20. Krwawe urodziny

6K 365 492
                                    

Część trzecia: Apogeum końca


To nie koniec podróży. Śmierć to tylko kolejna ścieżka, którą wszyscy musimy podążyć.

J.R.R. Tolkien

Shade 

Widząc leżące na ziemi ciało, niemal natychmiast podbiegłem, aby zobaczyć, kto to taki. Miałem wrażenie, że resztki powietrza opuściły moje płuca. Na ziemi widniało mnóstwo plam, a zapach benzyny dotarł do moich nozdrzy jeszcze bardziej, niż przedtem. Myślałem, że to mi się tylko wydawało. 

— Co tu się stało?! — Od razu padłem na kolana przed leżącym chłopakiem. Mare co chwile zamykała i otwierała usta. 

— Nathan już tak leżał, jak tutaj przyszłam. Dostał w głowę, ale… 

— Co masz na myśli mówiąc, że Nathan dostał w głowę?! — Nigdzie nie widziałem ani nie czułem charakterystycznego zapachu krwi. Próbowałem obejrzeć ją w ciemnościach, ale nie mogłem dostrzec żadnych ran. 

— No przecież leży. — Mare wyglądała na zestresowaną, ale… 

— Módl się, żeby nie umarł. 

— Żyję. — Nathan skrzywił się nieznacznie, wstając do siadu. Mare odetchnęła z ulgą. 

— Co wy właściwie tutaj robicie? — Próbowałem zachować spokój, ale chciałem jak najszybciej wrócić z nimi do środka. 

— Chciałem iść na spacer, a Mare wyszła kilka minut po mnie…

— Na spacer?! O północy?! Czy wy oboje straciliście głowę? — Pomogłem wstać chłopakowi. — Kręci ci się w głowie? Coś cię boli? Pamiętasz, co się stało? 

— Zauważyłem plamy benzyny na śniegu i ziemi, więc poszedłem sprawdzić, o co chodzi. — Pokazał głową na to, o czym mówił. Tak jakbym sam już tego nie zauważył. — Potem usłyszałem za sobą kroki i jakieś krzyki Mare, a potem czułem tylko ból i upadłem. 

— Długo tutaj leżał? — zwróciłem się do Mare, która przez cały czas obejmowała się ramionami. 

— Dosłownie trzy minuty. Przepraszam, że po ciebie nie poszłam, ale nie chciałam go zostawiać i nie wiedziałam, co mam zrobić… 

— Widzieliście kogoś? Kogoś, kogo moglibyście znać? — Posadziłem Nathana na ławce na tylnym ganku. Gdy chciałem dotknąć jego głowy, strącił moją dłoń i wstał. 

— Nic mi nie jest. — Spojrzał na Mare, a potem na mnie. — Wiesz, kto to, prawda? 

— Mam pewne przypuszczenia. 

— Jakie? — Mare stanęła między naszą dwójką. — Ktoś chciał zabić Nathana? Po co w ogóle rozlał benzynę? Czy to w ogóle możliwe, żeby podpalić coś w zimę, gdy jest śnieg? 

— To był straszak. — Otworzyłem tylne drzwi, chowając klucz do kieszeni, a nie zostawiając go przy doniczce, gdzie miał zawsze miejsce. — Nie wiem czy ktoś chciał naprawdę nas podpalić, czy… 

— Co?! — Do Mare dopiero po chwili doszło, co właściwie miało przed chwilą miejsce. Schodziła z niej adrenalina, a pierwsze miejsce zajmowało przerażenie. Nie dziwiłem się jej. 

Psy wbiegły od razu za nami, a ja natychmiast zamknąłem drzwi, dodatkowo je zabezpieczając. Byłem niemal pewny, że to był Chris. A jeśli to on, to na pewno wiedział, jak wejść do tego domu. 

SalvationWhere stories live. Discover now