23. Nie igraj z ogniem, bo sam możesz spłonąć

5.4K 359 319
                                    

Evangeline

— Na waszym miejscu nawet bym nie oddychał. — Chris stał przed nami z bronią, mierząc z niej w każdą z nas. W pewnym sensie posłuchałam jego nakazu. Oddech ugrzązł w moim gardle.

Czułam, jak stojąca za mną Megan kamienieje. Próbowałam niepostrzeżenie zasłonić jej ciało, a szczególnie okolice brzucha swoją osobą. Liczyłam na to, że gdyby nawet postrzelił ją w rękę, to byłaby w stanie przeżyć z dzieckiem. Tak, jak było we wszystkich książkach i filmach. Zawsze udawało im się przeżyć.

— Dobrze. — Nie byłam pewna, czy patrzeć mu w oczy. Wydawał się dziki i szalony. Zauważyłam, że ledwie zauważalnie trzęsły mu się dłonie. Gdybym go nie znała, uznałabym to za oznakę strachu. Ale czy naprawdę go znałam?

— Dlaczego to robisz? — zapytałam, a Chris w odpowiedzi podrzucił nóż, a potem zamienił go na pistolet.

— Wszystko, co robimy jako ludzie, ma swoje konsekwencje, te dobre albo złe. A ja preferuję robić to, co przynosi nam najwięcej rozrywki. — Nóż przeleciał obok mojego ucha, trafiając w ścianę za mną. Poczułam strużkę krwi spływającą powoli po mojej szyi. Gdyby chciał, trafiłby w sam środek mojej głowy. Wystarczyło, że obróciłabym się o kilka stopni w lewo.

Do moich uszu dotarło gwałtowne zaczerpnięcie powietrza przez Rose.

— Będę z wami szczery... — Chris zaczął rozlewać benzynę w całym pokoju. Jej zapach dotarł do moich nozdrzy. — Gdyby nie to, że jesteście tu wszystkie, prawdopodobnie życie straciłaby tylko Evangeline. — Na jego słowa zaobserwowałam frustrację na twarzy Jade.

— To nie mnie chciałeś zabić. — Spojrzałam mu w oczy. Spotkałam w nich wzburzone morze, ale nie takie, które dawało mi poczucie bezpieczeństwa i radości, jak u Shade'a. Dostrzegłam to, czego bałam się najbardziej. Dosięgnął mnie sztorm Chrisa.

— Nie. — Zabrzmiał zbyt spokojnie, gdy wzięło się pod uwagę okoliczności. Mogłam przysiąc, że przez chwilę nawet się wahał. — Nie ciebie. Ale za bardzo go nienawidzę, żeby dać ci żyć.

Czy właśnie tak miało skończyć się moje życie? Czy naprawdę byłam gotowa na śmierć? Czy w ogóle można być na nią gotowym?

— Zabij tylko mnie, a nie je. — Na mój głos każda z dziewczyn wydała z siebie dźwięk. Oprócz Megan, która w ciszy złapała za moją dłoń. — I tak będą wiedzieli, że to ty.

Do samego końca. Będę z tobą do samego końca.

— Mimo wszystko zadziwiasz mnie, Evangeline Pierce. Nie spodziewałem się, że z takiej dziewczyny może wyrosnąć ktoś taki, jak ty. — Milczałam na jego słowa. Powierzchownie wiedziałam, co ma na myśli.

Liczyłam na to, że wpadnę na jakiś plan przez czas, gdy odwracałam jego uwagę. Jednak nawet Megan była bezsilna. Żadna z nas nie mogła znaleźć wyjścia z tej sytuacji.

— Nie ma drogi ucieczki przed śmiercią, Evangeline. — Doskonale o tym wiedziałam. Może to była moja kara za wcześniejszą próbę. — Pomyśl, że chociaż nie spotka to twojego syna. — Próbowałam nie płakać, ale samotna łza popłynęła po moim policzku. Caden był bezpieczny z Shade'em w domu.

— Po moim trupie. — Jade rzuciła się na Chrisa z pięściami. Mężczyzna nie strzelił w jej stronę, ale wygiął jej rękę tak mocno, że z rykiem opadła na ziemię. A potem zamachnął się, żeby jeszcze ją uderzyć.

— Zostaw ją! — Rose krzyknęła, jednak po chwili sama dostała w policzek z jego dłoni. Jade leżała na ziemi, praktycznie się nie ruszając. Jedynie to, że jej klatka piersiowa unosiła się i opadała uspokoiło moje nerwy. Spojrzałam na Megan, która prawdopodobnie robiła jakieś ćwiczenia oddechowe i próbowała odciąć się od wszystkiego wokół.

SalvationWhere stories live. Discover now