10. Nienawiść, która nie ma końca

6.5K 347 541
                                    

Cześć druga: Sekret ciemności

Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku.

J.R.R. Tolkien

Shade

— Czy moglibyście mówić ciszej i urządzić sobie babskie pogaduchy gdzieś indziej? — zapytałem, nie patrząc w stronę Jude, Megan i Maxa. Przyszli do mnie i od dwóch godzin pieprzyli mi o wszystkim i niczym. Mieli całą cholerną firmę, ale to moja kanapa w gabinecie wydała im się najciekawsza.

— Nie. A ty tam pracuj, a nie gadasz — oznajmiła Jude, nalewając sobie i Megan kolejnego drinka.

— Mogę cię zwolnić za picie w pracy. — Po raz kolejny sprawdziłem czy Evangeline odcisnęła identyfikator. Spóźniała się już drugą godzinę.

— I tak tego nie zrobisz. — Prychnął Max. — Zaraz przyjdzie cała ekipa.

— Nie mogę się doczekać. A wiecie, gdzie Evie? Tak bardzo chciałabym zobaczyć tego małego... — Rozmarzyła się Megan.

— Podobno jest taki uroczy! — Jude brzmiała, jakby miała się rozpłakać. — Podobno też ciśnie Shade'a tak mocno, jak nikt inny...

— Kto ci tak powiedział? — Rzuciłem dokumenty i wyłączyłem program. — Do cholery, jesteście obie pijane, a nie ma nawet dwunastej.

— Nie pijane, lekko podchmielone. — Megan machnęła dłonią. — A mówiła... Evie mówiła. Zresztą, każdy ci tak powie.

Miałem coś jej odpowiedzieć, ale przed gabinetem usłyszałem jakieś szumy i biegi. Przysiągłem sobie, że ktoś zostanie dzisiaj zdecydowanie zwolniony przez zakłócanie mi całego życia. Niech tylko pojawi się w drzwiach... Wstałem z fotela i ruszyłem w tamtą stronę.

— Caden, czekaj! — Usłyszałem jedynie głos Evangeline, zanim mój brunet wbiegł do gabinetu. Trójka moich przyjaciół gwałtownie odwróciła się w stronę małego.

— Cześć, tato! — Caden podbiegł do mnie, a potem, widząc ciastka na biurku, stwierdził, że są lepsze niż ja. Wszedł na fotel i sięgnął po kilka, od razu wpychając je sobie do buzi.

— Caden, nie możesz... — zaczęła Evangeline, wchodząc do środka i stając na środku. Jude otworzyła usta w szoku, a Megan spojrzała na małego z radością w oczach.

— Ale ty jesteś słodziutki... — Szatynka ruszyła w stronę Cadena, który od razu miał brudne usta od czekolady. Od drugiej strony podeszła ruda, która przyklękła przy jego nogach.

— Lubisz czekoladę? Ja też. Mam masę w biurku... Jak chcesz, mogę ci przynieść, ty urocza istoto. — Jude dotknęła jego loków, a Megan ułożyła ręce przy piersiach i zachwycała się jego wielkimi oczami.

— Stary, on wygląda jak ty... — Blondyn patrzył na mnie i na mojego syna. — Cholernie jak ty... — powiedział szeptem, obserwując bruneta, który był zdecydowanie zadowolony, że zachwycały się nim dorosłe kobiety.

— Zadzwonię do was, gdy będę chciał słodycze, ale... Mamo! Lubimy je? — Zanim Evangeline zdążyła odpowiedzieć, Caden zeskoczył z fotela i ruszył w moją stronę. — Musicie dać numer mojemu tacie, bo nie rozmawiam z obcymi. Nawet jak jesteście ładne. — Puścił im oczko i pokazał, że chce na ręce.

— Boże, chcę takiego... — szepnęła Jude, na co Zack wypluł kawę, wchodząc do mojego gabinetu.

— O kurwa! — Ułożył dłoń na ustach. — Znaczy... Ty masz dziecko! Stary, on ma nawet twarz jak ty. I gada jak ty! — Caden spojrzał na niego i uniósł brwi.

SalvationDonde viven las historias. Descúbrelo ahora