the boys are here

13K 322 146
                                    

- Nie wahał się, kiedy wbijał nóż w ciało ofiary.

Zwierzęta. Ludzie to zwierzęta. Zachowujemy się zupełnie jak one.

- Niejednokrotnie.

Jeden człowiek jest w stanie bez zastanowienia odebrać życie drugiemu.

- Dźgał, a ona błagała o litość.

Zabrać ci to, co najcenniejsze, bez żadnych skrupułów.

- Zupełnie tak, jak później jej bliscy.

Kryminalne podcasty to moje guilty pleasure.

Niespodziewanie ktoś dzwoni dzwonkiem do mieszkania. Wstaje, żeby to sprawdzić, nie wyciągając z uszu słuchawek. Podchodzę wolnym krokiem do wejścia. Zastanawiam się jeszcze parę razy czy na pewno warto iść dalej. Jest już całkiem późno. Kto to może być o tej porze? Czy chce mi zrobić krzywdę?

- Policji nie udało się zidentyfikować mordercy. Istnieje możliwość, że wciąż jest na wolności.

Kładę rękę na kluczu i powoli go przekręcam. Uchylam delikatnie drzwi.

- Rose, kurwa mać. - to pierwsze słowa, które dobiegają do moich uszu. - Potrzebuje twojej pomocy.

Brzmi jak dobry wstęp do horroru. Ewentualnie jakiegoś kryminału. Dopiero teraz ściągam słuchawki i przyglądam się dokładnie osobie przede mną. Marszczę brwi.

- Co się dzieje Luce? Jest środek nocy. - odpowiadam lekko zdezorientowana. Spoglądam na zegarek w telefonie i widzę, że dochodzi pierwsza.

- Nie mamy czasu! Wytłumaczę ci w drodze. Szybko! - mówi zniecierpliwiony chłopak i praktycznie wyciąga mnie za rękę z mieszkania.

Czyli to dzisiaj. Tak miałam skończyć swoje już i tak marne życie na tej planecie. Jakie to poetyckie.

- Czekaj! Włożę, chociaż buty. - wyślizguje się na moment z uścisku chłopaka i w biegu zgarniam czarne trampki.

Mój strój jest zupełnie nie wyjściowy, ponieważ mam na sobie za dużą bluzę, w kolorze białym i czarne dresy. Włosy związałam w niedbały kok. Skąd miałam wiedzieć, że zostanę brutalnie porwana z własnego mieszkania? Do tego o pierwszej w nocy. Nie jest mi dane jednak za długo się nad czymkolwiek zastanawiać.

***

- Lucas, do cholery uspokój się wreszcie! - wyrzucam już podirytowana, ponieważ chłopak od 10 minut pieszego spaceru bredzi. - Na chłodno, powoli i jeszcze raz. Co się stało?

- Cameron się stał! I ten jego kumpel. Będą mieli grubo przesrane Rose! - wykrzykuje kolejne słowa, a ja zupełnie nie wiem już jak z nim rozmawiać.

Od jakiegoś czasu jesteśmy w drodze do Bailey. Dochodzimy praktycznie pod drzwi baru, a Londoño dalej nie potrafi mi powiedzieć, co się wydarzyło. Cały czas tylko mamrota o tym, jak bardzo wszyscy mamy podobno „przesrane".

- Lucas! - krzyczę już poirytowana i zatrzymuje się w miejscu. Chłopak dopiero po chwili to zauważa. - Jeżeli mi nie powiesz, o co chodzi, to jak ja mam pomóc?

- Jeżeli ci powiem, o co chodzi, to nie będziesz chciała pomóc. - odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie umęczonym wzrokiem. - Będziesz chciała mnie zamordować.

Czy byłabym zdolna zabić człowieka? Raczej nie. Nie wiem, jak ekstremalne musiałyby to być warunki. Może ewentualnie w samoobronie? Co, jeżeli byłabym w niebezpieczeństwie?

- Zamieniam się w słuch. - rzucam, nieugięta i zakładam ręce na piersi. Cały czas skanuje przejętą twarz chłopaka.

- James, Nicole, Gabriel i Michael przyszli dzisiaj do Bailey. - zaczyna, a mi już się robi niedobrze. - Akurat tak się złożyło, że Cameron jest na zmianie. Umówiłem się z nim, że wpadnę na piwo.

play with fireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz