Rozdział dwudziesty czwarty

674 28 3
                                    

- Zrobię dzisiaj kolację, dobrze? - słyszę w słuchawce głos Jamesa. 

- Pewnie. Zawsze jestem chętna na jedzenie, którego sama nie muszę robić - w wyobraźni widzę jak brunet przewraca oczami. - Wychodzę dzisiaj chwilę później. Miałyśmy awarię rury na zapleczu i muszę pomóc pani Sivan ogarnąć cały ten bajzel. 

- Przyjadę po ciebie...

- Nie musisz - przerywam mu. - Zrobię sobie krótki spacer. Widzimy się w domu. 

- Ellie?

- Tak?

- Kocham cię - moje serce wykonuje salto w klatce piersiowej. 

- I ja ciebie kocham - odpowiadam, po czym się rozłączam. 

Minęły cztery dni odkąd James wyznał mi miłość, a my żyjemy jak w bańce mydlanej. Brunet już praktycznie nie korzysta ze swojego mieszkania, a cały wolny czas spędzamy razem. Czasem zastanawiam się jak przeszliśmy od unikania się do całkiem poważnego jak na moje oko związku. 

- Ellie, obsłużysz gości przy stoliku numer dziesięć? 

- Oczywiście. 

Odkładam telefon na półkę, myję szybko ręce, chwytam za notesik i ruszam do pracy. Ruch w restauracji jest całkiem spory od paru dni, ale codziennie znajduję pięć minut, żeby porozmawiać przez telefon z Jamesem. Czuję się trochę jak zakochana małolata, ale nie potrafię ukrywać swojego podniecenia i szczęścia tą nową dla nas rzeczywistością. 

Wyrywam się z wiru pracy dopiero, gdy wybija osiemnasta. Wszyscy klienci, którzy przyszli na obiad, zdążyli już opuścić restaurację, a ja ramię w ramię z panią Sivan uprzątnęłyśmy stoliki. 

- Skoczysz do sklepu za rogiem po taką część? Hydraulik powiedział, że wszystko będzie działało, ale musimy wymienić takie coś na nowe - moja szefowa podaje mi niewielką metalową część.

- Pewnie - biorę kilka banknotów dziesięciodolarowych, bo nie wiem, ile może takie coś kosztować, po czym ściągam fartuszek i odwieszam go na miejsce. 

Pani Sivan wyciera szafkę, która zabrudziła się przy wycieku, a ja wychodzę z zaplecza. Sklep wielobranżowy znajduje się dosłownie kilkanaście metrów od restauracji, więc po chwili wracam z powrotem na miejsce. 

- Jestem! - krzyczę, może trochę za głośno jak na to, że w restauracji panuje kompletny spokój. 

- Świetnie - kobieta posyła mi promienny uśmiech, który po chwili gaśnie. - Będziesz umiała to zamienić? 

Nigdy nie byłam typem majsterkowicza, ale postanawiam zaryzykować. Jeśli mi się nie uda to zadzwonię do Jamesa, który na pewno potrafi naprawiać różne rzeczy. Czasami mam wrażenie, że brunet potrafi wszystko. 

Odbieram od mojej pracodawczyni śrubokręt i przez następne piętnaście minut męczę się z rozkręceniem uszczelki. 

- Dobrze ci poszło - chwali mnie kobieta, gdy kończę.

Ocieram pot z czoła i uśmiecham się do niej szeroko. 

- Może powinnam zrobić jakiś kurs - żartuję, a ona parska śmiechem. 

- Myślę, że świetnie byś sobie poradziła. 

Gawędzimy jeszcze przez chwilę, a potem zbieram się do wyjścia. Spacer do domu mija zadziwiająco szybko. Gdy docieram pod blok widzę, że James siedzi na schodach i pali papierosa.

- Cześć, kochanie - witam go buziakiem w kącik ust. 

- Jak było w pracy? - pyta, a następnie gasi peta podeszwą buta. 

War of heartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz