the truth

15K 326 266
                                    

- Nareszcie jesteś! - krzyczy w moją stronę blondynka, kiedy tylko przechodzę przez próg.

Jej wzrok szybko przenosi się na postać za mną i nie widzę już na twarzy dziewczyny tyle entuzjazmu.
Wchodzę właśnie do obszernego salonu, który jest jednocześnie centrum imprezy. Zaraz za mną podąża White.
Wyraz twarzy Any zmienia się w mgnieniu oka, kiedy tylko go dostrzega.

- Trochę mi to zajęło. - mówię.

Dziewczyna jednak jest mną już średnio zainteresowana. Odwracam się w stronę osoby, którą za to cały czas obdarza uwagą.

Michael zatrzymuje się zaraz obok mnie. Wkłada ręce do kieszeni dżinsów i odwzajemnia niezbyt miłe spojrzenie Harris.

- Widzę, że za mną też się stęskniłaś. - zwraca się do niej.

Przez chwile toczą wojnę na wzrok, a ja po prostu stoję pomiędzy nimi i nie wiem jak przerwać tą ich niemą potyczkę.

- Jest i nasza zguba! - słyszę nagle wesoły głos, za swoimi plecami.

Londoño zmierza w naszą stronę z dwoma czerwonymi kubeczkami, pełnymi piwa. Jest uśmiechnięty od ucha do ucha. Zapewne nadal cieszy się z wygranego meczu. Nie dziwie mu się zupełnie.

- Co tak długo? - dodaje zadowolony Lucas, kiedy znajduje się przy nas.

- Jego zapytaj. - odpowiadam, wskazując ruchem głowy w stronę Michaela, który cały czas stoi obok.

Obracam się teraz twarzą w jego stronę. Mężczyzna spogląda na mnie z politowaniem.

- Rose jest trudną pasażerką i to akurat nie moja wina. - mówi niewzruszony Mike.

Cały czas patrzy mi w oczy. Staram się nie poddawać i nie łamie kontaktu wzrokowego jeszcze przez dłuższą chwilę.

- Zabawne. - zwracam się do chłopaka.

- Dobra, jeżeli to wszystko, to mam ważniejsze rzeczy na głowie. - odzywa się ponownie.

Tym samym jako pierwszy odrywa ode mnie wzrok. Patrzy teraz na Lucasa. Posyła w jego stronę dziwny grymas, który chyba miał przypominać uśmiech i odchodzi od naszej grupy.

Czuje jednocześnie ulgę, bo wreszcie sobie poszedł i obawę. Wiem, że zaraz będę musiała się tłumaczyć Anie z tego, co powiedziałam przez telefon. Dziewczyna pewnie będzie chciała też wiedzieć, dlaczego tak długo mnie nie było, a najlepiej znać wszystkie szczegóły podróży.

Spoglądam na Harris i jej wyraz twarzy oczywiście mówi już sam za siebie.

- Kiedy mówiłam, żebyś jechała z Michaelem, miałam na myśli podwiezienie pod budynek. To trwa jakieś pięć, może dziesięć minut. - zaczyna swój wykład, a ja już mam dość. - Nie chodziło mi o robienie z nim, bóg wie czego, przez godzinę!

- Serio minęła godzina? - dziwie się, bo jakoś nie zakodowałam, że upłynęło aż tyle czasu.

W końcu dalej mam rozładowany telefon, więc nawet nie bardzo miałam jak to sprawdzić.

- Nie zmieniaj tematu Reed! - krzyczy blondynka, a moje bębenki już wychodzą z siebie.

Wzdycham jak największa męczennica i spoglądam błagalnie na Lucasa. Jest jedyną osobą, która może mnie aktualnie uratować.

- Na mnie nie patrz. - unosi ręce do góry w obronnym geście. - Też tego nie popieram.

- Wszyscy przeciwko mnie. - mówię niezadowolona.

play with fireWhere stories live. Discover now