak przekłada jakieś kartki w notesie lub kalendarzu. — Mam dla ciebie dwie propozycje nie do odrzucenia.
— Odrzucam.
— Umówiłam cię za dwa dni na spotkanie dotyczące pewnego projektu.
— Jude. Dobrze wiesz, że możesz powiedzieć mi to za dwie godziny, a nie marnować mój cenny czas.
— A to się łączy z moją drugą propozycją. Znajdź chociaż trzy pozytywne i miłe rzeczy każdego dnia, co? — Czasami zastanawiałem się dlaczego w ogóle się z nią przyjaźnie.
Była wrzodem na dupie.
— Nie zobaczę dzisiaj Zacka, Maxa i Edoardo. — Oznajmiłem i dostrzegłem, jak coś dziwnie porusza się w krzakach u dołu.
— Coś co nie wiąże się z sarkazmem.
— Nie zobaczę się dzisiaj z Edoardo. Nie zobaczę się z nim jutro ani w przeciągu tygodnia. Bardzo pozytywna informacja.
Byłem pewien, że dziewczyna przewraca oczami. Nienawiść moja i Włocha sięga do przedszkola, gdy chciał pocałować dziewczynę, która była moja. Z perspektywy czasu mogłem mu jednak na to pozwolić.
Pieprzona. Evangeline.
— Mówię na poważnie. — Tak też brzmiała, gdy zmieniła ton. — Trzeba cię wyciągnąć z tego całego bycia... Panem biznesmenem, który nie ma życia poza pracą.
Jude nie znała historii o moim dziadku i jego pracoholizmie. A o ojcu wiedziała tylko tyle, że gdy nie było go z nami to pracował. A ja niestety podążałem ich śladem. Przekleństwo Grey'ów. Oprócz rozbitej rodzinny, złamanych serc to właśnie ciągła praca i pogoń za sukcesem była naszym grzechem.
— Judie, kocham cię, ale jesteś czasami upierdliwa.
— No co ty nie powiesz... — Zamilkła na chwilę. — To... Wyjdziemy gdzieś w weekend? Albo zrobisz to o co cię proszę?
![](https://img.wattpad.com/cover/282533068-288-k871905.jpg)
YOU ARE READING
Salvation
RomanceOcalmy wszystko to, co ze zniszczenia pozostało. Finałowa część przygód Evangeline i Shade'a. Para rozstała się w nietypowych okolicznościach, zostawiając po sobie zniszczenie, jak zawsze mieli w zwyczaju. Ich życia powoli zaczęły się ukształtowywa...