15. Szczerość

8.1K 375 704
                                    


Shade

Spóźniała się. Evangeline Lilith Pierce po raz kolejny się spóźniła. A właściwie nawet nie dotarła. Byłem cholernie wściekły.

Uniosłem rękę ze srebrnym zegarkiem i po raz kolejny sprawdziłem godzinę. Potem ponownie skierowałem oczy na ekran telefonu, gdzie dokładnie napisałem adres kawiarni, a blondynka zgodziła się na spotkanie.

Za kilka godzin mieliśmy jedną z ważniejszych rozmów z inwestorami i nie mogłem się na nią spóźnić. Chciałem spędzić przedpołudnie w towarzystwie syna i Evangeline, żeby się odstresować. Choć właściwie, stresu nie czułem... od bardzo dawna.

Szczerze mówiąc, jedną z pierwszych moich myśli było to, że zrobiła to specjalnie. W końcu pomimo jej nowej osobowości, w miarę trzymała się ram czasowych. Pomyślałem, że ponownie wracamy do nienawiści, która łączyła nas osiem lat temu. W tamtej chwili ogarnęła mnie złość. Zostawiłem na stole banknot, który zdecydowanie wykraczał poza cenę mojego zamówienia i szybkim krokiem ruszyłem do samochodu.

Widziałem, jak ludzie przy nim przystawali lub robili zdjęcia. Na co dzień mi to nie przeszkadzało, ale w tamtej chwili miałem ochotę się ich pozbyć.

Wszystkich. Doszczętnie spalić albo zastrzelić. Interpretacja dowolna.

Wsiadłem z trzaskiem drzwi do auta i ruszyłem przez zatłoczone ulice miasta. Instynkt mi podpowiadał, że coś było nie tak. Akurat, gdy od jakiegoś czasu coraz bardziej stresowałem się Chrisem, jej zmarłym ojcem i tysiącem innych rzeczy, nie odbierała. Pierce się zmieniła, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy. I nie miałem na myśli naszej rozmowy kilka dni temu. Czy też intensywnej sceny na biurku lub balu.

Wszystkie te lata ją zmieniły, ale nie mogłem się temu dziwić. Kogo nie zmieniłaby ciąża i samotne macierzyństwo? Tylko problem polegał na tym, że gdyby chociaż powiedziała czy napisała durnego sms-a, że jest w ciąży, w jednej chwili zmieniłbym całe swoje życie.

Gdyby tylko napisała, że mam z nią być bez większej przyczyny — zrobiłbym to.

To była moja diablica o blond włosach. Te kilka lat temu zrobiłbym dla niej wszystko. A Caden? Był moim synem, a sam pomysł, że mógłbym ich zostawić, wydawał się idiotyczny. Miałem wrażenie, że rola ojca odblokowała we mnie nowe marzenie i pewnego rodzaju spełnienie, z którego nie zdawałem sobie wcześniej sprawy.

Zacisnąłem dłonie na kierownicy i przyspieszyłem. Już nie raz mi uciekała i nie chciałem, aby zrobiła to ponownie. Możliwe, że złamałem kilka przepisów drogowych, przejeżdżając miastem.

Raz dałem jej odejść. Nie mogłem pozwolić, aby zrobiła to znowu. Nie chciałem poddać się bez walki.

Moim oczom po chwili ukazała się jedna ze spokojniejszych, ale skromniejszych dzielnic Waszyngtonu. Zaparkowałem we względnie bezpiecznym miejscu, w którym nikt nie powinien zniszczyć lub ukraść mojego samochodu. Ruszyłem do klatki, z której akurat wychodziła starsza kobieta.

Wbiegłem na drugie piętro, skacząc co drugi schodek. Moim oczom ukazały się ciemne, drewniane drzwi ze srebrną dziesiątką.

Szybko zapukałem, a po chwili zadzwoniłem irytującym dzwonkiem po parę razy. I nic. Zrobiłem to ponownie. A potem drugi raz. Gdy cofałem się, aby odejść i uderzyć w ścianę nogą, usłyszałem jak coś przesuwa się koło drzwi. A potem po cichu skrada.

Zapukałem ponownie, a zza drzwi odezwał się chłopięcy głos, który aż nazbyt znałem. Odetchnąłem z ulgą.

— Tatuś?

SalvationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz